poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Emmy C.D. Eliota

Zastanowiłam się, właściwie to miałam dwa różne ulubione kolory... Spojrzałam na Eliota. Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl, lubiłam kolor jego oczu. Lubię kolor twoich oczu Eliot. Są naprawdę piękne.
- Cóż bardzo lubię jasny błękit. Tak jasny jaki mają lodowce, to piękniejszy błękit świata... - wolałabym, żeby powiedział, że kolor moich oczu jest ładniejszy. Powiedz to Eliot. No tak, ledwo ze mną rozmawia. Jednak już to dawało mi niewyobrażalną przyjemność. Moc słyszeć jego głos. Był naprawdę miły, choć czasem trochę chrypiał. Jednak był przyjemny, chciałam go słuchać. Delikatnie pochylił się słysząc moje wyznanie.
- Ale... lubię też... - zawstydziłam się, spojrzał na mnie, kiedy spuściłam głowę. Zdziwił się? - Lubię też inny kolor. Kolor twoich oczu. Masz bardzo ładne oczy...
Zerknęłam na niego. Patrzył na mnie tymi cudownymi oczami. Tak, patrz nimi na mnie... Są takie piękne... Musiałam przestać, ale nie chciałam. Musiałam się skupić, żeby go jeszcze bardziej nie speszczyć i siebie przy okazji. Otrząsnęłam się. - Wspominałeś kiedyś o kotach... masz jakiegoś, albo miałeś?
- Nie... ale chciałem - jego ton stał się trochę weselszy. Zastanowiło mnie czy to dzięki uwadze o oczach, czy pytaniu o koty. Miałam nadzieję, że to pierwsze. Prosiłam wręcz o to.
Dlaczego właściwie ten małomówny chłopak tak na mnie działał? Ledwo ze mną rozmawiał, w sensie dosłownym, ale to jak walczył, jak się strałam bądź co bądź dla mnie, powodowało, że miałam ochotę mu się rzucić na tą jego cudowną szyję, która pasowała do jego cudownego ciała... ale wtedy to bym wszystko zniszczyła. Tą cienką nić porozumienia, która mi daje nadzieję na więcej, choć może nie powinna.
- A ty, masz zwierzęta? - zapytał.
- Nie - odparłam. - Kiedy byłam mała Marco miał uczulenie na sierść. Później mu to przeszło, ale ja nie chciałam wtedy zwierząt w domu, bo za bardzo się bałam, że coś mu się stanie. Później natomiast zaczęłam jeździć konno i jak na razie wystarczają mi moje wierzchowce.
- Masz tylko... znaczy... - speszył się. No tak nie mówiłam chyba przy nim o mojej klaczy.
- Mam klacz. Arimetris. To taka biała ślicznotka. Andaluz. Dostałam ją od taty na urodziny - uśmiechnęłam się szczęśliwa, a od niemal od razu spuścił głowę. Mogłam się założyć, że pochyliłby ją jeszcze bardziej gdyby nie to, że jego broda już opierała się o klatkę piersiową. - Wszystko w porządku?
Zero reakcji. Prosiłam, żeby coś zrobił. Jednak on nadal się nie ruszał. Powoli podeszłam do niego i kucnęłam naprzeciwko. Na tyle by go nie dotknąć, ale żeby czuł, że jestem blisko.
- Eliot? - zapytałam. - Eliot? Co się stało? Wszystko okey?
- Mhm - jęknął tylko. Nie wierzyłam. Nie wierzyłam mu.
- Nie wierzę... Nie wierzę, ale nie pytam, bo wiem, że nie będziesz chciał odpowiedzieć. A ja to rozumiem. Nie oceniam. Słyszysz, Eliot?

Eliot?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz