poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Emmy

Podróż do Uniwersytetu minęła mi bardzo dobrze, jednak ciągle myślałam o tym jak znosi to Arimetris. Uczestniczyłyśmy już w wielu zawodach, co oznaczało wiele podróży, jednak zazwyczaj były one rozłożone na kilka dni tak, żebym mogła wypuścić moja ślicznotkę ja wolną przestrzeń. Tym razem musieliśmy to zrobić bardzo sprawnie. Miałam tutaj być od początku półrocza, ale choroba Arimetris zdecydowała inaczej. Myślałam, że spotkam się tutaj z moją przyjaciółką, June van Allen, ale niedługo przed wyjazdem dowiedziałam się od jej brata, że przewieźli ją jakieś prywatnej kliniki. Szkoda... Musiałam poradzić sobie sama. Dostałam nie za duży pokój o kremowych ścianach, hebanowych meblach i szarych panelach. Wszystko wydawało się w nim świeżo kupione, przeznaczone z myślą dla mnie, po przeanalizowaniu mojej osobowości. Miłe, ale z drugiej strony trochę niepokojące.
Moimi pierwszymi zajęciami tutaj było ujeżdżanie. Do stajni przyszłam na długo przed resztą. Dokładnie wyczyściłam sierść Arimetris, po założeniu ogłowia wyprowadziłam klacz na zewnątrz, aby mogła się trochę rozgrzać. To taki nasz rytuał, który jeszcze nas nie zawiódł, a po co zmieniać to co jest dobre? W końcu dziesięć minut przed rozpoczęciem zajęć byłam gotowa do wyjazdu. Uczniowie zaczęli zbierać się przed stajniami, więc idąc ich przykładem wyprowadziłam Arimetris na zewnątrz.
- Pomóc wsiąść? - zapytał uszczypliwym tonem jakiś brunet.
- Nie trzeba - strzemion używałam tylko na konkursach, więc bezceremonialnie, zamahnęłam się nogą, odbiłam i już siedziałam na grzbiecie, patrząc z miłym uśmiechem w stronę bruneta. - Nauczyłam się sama radzić.
- Widzę - mruknął odchodząc.
- Nie powiem, imponujące - odezwał się inny chłopak. Był to blondyn, który dosiadał karego konia.
- Taka mała słabość do chwalenia się moimi umiejętnościami, czasem mi się włącza - odparłam przepraszającym tonem. Właściwie to nie było nic złego, ale nie potrafiłam inaczej odpowiedzieć na słowa tego chłopaka. - To mustang?
- Właściwie to nie do końca wiadomo... ale podobno tak - uśmiechnął się delikatnie. - A twój to pewnie czysta krew?
- Cóż... - zarumieniłam się. - Podobno takie najlepsze do ujeżdżalnia, ale uwielbiam wszystkie konie.
- Widzę jesteś kolejną mianiaczką ujeżdżania?
- Wiesz u nas w Holandii to dość popularny sport.
- Holandii? To ty to masz pewnie we krwi wszystko.
- Aż tak to nie, ale warunki jakieś tam są.
- W sensie?
- No wiesz dobre szkółki, wszyscy mają fioła na punkcie koni, ma kto cię popchnąć na konkursy i możesz się rozwijać. Mój dziadek i wujek kochają jazdę konną i to dzięki nim oraz mojemu zafascynowaniu końmi wpadłam, w te tryby. A ty.... jak masz na imię?
- Erik - odparł.
- A ty Eriku? Dlaczego zacząłeś jeździć?

Erik?
Następne będzie lepsze, po prostu nie mam talentu do pierwszych opowiadań

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz