sobota, 5 sierpnia 2017

Od Emmy C.D. Eliota

Miło spędziliśmy czas obiadu. Tak dawno nie widziałam Marco, że oboje wznosiliśmy się na wyżyny miłości, jaką tylko może darzyć się rodzeństwo. Wspominaliśmy trochę dzieciństwo, kiedy to szczęśliwie oboje byliśmy w domu i ganialiśmy się po całej naszej dzielnicy. W pewnym momencie zaczęłam zerkać na telefon. Oczywiście ten dupek musiał to zauważyć.
- Jak kocha to wróci - wymruczał.
- Tekst na podryw? Dlatego tylko jedna dziewczyna wytrzymała z tobą dłużej niż miesiąc - wyszczerzyłam się.
- Zabawne - mruknął. - A tak serio, to po treningu pewnie poszedł się ogarnąć i tyle.
- Ale... ja się martwię.
- To nie dziecko.
- Nie wiesz wszystkiego... - mruknęłam.
- Spokojnie, wiem.
- Co?
- Jakimś pięknym cudem, kiedy wy sobie rozmawialiście spotkał mnie niejaki Lewis - podkreślił imię.
- Powiedział ci?
- Tak.
- No właśnie. Dlatego się martwię. Eliot... jest nieśmiały i... no wiesz... Nie chcę, aby stało mu się coś złego, on swoje wycierpiał - wysłałam do niego wiadomość.
- Emmuś - mruknął Marco.
- Nic nie poradzę - odparłam. - Idziemy.
- Dokąd?
- Nie zadawaj głupich pytań.
Wyszliśmy ze stołówki i ruszyliśmy w stronę pokoi. Miałam złe przeczucia. Przecież by się odezwał. Napisałby do mnie, tak jak zawsze. Zatrzymałam się pod jego drzwiami.
- Idź do mnie, trafisz?
- Trafię - uśmiechnął się szeroko, a ja przewróciłam oczami. Poczekałam, aż wejdzie do pokoju i dopiero zapukałam. Odpowiedziała mi cisza. Zapukałam ponownie i znowu nic. Napisałam więc wiadomość do Eliota i w ten sposób dobiegł mnie cichy dźwięk z jego telefonu. Był w środku.
- Eliot? - zapytałam, pukając do drzwi. - Wpuść mnie, proszę. Eliot...
Położyłam dłoń na klamce, kiedy tylko usłyszałam charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza w zamku. Delikatnie nacisnęłam przedmiot i pchnęłam drzwi. Spodziewałam się, że chłopak stanie przede mną, ale to się nie sprawdziło. Siedział dobre trzy metry ode mnie, w sporym, ciemnobrązowym fotelu, na którym zresztą, zdążyłam już raz przespać noc. Wzięłam głęboki oddech, właściwie nie wiedząc czego się spodziewać. Przecież jednak nie mogę się bać. Ja sięnie boję. Chyba właśnie, że skrzywdzić jego, albo zostawić. Ruszyłam więc w końcu tyłek i obeszłam fotel, aby kucnąć przed nim. Miał spuszczoną głowę, ale i tak zauważyłam limo pod okiem. Wyciągnęłam rękę i delikatnie unosiłam jego podbródek. Nawet się nie opierał. Teraz mogłam zauważyć o wiele więcej mniejszych lub większych sińców i ran na jego twarzy. Samymi opuszkami palców musnęłam tego siniaka pod okiem, a chłopak się skrzywił.
- Kto ci to zrobił Eliot? - szepnęłam.
- Nie… nie znam ich - odwrócił ode mnie wzrok. Miałam ochotę ich poćwiartować.
- Za co cię pobili?
- Bo… bo… bo nie chciałem… dać numeru… takiej… takiej dziewczynie - wymamrotał.
- To wszystko przeze mnie - mruknęłam.
- C-co? Nie! To… to… - położyłam moją dłoń na jego. Wziął kilka głębokich oddechów. - To ja jestem beznadziejny… Nawet… bo ja… nie potrafię się obronić… Wszys… Wszystko robię źle.
- Nieprawda.
- Prawda - odparł pewnie. To chyba jedyny raz, kiedy nie chciałam aby był taki pewny swoich słów. - Jestem… jestem niczym i nie…nie… ty…
- Proszę, nie mów, że na mnie nie zasługujesz. To nieprawda. Zacznę płakać, jak mi tak powiesz…
- Ale… - nie dokończył.
- Wolałabym, żebyś tak nie myślał, ale wiem, że to nie jest proste. Jednak ja tak nie myślę.
- Ale… ty… ty nie wiesz wszystkiego.
- Nie sądzę, aby to zmieniło mój sposób postrzegania ciebie, Eliot.
- Zmieniłoby… - mruknął.
- Nie wierzę, w to, ale pewnie nie chcesz tego sprawdzić i mi powiedzieć, co? - spuścił głowę. Wiedziałam. - Tajemnica, na razie, tak? Dobrze. Trzeba przyłożyć do tego siniaka lód, to szybciej zejdzie opuchlizna. Zaraz wracam - wstałam, aby pójść do kuchni, ale zanim minęłam fotel, poczułam ciepło na moim przedramieniu i delikatny uścisk.
- Nie idź - patrzył na mnie niemal błagalnie.
- A lód? - pochyliłam się do niego.
- Lód poczeka - stwierdził, a ja się początkowo uśmiechnęłam, a później go delikatnie pocałowałam.
- Ale później, po niego pójdę, tak?
- Dobrze - pokiwał głową.
- To chodź - pociągnęłam go, aby wstał i podprowadziłam do łóżka, na którym się położyłam. Poklepałam miejsce obok, ale on tylko przygryzł policzek od wewnątrz. - Nie zjem cię Eliot.
- Ja… wiem… - westchnął ciężko. W końcu jednak się położył, a ja splątałam palce naszych dłoni.

Eliot?
Przepraszam, że tyle czekałaś. Był kryzys, ale już chyba nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz