wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Zaina cd. Brooke

Plaża, ocean, słoneczko... o jak ja kocham słoneczko. Aczkolwiek opalanie jest mi całkowicie zbędne. Dlatego część ludzi mnie przysłowiowo nie znosi za to. Ach, dziękuję matko naturo za całoroczną opaleniznę. Rozejrzałem się dookoła, próbując nie spuścić z oczu Brooke. Dziewczyna ma tendencje do gubienia. Albo raczej do wyłączania się od wszystkiego, najczęściej tym wszystkim jestem ja i po prostu idzie przed siebie, gadając do powietrza. Kiedyś zostawię ją specjalnie. Dostanę po głowie, ale zostawię, mając satysfakcję z jej reakcji. Uśmiech znikł mi z twarzy, gdy zobaczyłem tę znajomą zmierzwioną czuprynę. Zdjąłem okulary, mrużąc oczy.
- O ty cholero jedna... - mruknąłem sam do siebie, zdecydowanie krocząc w jego stronę.
- Co? - zdezorientowana dziewczyna zaczęła krążyć wzrokiem po okolicy.
- Cii... - przystawiłem palec do ust, puszczając jej oczko.
Wszędzie poznam tę sylwetkę, nawet z odległości kilometra. Po prostu nie było szans, aby ktokolwiek się przede mną ukrył, a zaskakiwanie Lewisa było całkiem dobrą zabawą, o ile się odruchowo nie zamachnie albo nie zrzuci mnie z siebie. W tym przypadku, upadek na piach nie był tak drastyczny jak na asfalt. Do dzisiaj czuję ten zgrzyt kości w moim kręgosłupie. Zamroczenie to standard. Po cholerę ma tę siłę? Pociągnąłem go za sobą, różnica wyglądała jednak tak, że to ja walnąłem o złocistą powierzchnię ziemi.
- Zain?
- A co? Myślałeś, że jak uciekniesz ponad siedem tysięcy kilometrów dalej to cię nie znajdę? - warknąłem,
- Żartujesz? - odparł poważnym tonem, mierząc mnie spojrzeniem - Ja się właśnie tego obawiałem - w tym momencie na mojej twarzy wyrysował się szeroki uśmiech, który stopniowo przeszedł w śmiech.
- Lokalizacja jest włączona i pracuje całkiem sprawnie - położyłem palec na skroni i przechyliłem głowę do tyłu, patrząc na Brooke - Hej - wyszczerzyłem się - Wolno biegasz.
- Nie za mocno uderzyłeś w piasek? - uśmiechnęła się. Ach, ile to jej daje satysfakcji. To jest jakaś sadystka. Należałoby się dyskretnie oddalić, no ale spójrz w te oczka tylko... Podniosłem się, otrzepując ubrania z piachu.
- Jesteś cały uwalony z tyłu głowy od piachu - obejrzałem się za siebie, rozpoznając Hailey.
- Gdzie? - skrzywiłem się i momentalnie poczułem jak dziewczyna zaczyna targać moje włosy. Czy ja naprawdę mam napisane na czole "WOLNO DOTYKAĆ"!?
- Nie włosy! Zostaw je w świętym spokoju - odepchnąłem jej rękę, sam odchodząc parę kroków do tyłu, wplątując swoje palce w grzywkę z nadal widocznym skrzywieniem na twarzy. - Ej, wait! Stój tu dopóki nie wytłumaczysz mi jakim niesamowitym cudem znalazłaś się z Anglii w Niemczech, a potem tu - skrzyżowałem ręce na piersi, lustrując ją morderczym spojrzeniem.
- O tak - pstryknęła palcami, opierając drugą rękę na biodrach - I nagle byłam w samolocie.
- Ostatni raz pilnuję jej - zwróciłem się do Lewisa - Ja mogę się zajmować dziećmi poniżej dziesiątego roku życia, które nie uciekają jak się im to kilkukrotnie zaznacza - podkreśliłem, przenosząc spojrzenie na Hailly.
- Przeżywał to gorzej niż stonka oprysk - wtrąciła Brooke spokojnym głosem. Moje ręce opadły, z wolna odwróciłem głowę w jej stronę.
- To było bardzo wartościowe określenie - mruknąłem.
- Wiem - pokiwała głową, wybuchając śmiechem - Pasowało do ciebie. Miałeś wtedy taką bluzkę w paski, pamiętasz?
- Ona była czarno-biała... - dziewczyna zacięła się, przygryzając wargę od środka.
- Tak? No to jak zebra...
- Dobra, nie kończ - uniosłem dłoń, zagłuszając jej prześwietną mowę - A tak serio, nie chwaliłeś się cudownym odpoczynkiem na Malibu wraz z okropnym zbiegiem, który uciekł z miejsca morderstwa - Hail odchyliła usta, głośno biorąc powietrze do płuc.
- Jakiego morderstwa?
- Zabiłaś jego odpowiedzialność, jak sam określił - dodała Brooke, posyłając jej wymowne spojrzenie.
- I cenny czas na poszukiwania - wtrąciłem - Ale wybaczam, chociaż nie... nawet nie raczyłaś zadzwonić albo nawet odebrać. Poczułem się zraniony - położyłem dłoń na klatce piersiowej.
- Przepraszam - zrobiła smutną minę.
- Ty też nie zadzwoniłeś - zmrużyłem oczy, patrząc na Lewisa.
- I po co jesteś taki spostrzegawczy? - odparłem pretensjonalnym tonem - Do ciebie należało zadanie składania dziennego raportu czy jeszcze żyjesz, czy miejscowe chodniki centrum Berlina nie pochłonęły cię całkowicie, czy pielęgniarki nie czyhały zza rogu i czy niemieckie dziewczyny są nadal z tyłu takie... - spojrzałem na Hailey, która stała akurat przede mną. Aż się bałem odwrócić spojrzenie w bok, na Brooke. Zdecydowanie była zbyt blisko - Ale to w żadnym wypadku nie była aluzja!
- Oczywiście...
- No nie! Ale okey... sama mówiłaś, że nie mam się tłumaczyć. Zapamiętałem sobie.
- Właściwie... To co wy tu robicie?
- A wiesz... królewnie się nudziło, była skazana na siedzenie ze mną, bo ty postanowiłaś uciec, a Marie wyjechała z Jamesem, więc skazałem ją na dalsze spędzanie czasu ze mną, ale nie w akademii tylko jakże skromnej posiadłości.
- Jestem ciekawa kiedy mnie zgubisz w którymś z stu dwudziestu czterech pokoi.
- Tam nie ma tylu pomieszczeń.
- Podałam randomową liczbę. To niby ile jest? - oparła dłonie nie biodrach.
- Licząc z łazienkami, kuchnią, garażem, holem... - wyliczyłem na palcach.
- Tak, tak...
- A bo ja wiem? Czasem mam wrażenie, że sam nie wiem czy trafiłem do tego pokoju, do którego chciałem trafić - wzruszyłem ramionami - Przebywam tam naprawdę nieczęsto, wszystkim zajmuje się Jessica, a sąsiedzi mają święty spokój.
- No więc właśnie...
- Zaciągnął cię do domu w Bel Air? Nie wierzę - roześmiał się Lewis.
- Pamiętasz jeszcze te cudowne nocki albo raczej ich brak?
- Spadłeś z pierwszego piętra.
- I się nie połamałem.
- Bo miałeś porządnie wypite.
- Albowiem zasada głosi, że alkohol sprawia iż kości stają się nie do złamania.
- A sprawdzimy?
- Nieee... Moja ręka stanowczo odmawia powtarzania tego co stało się kiedyś.
- Czy tylko ja nie wiem o co chodzi? - Brooke zmierzyła nas spojrzeniem. Oczywiście, że tak. Nie będę przecież opowiadał przy niej czegoś o czym wiedziała. Uśmiechnąłem się jakże zadowolony z jej reakcji. Naturalnie dziewczyna to zauważyła. Jestem ciekawy ile razy w ciągu dnia jest w stanie się ze mną droczyć do momentu aż w końcu przekroczę granicę i się obrazi. To byłby dramat. Nie jest osobą, która szybko ułaskawia.
- Nie. Hailly też nie wie - dziewczyna posłała mi serdeczny, wymuszony uśmiech - A przynajmniej nie wiedziała... - spojrzałem na Lewisa.
- Byłam świadkiem wielu sytuacji w waszym wykonaniu i szczerze mówiąc, nie będę starać się wniknąć co robicie, gdy jesteście sami... Dlatego zrobię dyskretną zmianę tematu i spytam co zamierzacie teraz robić? - wciągnąłem powietrza przez usta, patrząc to na wodę to na Brooke.
- Obiecuję ci, że jak powtórzysz numer sprzed kilka miesięcy znad jeziora to znowu wylądujesz na piachu - odsunęła się kawałek ode mnie. Uśmiechnąłem się na wspomnienie.
- Przypomnę ci skarbie, że to wy pierwsze wpadłyście na ten pomysł. Tym razem nie wydobywało się z mojego genialnego umysłu.
- Jakie jezioro? - zaciekawił się Lewis.
- A takie przy uniwersytecie, całkiem niedaleko. Nieważne...
- Nie, dlaczego? Opowiedz im jak przyjemnie ci się kąpało - dziewczyna pogłaskała mnie po ramieniu. Jeszcze czego.
- Opowiem, ale jak ty wpadłaś zaraz po mnie.
- Nie wpadłam, po pierwsze, pod drugie to mnie tam siłą zaciągnąłeś, a po trzecie, nadal ci wiszę za to. Ja bym się odsunęła od tego oceanu - pokiwała głową.
- Nie groź mi. Zdecydowanie za często to robisz. Posiadasz takie coś jak poczucie własnego bezpieczeństwa?
- To jest dobre pytanie. Wiesz co, powinnam się nad nim poważnie zastanowić czy po tych pięciu miesiącach nadal je posiadam i czy nadal będę posiadać...
- Wyczuwam sarkazm w twoim głosie - mruknąłem - Wracając... właściwie to jedziemy do San Francisco, a przynajmniej zamierzamy.
- A o tym nie wiedziałam.
- Bo nie miałaś wiedzieć.
- Jestem już tak przyzwyczajona, że jak ty mówisz, że ja coś nie wiem to zaczynam się poważnie martwić i zastanawiać czy nie powinnam ustawić numeru pogotowia bądź policji na ekranie telefonu. Byłoby prościej i szybciej.
- To dobry pomysł - przyznałem.
- Wiem - uśmiechnęła się zadowolona - Ale najpierw idę sprawdzić co to ten ocean. I spróbuj skradać się za mną to cię utopię, znajdę okoliczne rybki, które posprzątają... Po co ja się mam męczyć. Załatwię jakiegoś rekina - wzruszyła ramieniem, odwracając się tyłem do mnie i zdjęła bluzkę - I nie patrz się tak jakbym
- Kobieto, czy ty przechodzisz kryzys wieku przedśredniego? - odwróciła się i rzuciła we mnie swoją bluzką.
- Ty nie chcesz mnie widzieć w kryzysie - pokręciła głową, zdejmując z siebie spodenki i nie zwracając większej uwagi na nas, skierowała się w stronę wielkiej wody.
- Ale tyłek to ma zgrabny, nie?
- Głupi jesteś - skwitowała Hail i odwróciła się plecami do nas.

Więc plan był taki. Dojechać samochodem do miasta, a do mostu zamierzaliśmy dojść pieszo. Dlaczego? Bo się okazało, że moja królowa ma dar przekonywania, szczególnie jeśli chodzi o Hailey, a ta złośnica za długo mnie zna żeby po prostu tak przyjąć do świadomości moją odmowę. Przy okazji okazało się, że dzisiaj otworzyli stadion, według wszechwiedzącego internetu, nie było problemu z wejściem, więc dlaczego by nie skorzystać. A jeśli już mam to zrobić to wbiję na sam środek. Tak też zrobiłem, wyrywając się Lewisowi i ostatecznie uciekając przed ochroną. Brooke stwierdziła, że stadiony stanowczo nie, więc po prostu doszliśmy na most. W połowie zatrzymałem się, chwytając za barierkę.
- Jest tu tak gorąco... - dziewczyna stanęła obok.
- Dziękuję. To dla mnie jak komplement - wyszczerzyłem się, widząc jak Brooke przewraca oczami.
- Czasem myślę co by było gdybyś miał lęk wysokości... Oszczędziłbyś sobie wszelkie słupy, drzewa i inne tego typu rzeczy? - zapytała Hail, która usiadła na ziemi, zwieszając nogi w dół.
- Oczywiście, że nie. Nie biorę pod uwagę myśli "Jak wejdę do spadnę", tylko pytam "Czy jak wejdę to spadnę". A zawsze byłem ciekawy jak to jest skoczyć z mostu - wychyliłem się za barierkę, patrząc w dół. Daleko. Aż mnie dreszcz przeszedł.
- Nie znalazłeś nikogo kto by ci to opisał?
- Nurtujące pytanie - wiedziałem, że Lewisowi się spodoba ten pomysł. Rzadko jego podejście zgadzało się z moim postępowaniem, ale przecież nie bez powodu jesteśmy przyjaciółmi.
- Skaczemy? - uwiesiłem się na srebrnej obręczy, obracając głowę na prawo i lewo.
- Nie zrobisz tego - usłyszałem jakże przekonujący głos Brooke. Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na nią - Widzisz tą wysokość?
- To cholernie głupi pomysł - przyznałem - I co z tego?
- Z tego, że jak skoczysz to się zabijesz - dyskusja rozpoczęta. Sprawdzimy kto wygra.
- Życie jest i tak krótkie. Trzeba z niego korzystać...
- W wieku sześćdziesięciu lat będziesz mógł skakać ile ci się żywnie podoba...
- Nie wiem czy dożyję sześćdziesiątki... - pokręciłem głową - Wolę zaliczyć wszystko teraz. To na trzy...
- Do pięciu - prychnęła. Czyli nie wierzy, że to zrobię.
- Dobrze. Raz...
- On to zrobi Brooke - powiedziała Hailey - A ty wara mi to powtórzyć - zwróciła się do Lewisa.
- Ja tylko pomogę mu się nie zabić - zaśmiałem się pod nosem.
- Już jest dwa - adrenalina potrafi z człowiekiem zrobić wszystko. Podciągnąłem się na barierkę, siadając na niej. Przez chwilę tylko poczułem jak jakiś zachowany rozsądek każe mi zawrócić. Nie było szans. Jak jest okazja, trzeba z niej korzystać.
- Zain, nie - warknęła.
- Pięć - zsunąłem się z barierki, ignorując totalnie jej uwagi, za co pewnie również mi się oberwie. Dopiero w wodzie zdałem sobie sprawę, że tak właściwie nawet nie sprawdzałem głębokości. Dziękuję, że było tu głęboko. A szczerze mówiąc, to miałem wątpliwości. Złamana ręką to nic, kręgosłup można złamać tylko raz.
Wypłynąłem na powierzchnię, ruchem głowy zdejmując mokre włosy opadające mi na oczy. To było głupie. To było cholernie głupie, tak jak stwierdziłem na górze. Spojrzałem na Lewisa, który już był na dole, płynąc bliżej brzegu aby złapać grunt pod nogami.
- To było zajebiste - podniosłem rękę. przybijając z nim piątkę - Następnym razem skaczemy z czegoś większego.
- Chyba sobie żartujesz...
- Znikąd już nie skaczesz - usłyszałem zdenerwowany głos Brooke, która stanęła przy brzegu. Czy mi się wydaje, czy odetchnęła z ulgą? - Jesteś idiotą, największym zdrowo rąbniętym idiotą... Zdajesz sobie sprawę co się mogło wydarzyć!? - cofnąłem się krok do tyłu z nadal szerokim uśmiechem na twarzy. Była wkurzona, jak nie wściekła.
- Mógłbym nie skoczyć i nie sprawdziłbym jakie to uczucie...? - przechyliłem głowę. Zmrużyła oczy i odwróciła się - Oj no weź... - wyszedłem z wody, stając za nią - Wiem co się mogło wydarzyć i wiem co się wydarzyło - objąłem ją w pasie, opierając głowę o jej ramię. Woda spływająca po moim policzku w włosów skapnęła na jej obojczyk.
- Mokry jesteś - skrzywiła się, próbując mnie odepchnąć - I to nic nie zmienia - fuknęła.
- Martwiłaś się - zamruczałem, utrzymując nadal ten sam uśmiech na twarzy.
- Nie jesteś normalny.... Powiedz mi, jak zareagowałaby normalna osoba, gdyby ktoś nagle skoczył z mostu do wody?
- Czyli się martwiłaś - nie odpowiedziałem jej na pytanie. Ona nie była mi jednak dłużna, skrzyżowała ręce na piersi i wzruszyła ramionami - Okey, nie to nie. Mam młodsze rodzeństwo, wiem co robić - mruknąłem poważnym tonem i pociągnąłem ją w kierunku wody. Pokręciła głową, nawet się nie odzywając. Być może po prostu zrezygnowała, będąc i tak w połowie mokrą. Więc jaką to robi różnicę.
Wszedłem powoli do wody, na wysokość bioder, dopiero wtedy ją puszczając.
- Ale ja cię nienawidzę - zmrużyła oczy, będąc już prawie cała mokra.
- Przecież masz na sobie strój kąpielowy. Nie wiem w czym problem - pokręciłem głową.
- Problem? Mam problem... Postaw się na moim miejscu. Spróbuj to sobie wyobrazić...
- Już cicho i przyznaj, że się martwiłaś - przerwałem jej.
- Tylko tego oczekujesz? - pokiwałem głową - No dobra, martwiłam się - odwróciła wzrok. A podobno to ja mam problem z przyznaniem się.
- O wiele lepiej księżniczko. Tylko prosiłbym o mniej uszczypliwości - wyszczerzyłem się. Odsunęła się, odpychając mnie z piorunującym spojrzeniem. Chyba poważnie naruszyłem jej strefę własnej osoby i dumy.
- Dupek - rzuciła i w ostatnim momencie złapałem ją z nadgarstek, z powrotem przyciągając do siebie. Uderzyła biodrami o mnie, a na kamiennym wyrazie twarzy pojawiło się oburzenie.
- Ałć, to zabolało - zmarszczyłem brwi i pochyliłem się, sięgając jej ust. Nie wiem czy się spodziewała. Wykrzywiłem usta w przepraszającym uśmiechu i ponownie wychwyciłem jej dolną wargę pomiędzy swoje.

Brooke?
Chciałaś jakieś fajne zakończenie to masz skarbie ♥

Kochany administratorze, 2382 słowa i tak jak się zakładaliśmy, nie doszłam do 3000, więc wygrałam hehe

3 komentarze:

  1. Ja popadnę w kompleksy przez was... Nie zakładałam się o słowa, a to różnica.
    Ale i tak kocham za to opko ♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś się ciebie wyciągnie z tych kompleksów, znajdzie się sposób.
      Bo mnie się kocha i uwielbia zawsze ♥

      Usuń
    2. Co to za całowanie Zaina bez mojej zgody?!

      Usuń