poniedziałek, 1 maja 2017

Od Nevry - C.D. Pain

Fioletowłosa, bo tak ją nazwałem, wydała mi się przyjazną osobą. Po naszym jakże krótkim spotkaniu, ruszyłem wgłąb korytarza, by w końcu dojść do pokoju o numerze 22. Wszedłem do własnego mieszkanka. Mogłem śmiało przyznać, że byłem trochę zmęczony podróżą do Londynu, a następnie do Akademii. Postanowiłem więc uciąć sobie drzemkę. Zaraz po zamknięciu drzwi do pokoju, zdjąłem buty i bluzę, po czym rzuciłem się na łóżko. Nie potrzebowałem nakrycia. Nie było mi zimno. Dodatkowo, na zewnątrz też nie było mrozów, a około 5 stopni Celcjusza. Od razu, gdy przyłożyłem twarz do poduszki, zasnąłem kamiennym snem.

***

Spałem zapewne z pół godziny, ale tyle mi wystarczało. Byłem dostatecznie wypoczęty, by wyjść do Jordan'a. Nic nie stało na przeszkodzie, bym udał się na przejażdżkę z ogierkiem. Ubrałem więc wygodne buty i w miarę cienką kurtkę. Coś takiego w zupełności powinno mi wystarczyć. A przynajmniej tak sądziłem. Wyszedłem na pole i skierowałem się do stajni. Minąłem boksy innych koni. Moją uwagę przykuł dosyć dobrze zbudowany koń. A czemu? Obok niego stała dziewczyna o fioletowych włosach, w tym samym odcieniu co miała Pain. Bo to niewątpliwie była ona. Uśmiechnąłem się i zajrzałem do boksu. Dziewczyna najwyraźniej wyczuła moją obecność, bo odwróciła się w moim kierunku.
- Jak tam? Wszystko wiesz?
- Tak, dzięki. Póki co - puściłem do niej oczko.
Pain uśmiechnęła się nieco krzywo i spojrzała na mnie spode łba. Następnie uniosła głowę i rozejrzała się. Zlustrowała wzrokiem otoczenie, a nie napotykając żadnego wierzchowca, który mógłby do mnie należeć, spytała:
- A gdzie twój koń?
- W stajni - odpowiedziałem, udając niezwykle poważnego. Pain posłała mi zażenowane spojrzenie. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej niż wcześniej. - Kilka boksów na lewo.
Dziewczyna skinęła głową. Ruszyłem w kierunku boksu Jordan'a. Tak jak myślałem, koń usłyszał moje kroki i z niecierpliwością na mnie oczekiwał. Wychylił nawet łeb za boks, co - trzeba przyznać - wyglądało przekomicznie. Czemu? Bowiem przypominało mi to scenę z pewnego filmu, tylko zamiast konia był tam człowiek. Trzymał on głowę na dolnej części obramowania okna, a reszta ciała znikała mu w pokoju. Naprawdę, super. Podszedłem do boksu i wszedłem do niego. Pogłaskałem Jordan'a po szyi, gładząc jego nieco skołtunioną sierść. Ogier zarżał radośnie.
- No kolego, przydałoby się wyczesać cię - westchnąłem widząc jego duże oczy, patrzące na mnie i uważnie obserwujące każdy mój ruch. - Kołtun za kołtunem, kołtunem pogania.

[Pain? Moje też jest śmieciem jakimś]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz