poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Marie CD James'a

Wpadłam do domu, rozmazany tusz pod moimi oczami spływał mi aż do policzka. W pośpiechu ściągnęłam buty, postawiłam psa na ziemi i ściągnęłam mu szelki, ten  pędem ruszył do kuchni gdzie znajdowała się jego miska z wodą. Mama krzątała się po pomieszczeniu kuchennym szykując wszystko do kolacji, a ojciec siedział w salonie na swoim ulubionym, skórzanym fotelu spokojnie czytając gazetę i jednym okiem oglądając wieczorne wiadomości. Chciałam niezauważalnie przedostać się na górę, ale kątem oka dostrzegłam jak mama kuka na mnie z kuchni. Z trzaskiem zamknęłam białe drzwi prowadzące do mojego pokoju i rzuciłam się brzuchem na łóżko podkładając sobie pod brodę futrzaną poduszkę przy okazji zasmarkując ją. Kilka minut poźniej usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju, siada obok mnie, bierze w ręce moje długie włosy i przeczesuje je, gładzi po głowie.
- Co się znowu stało? - spytała spokojnym głosem.
- Szkoda słów. - burknęłam, jakby obrażona.
- Zawsze tak mówisz, wyrzuć to z siebie.
- No jeju. - przeniosłam się do siadu skrzyżnego. - Bo James nie rozumie, że jak mamy coś zaplanowane, to nic już nie zmieniamy, ale on nagle wymyślił sobie, że idzie dzisiaj do swoich rodziców, chociaż ustaliliśmy to na za dwa dni.  Ustawił wszystko pod siebie. W dodatku odstawia sceny zazdrości o Chestera! Wyobrażasz to sobie. Nie potrafi zrozumieć, że to on jest dla mnie najważniejszy. - oparłam brodę o ramie rodzicielki.
- Ehhh, faceci są trudni. Spójrz tylko na swojego ojca. Od dwudziestu lat zalega w tym swoim fotelu,a poza tymi zwierzakami to świata nie widzi.
- Oj mamo, ale często gdzieś razem wychodzicie, na brak pieniędzy też nie możesz narzekać, w końcu klinika twojego 'pasożyta' jest jedną z najbardziej uznanych na całym kontynencie. - zaśmiałam się.
- Trafiłaś z tym pasożytem. - smyrnęła mnie palcem po nosie. - Niedługo kolacja, leć się ogarnąć, dzisiaj wyjątkowo pozwolę ci zjeść w piżamie.

Przez resztę dnia nie kontaktowałam się z James'em, on również nie dzwonił, nie pisał, ani nie snapował. Rankiem koło godziny szóstej obudziło mnie krzątanie się po domu. Tata szykował się do pracy, a mama zawsze wstawała równo z nim, chociaż nie miała po co, zarobki ojca pozwalały jej nie pracować.  Próbowałam jeszcze zasnąć ale nie mogłam, więc wstałam. Kto normalny wstaje w wakacje o 6:20?  Na dole dowiedziałam się, że mama jedzie do miasta załatwić parę spraw, więc nie będzie jej przynajmniej pół dnia. Śniadanie zjadłam na tarasie, gdzie towarzyszył mi szum morza i piękne widoki. Gdy już się ogarnęłam, wskoczyłam w bryczesy i ruszyłam do przydomowej stajni, gdzie krzątali się już stajenni zajmujący się końmi ojca. Przygotowałam moje dwie piękności. Godzina siódma rano, a Marie już w siodle. Gimnastyczna lonża z Pyrrusem i średni, przyjemny parkur z Kopenhagą. Gdy już kończyłam prace z klaczą, mój telefon zawibrował. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na ekran, była to wiadomość od Jamesa.
~ Wyjdź, jestem pod twoim domem.

James?
Najlepsze zostawiam tobie XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz