- Myślę, że lepiej będzie, jak ja to zrobię. – zanim dziewczyna zdążyła wypowiedzieć jedno słowo, odpowiedział za nią jakiś chłopak.
Kiedy on się tutaj w ogóle zjawił? Zaskoczony jego
pojawieniem się i zimnym tonem jakim się odezwał cofnąłem się w tył. Rudowłosa
chwyciła się ramienia z tego co kojarzyłem Will’a i z jego pomocą podniosła się
z powrotem na nogi. Poczułem się strasznie głupio i chciałem już wybełkotać coś
w stylu przeprosin, ale w tym samym momencie podbiegły do nas dwa psy. Doberman
i młody owczarek niemiecki. Kątem oka dostrzegłem jak Hope patrzy w ich stronę
i tylko strzyże uszami.
- Waruj. - dziewczyna
warknęła oschle, a doberman natychmiast zareagował na polecenie, w
przeciwieństwie do szczeniaka. Po chwili on również usiadł. - Pomożesz mi ze
sprzętem?
Zwróciła się do chłopaka, który stał nieruchomo, mierząc
mnie przeszywającym spojrzeniem błękitnych oczu. Fakt, że był ode mnie sporo
wyższy nie dodawał mi wcale otuchy. Will wpatrywał się we mnie tak jakbym ukradł
mu konia, a przecież nic takiego nie miało miejsca. Wytrzymałem jego spojrzenie
zachowując kamienny wyraz twarzy. Rudowłosa widząc, że do szatyna najwyraźniej
nie dotarło pytanie, szturchnęła go łokciem w żebra. William w końcu przestał
się na mnie patrzeć i zwrócił uwagę na dziewczynę, której twarzy za nic nie
potrafiłem skojarzyć z odpowiednim imieniem.
- Dasz radę tak jeździć? Przecież widzę jak odciążasz tę
prawą nogę. – w głosie chłopaka dało się wyczuć nutkę troski
- Ja nie dam rady?! Lepiej pomóż mi ze sprzętem. – prychnęła
- Jasne. - mruknął, raz jeszcze rzucił mi niezbyt przyjazne
spojrzenie i ruszył wzdłuż stajennego korytarza.
Podążyłem za nim wzrokiem, wciąż czując się jak ostatnia
oferma. Kiedy rudowłosa zwróciła się do mnie szybko skupiłem na niej swoją
uwagę.
- Bardzo za niego przepraszam. On jest... specyficzny. - szepnęła,
sięgając po okulary.
Uśmiechnęła się do mnie blado i podążyła w ślad za Will’em
lekko utykając na prawą nogę. Kiedy to dostrzegłem ogarnęło mnie poczucie winy.
Czyli jednak coś jej się stało. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, ale
zamiast tego zrezygnowany poszedłem raz jeszcze napełnić wiadro i umyć nogi Hope.
Usłyszałem jak kilka boksów dalej ktoś otwiera bramkę i końskie kopyta uderzają
z charakterystycznym echem o podłogę.
Po kilkunastu minutach kopyta klaczy były czyściutkie, a
owijki wisiały wciąż mokre po małym praniu. Wprowadziłem siwą do boksu i ściągnąłem
kantar z jej pyska. Hopeful prychnęła i zabrała się do skubania świeżego siana
w kącie. Odwiesiłem pomarańczowy uwiąz i kantar na haczyk na zewnątrz boksu i
wyszedłem z niego, zamykając bramkę. Odniosłem sprzęt do siodlarni, a podczas
drogi powrotnej rozmyślałem nad wydarzeniem z ostatnich chwil. Musiałem się upewnić
czy dziewczyna jest cała. Nawet nie znałem jej imienia i dość kiepsko
rozpocząłem naszą znajomość.
Nie miałem bladego pojęcia gdzie mogła się teraz znajdować.
W końcu była sobota i mogła sobie pojechać na przejażdżkę, ale równie dobrze mogła
ćwiczyć gdzieś na terenie MU. Tak więc postanowiłem odwiedzić najpierw halę. Po
chwili wchodziłem na trybuny i odetchnąłem z ulgą na widok rudowłosej
dziewczyny, kłusującej na siwym koniu. Najwyraźniej mnie zauważyła, bo zwolniła
do stępu i podjechała do barierki.
- Jak noga? – odezwałem się pierwszy, starając się nie
pokazywać jak bardzo jestem zaniepokojony
- W porządku, jak widać... Ale nie wierzę, że przyszedłeś tu
tylko po to, aby zapytać jak się czuję. – mruknęła, a w sposobie wymówienia
ostatniego zdania wyczułem podejrzliwość.
- A jednak. – odparłem, wzruszając ramionami.
Na chwilę zapadła cisza, podczas której patrzeliśmy na
siebie. Na szczęście dziewczyna pierwsza przerwała ją cichym chrząknięciem.
- Dziękuję za troskę, ale potrafię o siebie zadbać. Chociaż
ta scenka Will'a pewnie mówi zupełnie co innego. On jest po prostu... trochę...
- Zazdrosny? Nie musi się martwić, nie jestem z tych, co... –
zacząłem, chcąc wyprostować sytuację. Nie miałem zamiaru wtrącać się pomiędzy
nią, a jej chłopakiem, ale nie dane mi było skończyć.
Rudowłosa wybuchnęła śmiechem, a uśmiech rozświetlił jej
twarz. Teraz czułem się już totalnie zbity z tropu. Powiedziałem coś nie tak?
- Wątpię, żeby był zazdrosny o młodszą, co prawda adoptowaną,
siostrę. Jest wyjątkowo nadopiekuńczy. – Will był jej bratem. Cholera, w ogóle
nie przyszło mi to do głowy i teraz miałem ochotę po raz kolejny zapaść się pod
ziemię. - Oboje straciliśmy w życiu zbyt wiele i mam ograniczony limit
zaufania, czasem zupełnie niepotrzebnie, ale lepiej w tą, niż w drugą. –
westchnęła i sekundę później dodała - Wybacz mi, musiałam w jakiś sposób dać
upust swojej frustracji z całego tygodnia. Swoją drogą, nie widziałeś go
przypadkiem gdzieś po drodze? Miał mi pomóc przy treningu. Samemu jednak trochę
ciężko jednocześnie skakać, sprzątać po koniu i ustawiać przeszkody...
- Niestety go nie widziałem, ale może ja mógłbym ci pomóc. W
ramach małej rekompensaty? – uśmiechnąłem się – Tak w ogóle to jestem Samuel.
- Victoria. – odwzajemniła uśmiech – Jeśli chcesz, możesz mi
ustawić niskiego krzyżaka. – dodała i dała łydkę swojemu siwkowi
Ruszyłem w stronę wejścia na miejsce do jazdy i już po
chwili ustawiałem przeszkodę. Podniosłem się i wzrokiem poszukałem Victorię.
- Tyle wystarczy? – zapytałem, podnosząc głos kiedy ją dostrzegłem
- Daj trochę wyżej. – odparła i zmieniła w galopie kierunek
tak, by mogła skierować konia na przeszkodę.
Podniosłem poprzeczkę o kilkanaście centymetrów i odsunąłem
się na bezpieczną odległość. Nie chciałem dostać przypadkiem z kopyta.
Słyszałem o takim przypadku i niezbyt przyjemnie się to skończyło. Pęknięta
czaszka, niemal zmiażdżona szczęka i spory wstrząs mózgu. Nawet nie pamiętam od
kogo to słyszałem, ale te wspomnienie kazało mi zachować ostrożność. Tymczasem
Victoria zbliżała się do przeszkody.
Vicky?
Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać i… Znowu
beznadziejna końcówka xdd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz