środa, 14 czerwca 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

-Dobrze, że nie musisz każdego całować na dobranoc. Bo byś nie dotarł nawet do swojej sypialni, a już byłby ranek. I tyle bym z ciebie miała - objęła mnie rękoma w pasie - Będę musiała chyba podkreślić znaczenie słowa na wyłączność każdemu po kolei - uśmiechnąłem się słysząc te słowa i pocałowałem ją ww czubek głowy. Przyciągnąłem ją jeszcze bardziej do siebie, bo zerwał się spory wiatr.
- Ciepło? - zapytałem, a ona zadarła swoją śliczną główkę, żeby mi spojrzeć w oczy.
- Przy tobie zawsze.
- Miło mi to słyszeć - uśmiechnąłem się.
- A mi milo, widzieć cię wreszcie uśmiechniętego - zaśmiała się, chowając twarz w moim torsie.
Nie spodziewałem się, że zależy jej na tym, żebym się uśmiechał. Rzadko się uśmiecham, a ona to doskonale wiedziała. Zresztą żeby się uśmiechać trzeba mieć powód, a ja go znalazłem dopiero teraz. James i Marie od początku mieli ku sobie skłonności, ale my? No dobrze... ale ja? To wszystko było takie nowe, pomimo że już tego doznawałem. Może nie wszystkiego, ponieważ po raz pierwszy zrozumiałem co to znaczy mieć motyle w brzuchu, ale do co reszty, to musiałem przyznać się przed sobą, że z żadną dziewczyną nie było mi tak dobrze jak z Hailey.
- Nie myśl za dużo, bo cię głowa rozboli - zaśmiała się, miała zaróżowione policzki od zimna.
- Dobrze, ale szkoda... - westchnąłem.
- A dlaczego?
- Bo myślałem o nas... ale przede wszystkim o tobie - pochyliłem się o ją pocałowałem.
- I co o mnie takiego myślałeś? - starała się zapytać całkowicie obojętnym tonem. Coś nie wyszło.
- Cóż... Taka przeciętna, nudna, gada jakieś niestworzone historie przez sen - zacząłem śmiertelnie poważnie, spojrzała na mnie smutnymi oczami. - A tak poza to śliczna, o ciele bogini, inteligentna, zabawna, w cholerę pewnie zazdrosna, co jest strasznie słodkie i pociągające, a przede wszystkim... moja.
Przewróciłem się na piasek, pociągając Hailey za sobą, upadłem na plecy, a ona centralnie na mnie. Ująłem w dłonie jej twarz i zacząłem całować. Odpowiedziała natychmiast. Moje ręce wsunęły się pod jej szyi i ramionach, aby dotrzeć do jej talii. Przewróciłem ją na plecy, kładąc się częściowo na niej i wpijając się w jej szyję.
- Bo mi malinkę zostawisz - jęknęła. Oderwałem się od niej.
- I tak się dowiedzą - zamruczałem.
- Jednak nie chcę, aby się powiedzieli przez malinkę, którą mi zrobisz kilkanaście metrów od nas, kiedy mogą nas zobaczyć.
- Pragnę cię uświadomić Hailly, że kochaliśmy się do upadłego właściwie w pokoju obok nich - zaśmiałem się.
- Hailly? Kiedy ostatni raz tak do mnie powiedziałeś?
- Przed chwilą - pocałowałem ją, zanim zdążyła odpowiedzieć.
- W takim razie chodźmy ratować Zaina, jak się domyślam - pokiwałem głową. Wstałem i pomogłem jej. Trochę otrzepaliśmy się z piasku, po czym zaczęliśmy wspinać się w górę klifu. Kiedy doszliśmy na samą górę, Hailey puściła moją dłoń, spojrzałem na nią, krzywiąc się. Zachichotała widząc moją minę, zerknęła na resztę i dała mi szybkiego całusa, który od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Tracę dla ciebie głowę, Hail... A może już ją straciłem? Dopiero, kiedy byliśmy już kilka metrów od tego stadka baranów, odwrócili się.
- Gdzie on jest? - zapytałem James'a. Wskazał głową. Mój kochany brunecik siedział na krawędzi klifu. Niedobrze. Westchnąłem i podszedłem do niego, usiadłem tak dwa metry od niego. - Co mój najśliczniejszy, kochany pysiek tutaj robi? - odwrócił się, był... smutny? - Co się stało?
- Jak mogłeś mi nie powiedzieć? - fuknął.
- Ale o czym? - zdziwiłem się.
- Widziałem was - odparł cicho. Cholera... W mgnieniu oka znalazłem się obok niego i go objąłem ramieniem, aby po chwili przyciągnąć do siebie.
- Przecież byś się pierwszy dowiedział, ale nie było kiedy....
- Jasne - mruknął.
- No już, przystojniaku mój ty, proszę mi się tutaj nie obrażać. Na drugi raz, po prostu zostawię ją w łóżku i przylezę do ciebie, żeby ci powiedzieć - spojrzał na mnie, szczerząc się i unosząc brwi. - Ale masz być cicho.
- Czemu im nie powiecie?
- Jedziecie tutaj tylko w celach prywatnych - udałem głos Brooke, a on wybuchł śmiechem.
- Jak żywa - oparł głowę o moje ramię. - To co mi powiesz?
- Że to będzie matka moich dzieci...
- Już?!
- Cicho bądź! Jasne, że nie - przewróciłem oczami. - Ale kiedyś na pewno...
Po jakimś czasie w końcu wstaliśmy i wróciliśmy do reszty, gdzie od razu rzuciła się do niego Brooke, ale go zasłoniłem. Dosłownie, objął mnie i przytulił się do moich pleców tak, że ledwo go było widać zza mnie. Kłóciłem się z jego "dziewczyną", kiedy poczułem, jak wspina się na palce.
- Ale jak to będzie chłopiec, to muszę zostać ojcem chrzestnym - szepnął mi do ucha, a ja od razu zacząłem się śmiać jak szalony, po chwili do mnie dołączył, wskakując mi na plecy w międzyczasie. Kręciliśmy się w kółko, a reszta patrzyła na nas jak na parę wariatów. Nie powiedziałbym, że nimi nie jesteśmy. Nagle się zatrzymałem, obszedł mnie i stanął przede mną, pochyliłem się do niego.
- A jak dziewczynka? - szepnąłem. Spoważniał.
- Niemożliwe... ale jak tak, to wtedy też - odparł szeptem.
- O co tutaj chodzi? - zapytała Brooke.
- O miłość! - wrzasnął Zain, po czym przyciągnął mnie do siebie i wtulił się we mnie.
- Dokładnie - pogładziłem go po włosach.
- Jak to możliwe, że on ci na to pozwala? - zapytała.
- Cóż, to wieloletnia nierozłączalna więź pozwoliła mi na ten zaszczyt.
- Tak - odparł Zain tonem małego dziecka. - A mogę na barana?
- Niestety mój kręgosłup został delikatnie obciążony - Zain spojrzał na idącą do samochodu Hailey.
- Domyślam się przez kogo...
- Tak? Też bym chciała wiedzieć - odparła Hail, wracając z bluzą, którą zarzuciła mi na ramiona. - Podobno ktoś tutaj jest przeziębiony.
- Zdążyłem się wyleczyć - odparłem.
- Już ja sobie to wyobrażam - zachichotał Zain, szczerząc się.
- Akurat sobie nie wyobrażasz, kochanie - zaświergotała Hailey.
Reszta chciała wyjaśnień, ale oczywiście ich nie otrzymała. Dlaczego? Bo jak Lewis Draxler mówi nie, to zdania nie zmieni. Uczuliłem ich tylko, że mają być nieco bardziej spostrzegawczy, to się prosto domyślą. Jednak to prosto, może wcale nie wyjść prosto, jak tak popatrzyłem na nich. Usiedliśmy na rozłożonych kocach, coś zgłodniali. Wiatr zawiewał od morza, przez co było trochę chłodno. Widząc jak Hailey się wzdryga, objąłem ją w pasie i przyciągnąłem, siadła między moimi nogami, a plecy oparła o tors, opatuliłem ją bluzą. Nikt tego nie zauważył, oprócz Zaina, który od razu zaczął unosić i opuszczać brwi. Jako odwet Hailey wskazała głową na Brooke, jednak on tylko wyciągnął do nas język.
- Myśleliście nad powrotem? - zapytał James. Spojrzeli na nas i... zaniemówili.
- Właściwie, to na razie nie - pierwsza odezwała się Hail. - Myślę, że wypadałoby zostać do niedzieli co najmniej, w końcu to coś - tutaj wskazała głową na mnie - szybko tutaj nie wróci.
- Oj chyba się zdziwisz - odparłem.
- Jakieś zmiany?
- Nadzwyczajne sytuacje wymagają nadzwyczajnych środków i jest mi tu przyjemnie.
- Nie tylko tobie - odparł Zain, wszyscy się zdziwili. Chyba nie zrozumieli aluzji... - To co jeszcze dla nas dziś zaplanowałeś?
- Cóż... a co powiecie na małą kąpiel?
- Nie umiem pływać - odparła Hailey.
- Trzeba naprawić to moje karygodne niedopatrzenie jako nauczyciela - zaśmiałem się.
- Przeziębisz się już kompletnie - odparła Marie.
- Sądzę, że znajdzie się ktoś, to się mną zaopiekuje - uszczypnąłem Hailey pod osłoną bluzy, a ona lekko capnęła mnie w tą dłoń.

Hailey?
<3 <3 <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz