sobota, 3 czerwca 2017

Od James'a C.D. Marie

Powoli, lecz zdecydowanie przesunąłem dłonią wzdłuż jej talii, aby po chwili zboczyć do biustu. Oderwałem się od pełnych, aksamitnych ust Marie, by całować jej piersi. Delikatnie zasysałem ich skórę, ale tak, aby nie zrobić jej jeszcze więcej malinek. Dziewczyna ciężko oddychała, co jakiś czas cicho jęknęła lub wzdychała. Pocałunkami przewędrowałem do jej szyi, oparłem się na jednym boku, aby w tym czasie moja ręka mogła przesunąć się przez jej brzuch, wsunąć pod spodnie na podbrzusze.
- Nie pozwolę ci płakać przez moją głupotę - wymruczałem jej do ucha.
- Jak to? - zapyta jednym tchem.
- Mogłem od razu pojechać z tobą - delikatnie ugryzłem ją w ucha, a ona zaskoczona krzyknęła. Złapała dłońmi moją szyję, aby ponownie złączyć same usta. Moja dłoń powędrowała do jej biodra, a następnie na plecy, przyciskając ją do mnie, jakby dało się mocniej...
- James - odparła kiedy całowałem ją tuż pod linią szczęki. - Ja nie chcę ci przeszkadzać, ale drzwi...
- Zamknięte - powiedziałem, po czym uniemożliwiłem jej ponowne pytanie, pocałunkami.
- Ale James - odparła w międzyczasie, nawet nie wiedziałem jak to możliwe. - Pyrrus...
- Nic mu nie będzie.
- Ale James.. - nagle zacząłem się śmiać, a ona spojrzała na mnie jak na wariata. Położyłem się obok niej na plecach, trzęsąc się ze śmiechu. - Czy to były subtelne aluzje, aby nie użyć oklepanego: "Yyyy James głowa mnie boli - zniżyłem jeszcze ton glosu - nie będzie się dzisiaj z tobą kochać. Zapomnij"?
- Skąd ten pomysł? - zapytała.
- Hmmm no nie wiem... Ale James... James drzwi... James Pyrrus... James przestań wreszcie, bo cię zrzucę z tego łóżka - nadal się śmiałem.
- Więc co w tej sytuacji jest śmiesznego?
- Nie wiem, po prostu jestem szczęśliwy i chce mi się śmiać - odparłem, patrząc się w sufit. To absurdalna sytuacja, który jeszcze chyba nigdy nam się nie przytrafiła. - I co, nie mam wcale racji?
- Nie masz - powiedziała do usiadając okrakiem na mnie, paznokciem przesunęła wzdłuż mojego torsu. - A konsekwencje tego, będą opłakane.
- O nie - udałem przestraszonego.
- Jesteś za słodki, żebym cię mogła karać - skrzyżowała ręce. Podniosłem się do siadu, a Marie siedziała na moich udach. Przysunąłem ją jeszcze bliżej do siebie, a ona oplotła mnie nogami.
- Kocham cię.
- Nie widać - odparła, zakładając ręce na moje ramiona, spojrzałem w dół na jej biust, a później z uśmiechem przeniosłem wzrok na jej wyczekujący wzrok.
- Pannie Saint gdzieś się śpieszy? - zamruczałem.
- Cóż, jak panu Loss'owi się nie śpieszy, to może ktoś inny sprosta zadaniu - odparła uszczypliwie
- Zabiję każdego innego... Ja się moim życiem, moją miłością nie dzielę z innymi. Nie ma takich szans...
-  A jeśli nic nie będziesz miał do powiedzenia? - zapytała, zjeżdżając z moich ramion po torsie, aby po chwili wsunąć dłonie pod moją koszulkę.
- To będę musiał cię tutaj zamknąć i uczynić moją niewolnicą...
- Byłbyś do tego zdolny? - zapytała podnieconym tonem.
- Wątpisz w to? - odparłem zmysłowym tonem, wpiłem się w jej szyję tuż nad obojczykiem.
- Czy ja wiem... mogę zawsze to sprawdzić.
- Nie radzę - odpowiedziałem między pocałunkami składanymi na jej szyi.
- To co innego mi zostaje?
- Hmmm chyba tylko celibat.
- Nie wytrzymałabym...
- Możemy sprawdzić - zaśmiałem się.
- Przestań.
- Całować?
- To malutki szantażyk?
- Jestem raczej słabym szantażystą...
- Ale moim szantażystą - szepnęła.
- Jak my to wytłumaczymy twoim adoratorom?
- O nie, co gorsza jak to... wy.. wytłumaczymy twoim wielbicielkom - oderwałem do niej usta, aby spojrzeć jej w oczy.
- Właściwie znalazłem tutaj tylko jedną wielbicielkę.
- Tak, a kto to? - czyżbym usłyszał nutkę zazdrości?
- A taka jedna, wiesz nawet ładna, ale musiałbym parę rzeczy w niej sprawdzić...
- Bardzo ładna?
- Tak wszyscy twierdzą.
- Jak się nazywa? - zapytała marszcząc brwi.
- Niech sobie przypomnę... takie boskie nazwisko pasujące do niej - pstryknąłem palcami. - A tak! Marie Saint.
- Idiota - pacnęła mnie po głowie. - Nie strasz mnie tak.
- Cóż jesteś taka zabawna, kiedy odzywa się w tobie zazdrość - wykorzystała moment, kiedy miałem wolne ręce i ściągnęła ze mnie koszulkę, po czym popchnęła. Uderzyłem plecami o materac, a Marie opadła na mnie. Pochwyciła w dłonie moją twarz i zaczęła namiętnie całować. Moje dłonie spoczęły na jej pośladkach, które na początku ścisnąłem, a następnie przycisnąłem Marie jeszcze bardziej do mnie, co tylko ją mocniej podnieciło. Pożeraliśmy nawzajem swoje usta, subtelność przestała się trochę liczyć, najważniejsza stała się żądza.

Marie
Nie masz za co przepraszać <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz