-Czy ty jesteś poważna na swój wiek? - zamrugałem oczami, odwracając głowę w jej stronę. Uniosła brwi, uśmiechając się jeszcze szerzej. Zmierzyła mnie wymownym spojrzeniem. Westchnąłem, przewracając oczami.
-Nie ważne. Nie było pytania - mruknąłem.
-Brakowało ci tego, przyznaj - puknęła mnie w bok abym się przesunął. Łazienki są dwie, na dole zapewne wolna. Ona zawsze lubiła się wpychać przede mnie i wbijać w nieoczekiwanych momentach. Wyczuwam irytujące podobieństwo.
-To trauma z dzieciństwa. Przez ciebie odruchowo zamykam drzwi od łazienki na klucz - potargałem jej włosy, gdy je rozczesała. Opuściła ramiona z grobową miną - Nie rób mi tak - zmarszczyłem brwi, chwytając za ubrania.
-Poczekaj. Odwróć się - zatrzymała mnie i ze skupieniem popatrzyła na mnie. Odsunąłem głowę do tyłu z niepewnością - Nie ruszaj się, coś tu masz - uniosła rękę i wplątała ją we włosy, uśmiechając się zadowolona. Stały, denerwujący numer - Oko za oko.
-Ja przynajmniej nie wyglądam jakby mnie z pralki wyciągnięto - wystawiła mi język na podziękowanie za miłą uwagę.
-To się nazywa obsesja - głośno wyszeptała, wychylając głowę za mną.
-Ja jestem przystojny, czarownico - odgryzłem się, obrywając w odwecie.
-Masz szczęście, że jest późno, bo przypadkiem spadłbyś ze schodów - zaśmiałem się i wszedłem do swojego pokoju. Minęło trochę czasu zanim tu byłem, ale ku zaskoczeniu nic się tutaj nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu. Myślałem, że od razu po moim wyjeździe wykorzystają co tylko się da. Dlatego też większość ważnych rzeczy zabrałem ze sobą w obawie, że kochane siostry sobie cokolwiek przywłaszczą albo gorzej - wyrzucą. Opadłem na łóżko, wtulając twarz w poduszkę i momentalnie zapadła cisza. Jednak tylko na chwilę. Do pokoju weszła Safaa. Wypuściłem głośno powietrze.
-Nie przyjmuję gości po północy - mruknąłem.
-Założyłam się z Waliyha`ią, że namówię cię na taką jedną fajną rzecz - dziewczyna usiadła na skraju łóżka. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Zapadła chwila ciszy, którą przerwało dosyć głośne wejście Wal.
-Mówiłam, że się nie zgodzi - stanęła na środku. Spojrzałem na zegarek. Ja chcę spać.
-Nic jeszcze nie powiedział - odwarknęła Safaa.
-Ja idę do łazienki - wstałem z najbardziej niewinną miną jaką byłem zdolny udawać i wyszedłem z pokoju. Szukanie miejsca, które zapewniłoby mi spokój było dosyć trudne, zważając na to, że młodsze rodzeństwo jest nieugięte jeśli chodzi o namówienie na cokolwiek. Nawet nie zamierzałem widzieć o co chodziło. Spojrzałem na drzwi pokoju gdzie spała Brooke. Idealnie. Siostry nie odważą się tu wejść w przeciwieństwie do mnie.
Z przyjęciem nie było problemu, a wręcz dziewczyna zaskoczyła mnie swoją postawą. Niezaprzeczalnie ma się w sobie ten dar przekonywania. Albo po prostu była na tyle zmęczona, że zrezygnowała z wszelkich kłótni. Zasnęła niemal od razu. Nie ma się co dziwić. Jestem jedyny w swoim rodzaju. Głosy zdezorientowanych sióstr także umilkły, a wkrótce w domu zapanowała bezwzględna cisza. Nareszcie. Jedyne co dało się usłyszeć to równomierny oddech dziewczyny wtulonej w mój bok. Uśmiechnąłem się pod nosem, nie ukrywając zadowolenia.
Ranek nie mógł zapowiadać się lepiej. Chociaż gdyby słońce tak mocno nie przygrzewało być może byłoby idealnie. Zamknąłem drzwi najciszej jak umiałem, a biorąc pod uwagę moje umiejętności, przeszkodzić w tym mogło mi dosłownie wszystko. Zszedłem po schodach, zeskakując z ostatnich schodków i o mało nie wbijając się w ścianę naprzeciwko. Spojrzałem na wychodzącą mamę z pokoju. Pokręciła głową. Posłałem jej niewinny uśmiech i zniknąłem w kuchni. Śniadanie... coś dobrego, pożywnego, żeby tylko dzieciątko nie wybrzydzało.
-Czyżby szykowało się śniadanie? - kobieta przejechała ręką po moim ramieniu.
-Puki co w mojej głowie, ale spokojnie... coś wymyślę, jak zawsze - zapewniłem, podchodząc do lodówki.
-W to akurat nie wątpię - zaśmiała się - Wyjeżdżamy z ojcem za dziesięć minut. Mam nadzieję, że wszystko pozostanie na swoim miejscu. Doniya jest w ogrodzie jakby co - to była ewidentna sugestia. Ja sobie nie poradzę? No błagam.
-Niech tam siedzi. Nawet nie wie co traci - odwróciłem się z szerokim uśmiechem i podrzuciłem mleko do góry, które zapewne by spadło na ziemię gdyby nie moje cudowne umiejętności.
-Sprzątać też nie będę - kobieta uniosła brwi i wyszła z kuchni. Żadnego sprzątania... będzie tak czysto jak teraz jest. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w celu zorientowania, gdzie może znajdować się reszta składników potrzebnych do przygotowania wspaniałego śniadania. Szukanie nie było aż takie złe. Nie dużo się pozmieniało. I dobrze. W innym razie musiałbym wołać o pomoc siostrę. Po jakichś dziesięciu minutach, gdy rodzice pojechali, Brooke zeszła na dół. Pewnie przyciągnął ją smakowity zapach.
-Dzień dobry, śpiąca królewno - odwróciłem głowę na chwilę w jej stronę z uśmiechem. Przeciągnęła się, nieco jeszcze zaspana.
-Dzień dobry... Co tak ładnie pachnie? - podeszła i zajrzała mi przez ramię.
-Super hiper, cudowne, wspaniałe śniadanie dla nas - podrzuciłem naleśnik do góry. Niestety, jak na złość, ten jeden nie spadł tam gdzie powinien. Nasze spojrzenia skierowały się na blat szafki.
-Ale to śniadanie będzie całe mam nadzieję? - uniosła oczy.
-A czemu nie? Widocznie naleśniki cię nie lubią i automatycznie uciekają ode mnie - wzruszyłem ramionami z uśmiechem. Przechyliła głowę, nic nie mówiąc, jedynie przewracając oczami - Teraz skup się i patrz - trąciłem ją ręką. Tym razem naleśnik spadł tam gdzie powinien. Posłałem jej dumne spojrzenie. Zaklaskała w dłonie.
-Jednak kosz na śmieci się nie naje... - uśmiechnąłem się, obrzucając ją leżącą obok moich rąk mąką. Tego się nie spodziewała i całe szczęście, że nadal nie był ubrana.
-Co to? - do kuchni weszła Safaa, mrużąc oczy gdy zobaczyła białą od mąki Brooke. Przeszła obojętnie obok - Nie ważne...
-Nie dla ciebie - burknąłem, wiedząc, że ją to zdenerwuje. Podeszła i wsadziła palec w gładkie ciasto. Zmarszczyłem brwi, uderzając ją w dłoń. Zwróciła na mnie gniewne spojrzenie - Mówiłem, że nie dla ciebie - wyszczerzyłem się, dostając porządnego kuksańca w bok. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem. Chyba dla mnie lepiej, że nie słyszałem. Brooke odprowadziła spojrzeniem Safaa`e i oparła się o jedną z szafek.
-Zabawnie, nie powiem...
-Moje jedzenie. A wiadomo, że tym się nie należy dzielić - wypowiedziałem w miarę głośno. Prawdę mówiąc, to oczywiste, że zostawię dla nich jakąś część. Jednak widok wkurzonej Safaa`y był koniecznym elementem każdego dnia.
-Nie o to mi chodziło - mruknęła i rzuciła we mnie mąką. Ciekawe jak wyglądam w czarno-białych włosach.
-Bez odwetów tylko, bo znowu przegrasz - strzepałem z siebie biały proszek. Dziewczyna uśmiechnęła się, podbierając palcem trochę ciasta z miski. Spojrzałem na podłogę, blat, na wszystko wokół. Dobra... jednak czeka mnie sprzątanie. A miało się obyć bez usterek - Widzisz co zrobiłaś... - wskazałem na podłogę - Będziesz to ze mną sprzątać.
-O nie, nie... nie ma mowy - pokręciła głową i zamierzała wyjść z kuchni. Strategiczny odwrót z miejsca zbrodni. Nie tak łatwo. Postawiłem talerz na stole obok i złapałem ją w pasie, cofając się.
-Zostajesz tutaj. Nie po to się męczyłem nad tym śniadaniem - posadziłem ją na krześle. W tym samym czasie do kuchni weszła Doniya. Stanęła z grobową miną i spojrzała po naszej dwójce.
-Armagedon - pokręciła głową i udając, że nic nie widzi, podeszła do lodówki. Usiadłem na przeciwko Brooke z zadowolonym uśmiechem. Uniosła głowę do góry.
-Oczekuje pochwały - siostra strzepała z moich włosów resztkę mąki i posłała uśmiech do dziewczyny.
-Oczekuje, ale czy dostanie? - oparła się rękoma o blat i wzięła do buzi pierwszy kęs.
-Oczywiście, że dostanę. To kwestia czasu i poziomu twojej cierpliwości - mruknąłem.
-Jesteś taki pewny? - spuściła głowę, a jej twarz opadło kilka kosmyków włosów. Ba, jestem wręcz przekonany, że jeszcze nie raz usłyszę to co chcę z tych pięknych, malinowych ust. Pokiwałem głową bez cienia wątpliwości.
Po zjedzonym śniadaniu nadeszła pora na ogarnięcie kuchni. Jakże ta dziewczyna jest uparta i krnąbrna. Założy sobie, że nie będzie nic robić i rzeczywiście tak było. Usiadła na blacie szafki i wymachiwała nogami jak dziecko, któremu się wydaje, że wygrało w dyskusji.
-Bo się pogniewamy na siebie - stanąłem naprzeciwko, unosząc brwi. Pokręciła głową przecząco.
-Moja dusza na prawdę będzie poważnie cierpieć z tego powodu. Przynajmniej odkupisz to co narobiłeś w sklepie.
-To było moje normalne zachowanie. Nie wykazywałaś żadnego sprzeciwu.
-Bo znikasz w niespełna chwili, a gdy się pojawiasz, okazuje się, że pół sklepu jest zdemolowane. Nie długo nie wpuszczą mnie to żadnego, bo będą mnie z tobą kojarzyć - parsknęła śmiechem.
-To chyba dobrze? - wyszczerzyłem się.
-Jasne. O ile ekspedientka nie schowa się za ladą - zaśmiała się, unosząc ramiona do góry.
-A mało jest sklepów w Anglii? Wszystkie stoją przed nami otworem - rozłożyłem ręce na boki - Schyl się, bo twoja głowa ucierpi przez szafkę - otworzyłem małe drzwiczki nad nią i schowałem białe opakowanie z mąką. Tak na pierwszy ogień, by nie kusiło. Widziałem to spojrzenie pełne wątpliwości, gdy znalazła się tuż nad głową Brooke. Mówiło, że nawet nie mam o tym myśleć, bo nie dożyję starości. Ostatecznie większość rzeczy posprzątałem sam, zostawiając tylko blat dziewczynie, która poradziła sobie w pięć minut. Potem bawiła się w rozporządzanie i wytykała mi poszczególnie miejsca gdzie jeszcze należy co nieco uprzątnąć. Zabawne. Dla niej na pewno. Szczęśliwa jak dziecko siedziała na górze i kończyła jeść jabłko. Opadłem na podłogę tuż pod nią i oparłem się plecami o dolne szafki.
-Pięknie. Jestem dumna. Zasługujesz na nagrodę - prychnąłem, szczerze powiedziawszy rozbawiony. Oparła nogi o moje ramiona i wplątała dłoń we włosy. Od kiedy to ja jej pozwalam bez żadnego mruknięcia? Rozejrzała się dookoła - Prawdziwa pani domu...
-Dobra, już koniec. Wiem, że powoduję zachwyt w ludziach, ale nie zakochuj się tylko w mojej wspaniałej pracy - odchyliłem głowę do góry aby spojrzeć w jej oczy. Uniosła kąciki ust do góry.
Brooke?
Nie zabijaj mnie za końcówkę, proszę? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz