- Ja? Zwykle to Ty zaczynasz zabawę. - chłopak uniósł dłonie w geście obrony.
- Że co proszę? - zaprzeczyłam. - To Ty lubisz bawić się w gwałciciela.
- Dzisiaj to ja miałem wrażenie, jakbym był gwałcony. - jego ręka powędrowała na mój brzuch, a po chwili zaczęła po nim sunąć. - Jeszcze nigdy nie widziałem cię tak rozpalonej.
- Długa rozłąka. - przetarłam oczy.
- Miałaś wybierać, spanie czy wyznanie.
- Zdecydowanie spanie! - odwróciłam się plecami do niego zabierając kołdrę.
- Aha. Rozumiem. Nici z powtórki. - brunet subtelnie ucałował mnie w bark.
- Jutro.
- Jutro to będzie futro. - mruknął pod nosem.
- Poza tym...jutro czeka nas pracowity dzień, a właściwie ciebie. - powiedziałam stanowczo.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zmarszczył brwi.
- Dowiesz się jutro. Dobranoc James.
~*~
Zgodnie z moim planem po zajęciach w szkole udaliśmy się razem do stajni. Przywitałam moje dwa pyszczki, którym zresztą obiecałam dzień wolnego po zawodach. Wyprowadziłam je na pastwisko chwilę później wracając do James'a.
- No Panno Saint, zdradzisz mi swój misterny plan? - skrzyżował ręce na piersi.
- Zabieraj się za czyszczenie swojego rumaka księciuniu. - rzuciłam mu plastikową szczotkę.
- Idziemy jeździć?
- Ty idziesz. - odparłam. - Dzisiaj będę twoją osobistą trenerką. Musisz dopracować parę rzeczy.
- Ok, ale możemy się przenieść do łóżka?
- A ten ciągle tylko o jednym. - wywróciłam oczami.
- Powiedz mi jak o tym nie myśleć jak ma się przed sobą uroczą dziewczynkę z naturalnym ciałem a'la Kylie Jenner. - chłopak chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany boksu delikatnie muskając ustami po szyi. W tym czasie poczułam jak Maximus zaczyna dobierać się do mojego kucyka.
- Ej koniu! Puszczaj! - krzyknęłam przez śmiech.
- Od początku cię lubił.
- Dobra. Ruszaj dupę bo widać, że się niecierpliwi.
- Może by tak grzeczniej? - James zmarszczył brwi.
- Nie będę cię prosić.
Chwilę później ogier stał już w myjce. Postanowiłam już nie być taką wredną suką i pomogłam mu.
- Jeszcze tam. O tam przy kopycie. - co jakiś czas uszczypliwie zwracałam mu uwagę.
- Może tak sama to zrób. - udawał oburzonego.
- Ja tu dzisiaj szefuje. - dumnie podparłam biodra rękami.
W momencie, gdy James udał się pod cały rząd, mój misterny plan treningu uległ zmianie. Zmianie, na dość ciekawy pomysł.
- Daj tylko ogłowie. - dosłownie wyrwałam mu skórzane paski z rąk.
- Coś czuję, że to się nie skończy dobrze.
Gdy Max był już gotowy wyprowadziliśmy go na zewnątrz, i zamiast na plac, skierowaliśmy się na polną dróżkę prowadząca do pobliskiego parku. Dzisiejszy dzień był cudowny. Nie za gorąco nie za zimno, dało się wyczuć zbliżające wakacje.
- No, wsiadaj. - powiedziałam do bruneta. Chłopak raz dwa znalazł się na grzbiecie karego wierzchowca.
- A teraz odsuń się trochę do tyłu. - Nie zdążyłam dokończyć, a w przeciągu jednej sekundy wślizgnęłam się pod łokieć i znalazłam przed James'em.
- Ty jesteś chora! - stwierdził stanowczo.
- Siedzimy oboje na jednym koniu, fajnie co? - wyszczerzyłam się. - Oddawaj wodze.
- Że ten biedny Max to wytrzymuje.
- Co od niego chcesz, silny koń. - poklepałam smukłego rumaka po szyi. - A teraz trzymaj się i tylko nie spadnij.
James?
Znów było czekanie ;c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz