wtorek, 13 czerwca 2017

Od Emmy C.D. Eliota

Znowu wypowiedział moje imię na ten swój cudowny sposób, po czym odsunął się od drzwi boksu.
- Wiesz co? Hailey dorwała Lewisa. Biedny chłopak ledwo co się pozbierał po tym swoim ojcu, a oni każą mu z nim rozmawiać. Uciekł do mnie na matematyce i pilnował się jak wierny pies, tłumacząc, że przynajmniej będzie miał kogoś po swojej stronie, jak znowu go znajdą. Po czym męczył mnie przez całą historię gra w statki... - zaczęłam opowiadać trochę o szkole, ale przede wszystkim o Lewisie, którego nieco polubiłam po tym dniu.
- To... zobaczy się z ojcem? - zapytał Eliot.
- Pytałam go o to. Powiedział, że nie jest na to gotowy. Właściwie to chyba wciąż sobie nie poradził z tym wszystkim... Zastrzeliłabym każdego ojca, który skrzywdził swoje dziecko - odparłam twardo.
- A... - przerwał.
- A? - zachęciłam.
- A...
- Mój ojciec? To bardzo miły pan, który zawinił tylko tym, że mnie podobno trochę rozpuścił. Jednak nigdy nawet nie podniósł głosu na mnie albo na Marco. Właśnie, Marco... - zaczęłam się śmiać. - Bo mój kochany brat wczoraj ze mną rozmawiał i... i cię pozdrawia.
- Roz... rozmawiałaś... o mnie? - zapytał cicho, czyżby się trochę zarumienił? Nie ważne, wyglądał nadal zabójczo.
- Bo widzisz martwił się, czy kogoś poznałam, a później tak wyszło... Zawsze potrafił ze mnie wyciągnąć moje sekrety.
- To źle... - nie do końca byłam w stanie stwierdzić czy to pytanie, czy nie.
- Nie, Eliot. To dobrze, bo znając je zawsze mi pomagał, zamiast je wykorzystać ja inni, jednak u nas w domu tak nie było.
- Miałaś... dobry dom - pokiwał głową jakby do siebie.
- Tak... każdy powinien mieć dobry dom - chcę położyć rękę na jego ramieniu. Podniosłam dłoń i zamarłam... Spojrzał na mnie... Byłam przerażona. Nie wiedziałam jak zareaguje gdy położę ją na jego ramieniu, ale także kiedy ją cofnę. Że się przestraszyłam go? Spojrzałam mu w oczy, zobaczyłam w nich wręcz strach. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i cofnęłam rękę. Arimetris była już gotowa. Złapałam ją za wodze i delikatnie pociągnęłam na zewnątrz. Miałam nadzieję, że nie pomyśli sobie, że się go boję. Naprawdę nie. Naprawdę! Po prostu, nie chciałam burzać jego przestrzeni osobistej, spędziłam z nim ns tyle sporo czasu, żeby wiedzieć, że tak będzie lepiej. Mogłam wcale nie pomyśleć o tym pocieszaniu, ale dotyk koił... Przynajmniej w moim przypadku. Dotyk oznaczał, że mi na nim zależało. A zależało... bardzo. Odwróciłam się.
- Idziesz Eliot? - zapytałam niepewnie.

Eliot?
Sorka, że krótko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz