środa, 3 maja 2017

Od Leighton

Czy normalną rzeczą jest wstać trzy godziny przed środkiem transportu? Niektórzy, jak na przykład moja rodzicielka, mogliby wstać dwie minut przed busem.
- Wstawaj kobieto!- Rzuciłam szybko przez drzwi, jednocześnie pakując jakieś drobiazgi do torby. Miała mi pomóc, a w tej chwili pewnie śniła o tym, że już wyjechałam i ma święty spokój... Ta myśl od razu wywołała we mnie frustrację, a żeby się tak jakby...zemścić? Może ją po prostu zdenerwować. Jeśli nie wstała, trudno. Będzie jedyną osobą z którą się nie pożegnałam. W dzieciństwie często robiła z tego powodu wyrzuty, że zwykła moralność człowieka wręcz karze o pożegnaniu się z najbliższymi przed wyjazdem. Ach, gdyby jeszcze ona sama się do tego stosowała, może bym jej posłuchała. W każdym razie, już wyszykowana pobiegłam do pokoju Dereka i Leo. Nie byli zadowoleni, że wyjeżdżam, że ich zostawiam. Mnie także to nie cieszyło, więc tym bardziej byłam zła na mamę że to ONA mnie tam wysłała, a teraz nie stać jej na powiedzenie chociażby zwykłego "cześć".
Po krótkiej rozmowy z braćmi i zajrzeniu do Ojczyma, który w tej chwili smażył coś w kuchni, wyszłam z domu. Rześki wiatr od razu poprawił mi humor, tak jak stojący obok w garażu motor. Od razu naszło mi na myśl, że lepiej jechać na nim, a nie jakimś przepełnionym ludźmi busem, oraz babciami pchającym się na miejsca jak głodne psy na mięso.
- I tak mi nic nie zrobią.- Szepnęłam do siebie, stawiając krok w przód. Potem kolejny i kolejny, aż znalazłam się przy maszynie. Obok miałam rękawice, kask, ochraniacze...to, co powinno mi wystarczyć. Jeszcze uprzednio patrząc na okno do mojego małego pokoju, ruszyłam pełnym gazem, nieco obawiając się nowego miejsca. Drugie, co mnie teraz martwiło to Astaroth. Samotne, tak długie przejażdżki nie są jej ukochaną czynnością.

..................

Zaparkowałam tam, gdzie wskazał mi jakiś starszy Pan, więc dziękując mu, wzięłam swoją torbę i rozglądnęłam się.Z tego co mi powiedziano, to prawdziwe miejsce stworzone na jeźdźców i koni. Było tam wszystko, od wielkiego "domu" po stajnie, tory do wyścigów i z przeszkodami, wybieg, a gdzieś w tle nawet Las i góry. To było miłe zaskoczenie. Teraz, stojąc na trawie miałam już tylko zaczekać na przywiezienie mojej klaczy.
Miłe słońce świecące w twarz, umilało mi ten czas...który trochę się przeciągnął, ale wraz z głośnym parskaniem po jakiś dziesięciu minutach wiedziałam, czuje to parskanie. Konia, oczywiście. Czyjego konia? Oczywiście że mojego.
Ze speszonym wzrokiem zbliżyłam się do wozu, z którego wyszła klacz. Gdy mnie zobaczyła, nieco uspokoiła się, jednak dalej podskakiwała z radością wokół mojej osoby. Wzięłam ją za uzdę, a po chwili dostrzegłam jeszcze Collin'a, który radośnie machał ogonem. Cudownie. Cała trójka znowu razem! Chwila...
A raczej...czwórka. Na swoim ramieniu, poczułam delikatny uścisk, co od razu wywołało u mnie chęć ucieczki. Niespodziewane spotkania, na które nie dane mi było się w jakikolwiek sposób przygotować? Mimowolnie się zarumieniłam, a jednak Odwróciłam głowę do tyłu, by spotkać się z czyimś obojętnym wzrokiem.
- Mogę w czymś..pomóc? - spytałam cicho, lustrując nieznajomego, zapewne mieszkańca.
- To chyba Ty potrzebujesz pomocy- to stwierdzenie pasowało mi bardziej, bo przecież to ja jestem nowa i nawet nie mam pojęcia gdzie iść. A z drugiej strony, nagle pojawiająca się istota tak z dupy, jest w pewnym sensie podejrzana. Od razu pomyślałam o mordercach i gwałcicielach udających przyjazne, bezbronne i pomocne osoby. Ale niee. Ten klimat mi do tego nie pasował, tak jak i lekki, zwykły uśmiech tej drugiej osoby.
- Masz rację..-przytaknęłam niepewnie- Wiesz gdzie są stajnie?
- Z tego co wiem, musisz jechać tą drogą, potem zobaczysz...wjazd i dalej, myślę że dasz radę.- Wraz z zakończeniem wypowiedzi, spojrzałam na wprost, potem na tę osobę i tak kilka razy.
- Tą drogą...i potem do bramy...-powtórzyłam cicho,
- nie mów mi, że mam cię za rączkę prowadzić.
- Wybacz, ale ten zaszczyt nie będzie ci dany. Dam radę sama.- Opuszczając wzrok w ziemię, mocniej złapałam czarną uzdę i upewniłam się że Collin idzie tuż obok. Torbę zawiesiłam na ramię i..poszłam do nowego miejsca.

Coś? Ktoś? :^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz