środa, 1 listopada 2017

Od Joshuy cd. Milesa

Ten ton nie należał do jednych z przyjemniejszych tonów. Poza tym, te ciche mruknięcia również oznaczały nic innego jak koniec tematu. A ja wcale nie byłem złośliwy. Może tylko trochę z naturalnej strony...
Podniosłem plecy z podłogi, przyglądając mu się z uśmiechem. Nie Joshua, teraz powaga.
- Miles... - przerwałem mi gestem kręcenia głowy i wstał.
- Nie - powiedział i skierował się w stronę łazienki.
Zanim jednak wszedł do pomieszczenia i chwycił za klamkę, ostatecznie kończąc sprawę wygranym rozdaniem, złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem lekko do tyłu. Zachwiał się, przez co o wiele łatwiej było mi go oprzeć o sąsiednią ścianę niżeli w sytuacji kiedy musiałbym naruszyć jego silną wolę.
- Miles... no nie obrażaj się już - nadal trzymałem jego nadgarstek, powoli luzując ucisk na nim. Nie patrzył mi w oczy, ale przyjmując taktykę podstępu, podniósł spojrzenie, kierując je gdzieś w okolicach twarzy. Dzięki złudzeniu, wyglądało to z mojej perspektywy jakby jego źrenice skierowane były wprost na mnie, choć tak naprawdę, pod minimalnym kątem jednak nie zgadzało się - Tak, to była zamierzona złośliwość... - ten delikatny uśmiech sugerował, cytując "mów dalej, mamy czas". Z tłumaczeń o sobie i swoim zachowaniu nie jestem mistrzem. Czego już chłopak doświadczył. I śmiem twierdzić, że teraz to tylko forma zemsty i lekcji, że moje zgryźliwe uwagi będą odpowiednio wypłacalne - Ty się naprawdę mścisz - uśmiechnąłem się, a on wzruszył ramieniem.
- Nie, to taka forma zabawy. Powiedzmy, że obrałem sobie cel, a nawet formę zadania - skinąłem głową.
- Rozumiem... założyłeś się ze samym sobą i od teraz postanawiasz mnie zwyczajnie ignorować?
- Dokładnie. Zero ciebie gdziekolwiek.
- A ja mam być czynnikiem utrudniającym?
- Nawet nie wiesz jak bardzo utrudniającym - skrzywił się. 
- Nie pójdziesz na kompromis?
- W życiu - pokręcił głową. Zrobiłem zrezygnowaną minę, po chwili przybliżając usta do jego twarzy. Odsunął się delikatnie do tyłu, co też uniemożliwiła mu ściana. Musiał oprzeć głowę o zimną, powstrzymującą ruchy granicę. Nie kryłem swojego początkującego triumfu. Westchnąłem głęboko tuż przy jego uchu, unosząc wzrok i wlepiając źrenice w mieniące się kolorami tęczówki chłopaka.
- Sprawdzimy twoją wytrzymałość? Jak długo będziesz utrzymywał się przy tej decyzji... Kompromis? Masz rację, nie ma w tym zabawy - odsunąłem się powoli i poklepałem go po ramieniu. Aż się wzdrygnął - Idę do siebie, skończyć się pakować, tak jak rozkazałeś. Liczę na to, że jednak zjesz ze mną obiad, bo tak samemu nudno będzie. I smutno - odsunąłem się krok do tyłu i nadal uśmiechając, otworzyłem sobie drzwi od pokoju.
- To manipulacja - zdążył mruknąć pod nosem, tym samym zatrzymując mnie w przejściu. Zmrużyłem oczy i pokiwałem z uznaniem głową.
- Racja. To delikatna forma manipulacji - skinąłem głową, posyłając mu przelotne spojrzenie. Kurczę, naprawdę dobrze gra. I jest uparty, co wcale nie ułatwia niczego. Chociaż w niektórych aspektach jego zacięta natura jest wręcz pożądana.
Tak jak powiedziałem, wróciłem do pokoju i skończyłem pakowanie, wywalając już widocznie całkowicie zadomowioną Raven z pokoju. Zajęło mi to dłużej niż przewidywałem. Miles już był na dole, zajmując się obiadem? Nie wierzę, że to z powodu moich słów. Po prostu nie.
- Rozumiem, że to w ramach przeprosin? - cicho zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- Ja nie mam za co przepraszać - odparł.
- Obraziłeś się na mnie - powiedział ze skrzywieniem, siadając przy stojącym niedaleko krześle.
- No co ty... - zaprzeczył - Ja miałbym się obrazić? - usiadł po drugiej stronie.
- W akcie desperacji klepnę cię w tyłek i zmuszę do spojrzenia - odpowiedziałem pod nosem.
- Groźba.
- Owszem, zastosuję groźby, a zważywszy na to, że nie mam zbyt wiele czasu na przekonanie cię do powrotu twoich rodziców, będzie to szybki zabieg. Chyba, że wolisz szantaż. Też dobre wyjście - wzruszyłem ramionami, mimo obojętnego spojrzenia, przyglądałem mu się badawczo. To faktycznie może okazać się trudniejsze niż sądzę.
- Nic na mnie nie masz - skrzyżował ręce na klatce piersiowej jak pewne swego dziecko.
- Naprawdę jesteś tego pewien?
- Masz całe trzy godziny na przekonanie mnie - odpowiedział bezceremonialnie.
- A jeśli nie zdążę?
- No to trzymając się moich słów, zostawię cię pośrodku Walii bez możliwości mobilnych. A znam takie zakątki swojego kraju, że szybko się bez pomocy nie odnajdziesz - pokręcił głową.
- I kto tu stosuje groźby?
- Widzisz. Jednak nie jestem zawsze taki milutki i słodziutki.
- Jesteś. Po prostu nie dopuszczasz takich myśli do siebie w pewnych sytuacjach.
- Na przykład w jakich?
- Mam na myśli, że jeśli powiedziałbym to w nieco innych okolicznościach, kiwnąłbyś głową albo chociaż nie zaprzeczył.
- Odnieś się.
- Odnieść się... - powtórzyłem na głos myśl, głośno wzdychając. Przemierzyłem spojrzeniem cały sufit, zatrzymując ostatecznie wzrok na jego krańcu. Uniosłem niewidocznie kąciki ust i spuściłem głowę w stronę Miles, który natychmiast odwrócił spojrzenie. Miałem ochotę cicho się zaśmiać, ale nawet nie było mowy o jakimkolwiek pokazaniu rozbawienia - Chodź - wstałem i wyszedłem z pomieszczenia na korytarz, nie czekając aż chłopak podniesie się i dołączy do mnie.
Stanąłem w miejscu, gdzie po raz pierwszy Miles ujął moje usta między swoje wargi i z tajemniczym uśmiechem, czekałem aż dołączy do mnie. Ze wzruszeniem ramion zatrzymał się obok i rozejrzał.
- Odwróć się - to był moment, w którym normalny człowiek ze zdziwieniem spojrzałby na drugą osobę żądającą, ale to nie ta persona. Gdy tylko wykonał polecenie, oparłem dłoń na jego ramieniu, obchodząc dookoła i delikatnie popchnąłem do tyłu. Nieco wymuszony ruch... no dobrze, nie nieco, ale na pewno wymuszony przeze mnie ruch Milesa, nie musiał wcale mu się podobać. Był mi całkiem znany, bo stosowałem go nie raz. To oznaczało jakąś tam zmianę. Oczywiście, że ją widziałem. W sposobie swojego zachowania, podejścia, czy nawet myślenia. Tak jakby jakiś czynnik powodował przewrót wszystkich rzeczy o sto osiemdziesiąt stopni. To była dobra informacja. Zła strona jest jednak taka, że nie do końca byłem pewien, nie wiedziałem czy chcę tego przewrotu. Czy chcę powrotu. Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie mam się zmieniać, ale ta zmiana wyszła na dobre. Co prawda wymagała poświęceń i odrzuceń większości rzeczy, ale była dobra. Tak mi się wydaje. Dzięki temu posunięciu stanąłem w miejscu. Gdy nie ma możliwości zrobienia kroku dalej, wtedy lepiej stanąć niż zawrócić.
- Nie wiem czy powinienem to robić. Domyślam się, że tu w środku jest coś - przerwałem, przystawiając wskazujący palec do jego delikatnie unoszącej się piersi - Co raz pozwala ci na okazywanie wszystkiego, a nieraz powstrzymuje przed następnymi krokami - oparłem całą dłoń na jego materiale koszulki - Nigdy nie będę miał stuprocentowej pewności co do mojego postępowania wobec ciebie. I obydwoje to wiemy. Jestem z tobą szczery, bo wiem, że tego oczekujesz. Nadal nie potrafię cię rozgryźć, a zazwyczaj udawało mi się to w przeciągu dwóch dni. Nie miewałem problemów z rozpoznaniem konkretnych typów ludzi, ich myśli, choć nawet nie zwracałem na to większej uwagi. Dlaczego musisz być tym cholernym wyjątkiem, nie mam bladego pojęcia. Ale to pociągające i nie wiem czy robisz to w zamiarze, czy całkiem nieświadomie, ale jeśli jest to druga opcja, więc cię w tym utwierdzam. Choć nadal nie wiem czy ta forma cię do czegoś przekona - oparłem swoje usta o jego, po chwili ujmując je pomiędzy własne wargi.

Miles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz