Otworzylam oczy i przetarlam je, cholera, co to za sypialnia, co to za lozko i co to w ogole za dom?
Podnioslam sie w lozku i rozejrzalam powoli, o dziwo, oprocz suchego, nieprzyjemnego uczucia w gardle nie czulam zadnych innych typowych objawow kaca.
Po krotkiej chwili skojarzylam, ze jestem w pokoju Lewisa, a moje ubrania wisialy rowno przewieszone przez oparcie krzesla. Popatrzylam w dol, mialam zalozona na sobie o wiele za duza, czarna koszulke Lewisa.
Zacisnelam usta, pan Draxler odpowiednio sie mna zajal, podciagnelam bluzke do gory, by zobaczyc jaka w ogole mam na sobie bielizne, na szczescie od pewnego glupiego incydentu z majtkami w kaczki zakladalam tylko taka ladna i do pary.
Westchnelam z ulga, ze w ogole mam ja na sobie, ale w sumie, Lewis nie byl raczej typem osoby, ktora wykorzystuje pijane laski.
Zaczelam zastanawiac sie w ogole co pamietam z tej imprezy, na pewno jak jechalismy na miejsce, widok z The Shard, potem jak przyszli Paul i Melody, potem nastepowala czarna dziura, a potem znowu kolory i motocykle. Obiecalam sobie, ze juz nigdy sie nie upije i usmiechnelam sie sama do siebie, niczego nie zalowalam.
Narazie nie zalowalam, pewnie Lewis uraczy mnie jakas historia ze mna w roli glownej, gdy tylko wstane.
Wtulilam sie mocniej posciel, pachniala podobnie jak on, mam nadzieje, ze sie do niego nie dobieralam czy cos.
Podrzemalam jeszcze przez chwilke, ale suchosc w gardle nie ustepowala, dlatego wstalam i skierowalam sie do drzwi, w domu bylo dosc cicho, zerknelam na zegar wiszacy na korytarzu, bylo dwadziescia po osmej.
Zajrzalam do salonu, ale nikogo tam nie bylo, uslyszalam jednak glosy dobiegajace z kuchni. Przekonana, ze to Lewis i Aleksander weszlam tam jakby nigdy nic i juz otworzylam usta, by cos powiedziec, a wtedy zauwazylam, ze to wcale nie sa chlopcy.
Stanelam jak wryta przed panstwem Draxler.
Postawny, wysoki mezczyzna poderwal sie do gory i zmarszczyl brwi, zmierzyl mnie od gory do dolu wzrokiem.
- Kim do cholery jestes, i co robisz w naszym domu? - spytal groznie.
- J...ja, ja jestem znajoma Lewisa - wyjakalam cofajac sie powoli do drzwi.
- Lewisa - powtorzyl za mna i spojrzal na zone, uniosla pytajaco brwi. Cholera, cholera, cholera, ale jestem w dupie. Przytaknelam mu kiwnieciem glowy.
- Stoj - warknal, a potem wrzasnal - LEWIS, CHODZ TU KURWA!
Wcisnelam sie mocniej w futryne drzwi, serce zaczelo mi bic jak oszalale, brunet po chwili pojawil sie w progu kuchni, popatrzyl na mnie przez chwilke, a potem na ojca. Jego wzrok az kipial nienawiscia.
- Jaki dzis jest dzien?! - podniosl glos.
- Piatek - odparl spokojnym glosem chlopak, choc widzialam jak zacisnal piesci.
- Gdzie powinienes byc?
- W szkole.
- To co, kurwa, robisz tutaj?
- Odwiedzam dom rodzinny, chyba to jeszcze moge? - wysyczal.
- Odwiedzac to nie znaczy sprowadzac tutaj jakies mlode dziwki, zeby mi sie rano po domu wloczyly - zawolal ze zloscia, a ja przez chwile pomyslalam ze Lewis go uderzy. Wzielam gleboki oddech, brunet odwrocil sie na moment i rzucil, bym poszla sie ubrac.
Poslusznie spelnilam jego prosbe i poszlam sie ubrac w akompaniamencie krzykow z kuchni, nigdy nie slyszalam, by ktos az tak sie klocil.
Stanelam w korytarzu, a Aleksander poslal mi puste spojrzenie.
- Przepraszam - szepnelam cicho. Pokrecil tylko glowa i znikl w swoim pokoju, jak zwykle musialam namieszac.
Uslyszalam huk rozbijanego naczynia, a po chwili Lewis wyszedl z pomieszczenia, minal mnie i rowniez zniknal w tym pokoju, bo minucie wyszedl z niego ubrany w kurtke i spodnie i trzymajac w rece klucze.
Zlapal mnie dosc agresywnie za nadgarstek i pociagnal za soba.
- Chodz - warknal, wcisnal mi w rece kask i wskoczyl na motocykl. Zalozylam go i wdrapalam sie na maszyne, chlopak odwrocil sie.
- Czemu tego, kurwa, nie zapielas? - spytal i zlapal za paseczki u dolu kasku, spial je i odwrocil sie. Objelam go ostroznie i poczulam, jaki caly jest spiety ze zlosci. Cholera, naprawde jestem w strasznej dupie.
Jechalismy przez dluzsza chwile, Lewis zdecydowanie przekraczal dozwolona predkosc, ale nawet sie nie odezwalam, balam sie cokolwiek mu powiedziec, gdy byl w takim stanie.
Dojechalismy w niezbyt zaludnione miejsce, ktorego nie znalam, chlopak zatrzymal motocykl i zszedl z niego bez slowa. Milczac zdjal kask i przez chwile sie nad czyms zastanawial, przerzucilam noge przez siedzenie i popatrzylam na niego pytajaco.
- Nie moglas poczekac, kurwa, az do ciebie przyjde? - warknal nagle ze zloscia. Skulilam sie i spuscilam wzrok, widzac blysk w jego oku.
- Ja... Nie chcialam - szepnelam i zaczelam nerwowo przebierac palcami.
- No, oczywiscie, ze nie - wysyczal, a potem ponownie na mnie spojrzal. Chyba nagle cos jednak do niego dotarlo.
- Olivia, popatrz na mnie - podszedl i poprosil. Niechetnie na niego spojrzalam, a potem odwrocilam szybko wzrok. - Boisz sie mnie? - spytal cicho. Klamiac zaprzeczylam machnieciem glowy. Tak, nienawidzilam gdy ktos bliski podnosil na mnie glos.
- Przepraszam, ponioslo mnie - dotknal delikatnie mojej reki. - Nie chcialem sie na ciebie drzec.
- Nic sie nie stalo, rozumiem, to moja wina - odparlam cicho i zeskoczylam z motocykla.
- Chodz, napijemy sie kawy - westchnal glosno i otworzyl drzwi do kawiarnii, puscil mnie przodem. Co za ladne miejsce, nie dosc ze prawie puste, to jeszcze tak klimatycznie urzadzone, a zapach kawy unosil sie w powietrzu.
- Maja tu pyszne latte - mruknal, siadajac przy stoliku. Zamowilismy napoje, a kelnerka przyniosla je po chwili. Wzielam na lyzeczke odrobine smietanki, niebo w gebie, naprawde.
- Co z Aleksandrem? - spytalam po chwili. Lewis potarl twarz dlonmi i wzial gleboki oddech.
- Mam nadzieje, ze nie beda sie na nim za to wyzywac, najchetniej wzialbym go stamtad od razu, ale niby gdzie?
- Moze ucieknie i pojdzie do Hailey, kogokolwiek?
- Rodzice wiedza, gdzie sie bedzie wloczyl, to jest najgorsze, juz lepiej jak jest sam w domu - pokrecil glowa. - Sam nie wiem. To popieprzone.
Zamieszalam lyzka w kawie i zaczelam nerwowo uderzac paznokciami w szklo.
- Aleksander moze mieszkac u mnie, jesli bedzie taka potrzeba - powiedzialam po chwili ciszy.
- Twoim rodzicom nie bedzie to przeszkadzac? Beda go szukac, sam nie wiem, nie chcialbym narobic wam problemow.
- Moj tata jest przez wiekszosc tygodnia w trasie, bo jest kierowca, a moja mama kocha kazdego czlowieka, nie bedzie.
- To zly pomysl, Olivia.
- A masz narazie lepszy? - spojrzalam za okno - moja mama ma takiego przyjaciela ze studiow, jest cenionym prawnikiem, jakby byly jakies problemy - przypomnialo mi sie. Wyciagnelam telefon i nim Lewis zdazyl cokolwiek powiedziec, wybralam numer do mamy.
- Obudzilas mnie, kochanie - odezwala sie zaspanym glosem - dlaczego nie odbieralas caly dzien telefonu wczoraj? Dzwonilam z zyczeniami.
- Wytlumacze ci wszystko, pracujesz dzisiaj?
- Nie, a co sie stalo?
- Wpadne do ciebie w odwiedziny za chwile.
- Cudownie, zrobic ci cos do jedzenia?
- Jak chcesz, niedlugo bedziemy - rozlaczylam sie i odlozylam telefon na stolik.
Usmiechnelam sie radosnie do Lewisa i nagle cos mnie dotknelo, patrzac na niego.
Podkrazone blekitne oczy, zmeczony wzrok.
- Musisz sie wyspac - stwierdzilam. Pokrecil tylko glowa i mruknal, ze chcialby.
Szybko dotarlismy pod moj dom, stal on troche na obrzezach, byl taki przytulny. Minelam dwa rzedy kwitnacych tulipanow, razem z mama uwielbialysmy te kwiatki.
- Czesc, kochanie - przytulila mnie mocno mama i pocalowala w policzek. - Boze, smierdzisz wodka, nie wstyd ci, ja sie krylam przed rodzicami, jak mialam kaca - ofuknela mnie. - Czekam na wyjasnienie, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonow, wyrodna corko - powiedziala nad wyraz emocjonalnie, i dopiero wtedy zobaczyla Lewisa.
- O, dzien dobry, dzien dobry - przywitala sie radosnie. - Agatha, milo mi, Olivia mi tyle o tobie opowiadala - rzucila, a ja az otworzylam usta, nie wierzac w jej zlosliwosc. Nie pisnelam jej o nim nawet slowa. Lewis zasmial sie i puscil mi oczko, a ja poczulam jak rumieniec wchodzi mi na policzki. Mama nie byla by soba, gdyby nie wypytala go o wszystko co zwiazane z nim i ze mna, a on odpowiadal czesto na moja niekorzysc. Najwyrazniej mscil sie za wczorajsze popoludnie z Aleksandrem.
W koncu nie wytrzymalam i poszlam sie umyc, przebralam sie w jakies ubrania, ktore zostawilam w moim pokoju i zeszlam na dol z mokrymi wlosami. Lewis i mama siedzieli przy stole i rozmawiali o motoryzacji.
Westchnelam, moja matka z kazdym moim znajomym dogaduje sie lepiej niz ja.
Dosiadlam sie do nich i wzielam sobie garsc orzechow stojacych w miseczce.
- Mamo, mam prosbe - powiedzialam nagle by zwrocic na siebie uwage.
Wytlumaczylam jej cala sytuacje z Aleksandrem, kiwala glowa i sluchala uwaznie. Oczywiscie zgodzila sie nam pomoc.
- Niech to kochanie przychodzi tu tak czesto jak tylko chce, Lewis przekaz mu tam to ode mnie? Dobrze? Albo wpadnijcie tu razem w weekend.
- Ja tez moge? - wtracilam sie.
- Nie, po co? Masz nadrobic nieobecnosci na dziejszych i wczorajszych zajeciach - zazartowala.
- Zapisalam sie na prawo jazdy, kupisz mi samochod? - spytalam nagle.
- Zgadnij, kochanie - usmiechnela sie promiennie. Porozmawialysmy jeszcze przez chwile, poczekalam az wyschna mi wlosy, az w koncu postanowilismy wreszcie wracac na Uniwersytet, zanim zaczna sie o nas niepokoic, bylo juz przed poludniem.
Lewis? Hehe, powodzenia w odpisywaniu, sama nie mam pomyslu na ciag dalszy XD :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz