Zdecydowanie mogłabym w ten sposób witać każdy dzień, i to do końca swoich dni. U boku Ruth czułam szczęście, którego nawet Heather nigdy nie potrafiła mi zapewnić. Moje myśli wciąż dręczyło pytanie, co ta dziewczyna w sobie ma, że udało jej się tak bardzo zawrócić mi w głowie. Nie dzieliłam się z nią jednak swoimi przemyśleniami. Czekałam do chwili, w której poznam odpowiedź na swoje pytanie. Dopiero wtedy będę mogła z czystym sumieniem opowiedzieć jej o swojej burzy mózgów.
Wspólny prysznic był doskonałym pomysłem. Dało mi to jasny znak, że dziewczyna ani trochę nie czuje się skrępowana, będąc nago w mojej obecności. Gdy tylko woda się ustabilizowała i zamiast lodowatych kropel popłynęły ciepłe, docisnęłam Fitz do szklanej szyby kabiny prysznicowej, tak że zetknęła się z chłodnym gruntem plecami. Czułam, jak woda po mnie spływa i jednocześnie rozkoszowałam się smakiem ust dziewczyny. Moje dłonie po raz enty w trakcie tych dwóch dni zwiedzały wszystkie zakamarki jej ciała. Powoli osunęłam się na kolana, tylko po to, aby móc zadowolić ją swoim językiem. Muzyką dla moich uszu były jej donośne jęki, które roznosiły się echem dookoła.
Kiedy kroczyłyśmy przez pokój owinięte w mięciutkie ręczniki, podszczypywałam jej uda i pośladki bez najmniejszych oznak zawstydzenia. Popiskiwała i odwracała się w moją stronę, udając oburzenie, jednak nie była w stanie ukryć uśmiechu, który mimowolnie wkradał się na jej usta. W końcu odważnie pociągnęłam za jej ręcznik, dzięki czemu swobodnie zsunął się po jej ciele i wylądował na panelach. Zanim jednak zdążyłam się do niej dobrać, ta już pomknęła w stronę komórki, która rozdzwoniła się na dobre. W pośpiechu odebrała, a w miarę rozwoju rozmowy, robiła się coraz bledsza i coraz mocniej ciągnęła się wolną dłonią za włosy. A gdy dialog dobiegł końca, zaczęła biegać po pokoju jak opętana.
- Skarbie, nie chciałabym ci przerywać, ale może tak powiedziałabyś mi, co takiego się stało, że nagle dostałaś świra, hm? - zapytałam, jednak zostałam zignorowana. Przebiegła obok mnie jak błyskawica, zupełnie jakby nie usłyszała mojego pytania. - Hej - rzuciłam, stając jej na drodze i chwytając ją za ramiona. Zmusiłam ją, by spojrzała mi prosto w oczy. Dopiero wtedy wróciła na ziemię. Nawet nie chciałam wiedzieć, gdzie odpłynęła. - Co się stało, Ruthie? - ponowiłam pytanie.
- Moi rodzice właśnie tu jadą. Są w drodze. Przylecieli z Ameryki tylko po to, żeby złożyć mi wizytę. Znaczy się, mają w Londynie jakieś formalności do załatwienia, a w szczególności ojciec, ale... ugh, kurwa, postanowili wspaniałomyślnie odwiedzić mnie akurat teraz. Mamy jakiś kwadrans na ogarnięcie wszystkiego, zanim się tu zjawią - trajkotała jak najęta, wymachując rękoma we wszystkie strony świata, a ja z trudem uniknęłam licznych ciosów. - Nie stój tak, ubieraj się! - ponagliła mnie, rzucając się w stronę własnej szafy i szukając ubrań.
Podążyłam jej tropem. Z tym, że ja przywdziałam na siebie to, w czym pojawiłam się na naszej randce ubiegłego wieczoru. Na szczęście ubrania nieszczególnie zajeżdżały brakiem świeżości. Ba, nawet wciąż unosiła się z nich woń perfum, którymi się spryskałam przed wyjściem. Nie minęło nawet piętnaście minut, a do drzwi zapukali państwo Fitz. Ruth powitała ich z radością, a sądząc po jej reakcji jakiś czas temu - szczęście to było udawane.
- Mamo, tato, cześć! Czemu zawdzięczam waszą wizytę? Nie, żebym miała coś przeciwko. - Wyszczerzyła się sztucznie. Że też ta dwójka była na tyle, ukhm, inteligentna, by nie zauważyć, jak niechętnie się z nimi witała. Jeżeli moja córka miałaby tak na mnie reagować, poważnie zastanowiłabym się nad tym, gdzie popełniłam błąd.
- Tata musi porozmawiać z panem Iero osobiście, więc pofatygowaliśmy się do Londynu, a że Uniwersytet Morgan jest stosunkowo niedaleko, to pomyśleliśmy, że wpadniemy i zrobi ci super niespodziankę. - Pani Fitz uśmiechnęła się szeroko. - Huh? Kochanie? A to kto? - zapytała, wskazując na mnie skinieniem głowy. Cholera, niezły refleks, Menopauzo. Stoję tu odkąd tu wpadłaś.
- Ach. To jest Maureen. Moja...
- Przyjaciółka - dokończyłam błyskawicznie, ruszając do przodu i wyciągając dłoń do matki Ruth. Wyekwipowałam się w sztuczny uśmieszek. - Maureen Rhodes. Przyjaźnię się z pańską córką od jakiegoś czasu. - Kobieta uścisnęła moją dłoń. Podobnie ojciec dziewczyny.
- Ruth Calliope Fitz, czemu nam nie mówiłaś, że masz nową przyjaciółkę? - spytała kobieta, zerkając z delikatnym wyrzutem na córkę.
Calliope, pomyślałam. Jak muza Apollina. Nigdy nie mówiła mi, jak brzmi jej drugie imię. A było piękne. Znaczy, moim zdaniem. Być może ona uważała inaczej. Kto wie, ludzie często narzekają na wybór rodziców w kwestii imion.
- Mniejsza. Dacie się zaprosić na obiad? Niedaleko jest ponoć wspaniała restauracja. Maureen, mam nadzieję, że nam potowarzyszysz. Chętnie cię lepiej poznamy. Ruth z pewnością ucieszy się z towarzystwa kogoś w swoim wieku, prawda, młoda damo? - rzuciła.
- Czemu nie, i tak nie mam nic ciekawszego... Uch - stęknęłam, kiedy stopa mojej domniemanej "przyjaciółki" mocno nacisnęła na moją. Spojrzałam na nią z wyrzutem. - Znaczy się, ja bardzo chętnie skorzystam z oferty.
- Wspaniale.
Restauracja była całkiem spora. Rzekłabym nawet, że ogromna. Ale co ja mogłam wiedzieć o prestiżowych lokalach, skoro najdroższym punktem z jedzeniem, do jakiego przyszło mi się wybierać był McDonald. Kiedy zasiedliśmy do stolika, do którego poprowadził nas elegancko wystrojony kelner (Picuś glancuś, kurwa, pomyślałam wtedy), zaczęłam przeglądać menu. Zamówiliśmy to, na co przyszła nam ochota. (Tak naprawdę nawet nie wiedziałam, co zastanę na swoim talerzu, bo nazwa mówiła mi, kurwa, niewiele). Na moje szczęście wybrana przeze mnie potrawa okazała się być tatarem. Jakby nie mogli jej tak po prostu nazwać, zamiast wymyślać francuskie odpowiedniki.
Państwo Fitz wdali się w dyskusję z biznesmenem, który do nas dołączył. To pewnie ten cały Iero, o którym truła. Ja tymczasem powoli przesunęłam dłoń pod stołem na nogę Ruth. Wstrzymała oddech, spoglądając na mnie ukradkiem. Momentalnie się spięła. Odważnie zaczęłam sunąć opuszkami palców wzdłuż jej uda. Jakże ja kochałam się droczyć.
No co tam, Ruth? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz