środa, 8 listopada 2017

Od Louisa CD Daniela

Słyszałem za drzwiami jakąś rozmowę, ale nie zwracałem większej uwagi na to kto w niej uczestniczył i co mówili. Po moich policzkach nadal spływały łzy, ale powoli się uspokajałem. Clary, w którą się właśnie wtulałem, bardzo mi w tym pomogła. Sam nie wiem czemu, ale jej obecność uspokajała mnie. Rozmowa na korytarzu zdążyła już ucichnąć. Wtem usłyszałem pukanie do drzwi.
- Lou... Wiem, że tam jesteś - odezwała się jeżeli dobrze rozpoznałem Quinlan.
Nie odezwałem się ani nie ruszyłem z miejsca.
- Wiesz, że prędzej czy później i tak wejdę do ciebie, ale lepiej dla ciebie jeżeli nie będę musiała użyć siły.
- Idź sobie - wymamrotałem, nie przejmując się tym czy dziewczyna da radę usłyszeć co mówię.
- Ty przecież zawsze mi mówisz wszystko. Coś musi być serio nie tak. Ale okej. Skoro tak się bawimy to może lepiej zadzwonię do Jay. Może ona coś wskóra - powiedziała Quinn.
Mimo, że wiedziałem, że dziewczyna tylko mnie straszy, to i tak miałem świadomość, że jest zdolna spełnić swe groźby. Tego akurat wolałem uniknąć. Westchnąłem, wstałem, otarłem łzy i lekko uchyliłem drzwi.
- Tak? - zapytałem, ale ta od razu wepchnęła się do mego pokoju i usiadła obok mnie.
- No i co tak patrzysz? Siadaj i opowiadaj - powiedziała patrząc na mnie uważnie.
Westchnąłem, wiedząc, że ta i tak nie odpuści. Posłusznie usiadłem obok Quinlan i zacząłem opowiadać jej o całym zdarzeniu, jak i o mych uczuciach oraz obawach. Sam nie wiem kiedy ponownie się rozpłakałem. Quinn wtedy od razu mnie przytuliła... Wtem usłyszałem pukanie do drzwi, a zaraz ktoś wszedł do pokoju.
- Cześć masz... - usłyszałem głos Lewisa, którego postać zaraz się nam ukazała, ale ten przerwał gdy zobaczył, że to nie odpowiedni moment. - Co się stało? - dodał po chwili.
Quinlan streściła mu całą historię. Usłyszałem jedynie "Muszę sobie z nim poważnie porozmawiać" i już chłopaka nie było. Chciałem go powstrzymać, ale dziewczyna przytrzymała mnie i powiedziała abym się nie wtrącał. Odpuściłem.
*dwa dni później*
W końcu po dwóch dniach postanowiłem wyjść ze swego pokoju. Byłem już w miarę stabilny emocjonalnie. Quinlan cały czas przy mnie była. Słyszałem, że podobnież Daniel też się pojawiał, ale dziewczyna go przeganiała. Powolnym krokiem kierowałem się w stronę stajni. Chciałem w końcu zobaczyć się z mą klaczą, którą ostatnio trochę zaniedbałem. Byłem już naprawdę nie daleko, kiedy usłyszałem krzyki. Mój wzrok od razu skierował się w tamtą stronę. Stał tam Daniel coś krzycząc, a obok niego byli jacyś ludzie ciągnący klacz chłopaka. Co się działo? Szybkim krokiem podszedłem do miejsca zdarzenia.
- Nie możecie jej zabrać! - krzyczał Daniel.
- Co tu się dzieje? - zapytałem patrząc po wszystkich.
- Chcą ją zabrać - powiedział Daniel.
Spojrzałem na Frie. Widziałem w jej oczach strach, kiedy rzucała się coraz bardziej. Nie dziwiłem jej się. Jednak też nie mogłem pozwolić aby dalej tak ją traktowali. To też była żywa istota i należał jej się przynajmniej minimalny szacunek.
- Co wy robicie? Nie widzicie jak ten koń się boi? - zapytałem patrząc na osoby, które trzymały klacz.
- Nie wtrącaj się. Naszym zadaniem jest jedynie ją zabrać. Jest niebezpieczna. Nie możemy pozwolić aby narażała życie innych - powiedział jeden mężczyzna, patrząc na mnie obojętnie.
- Nie zabierajcie jej! - usłyszałem za sobą głos Daniela.
Widać było, że zależało mu na klaczy.
- Oddajcie ją mi - powiedziałem spokojnie.
- Nie ma mowy. Nie możemy narażać kolejnych osób.
- Dajcie mi miesiąc. Zajmę się nią. Sprawię, że się zmieni - mówiłem z nadzieją, że ich przekonam.
- Niby na jakiej podstawie?
- Jeżeli nie wierzycie, że dam radę to mogę wam dać numer do mej ciotki. Może ją znacie? Muriel Bonnet. Mieszka we Francji, jedna z dość bogatszych oraz znanych kobiet w świcie koni. Ma jedną z większych hodowli. Pomagałem jej ułożyć konie. Już nie jeden zmienił się dzięki mnie. Zaufajcie mi. Dajcie mi miesiąc, a jak nie dam rady to wtedy ją zabierzecie.
- Masz miesiąc. I ani chwili dłużej - warknął mężczyzna, najprawdopodobniej wiedząc kim była moja ciotka i, że jeżeli nie po dobroci to i tak dałbym radę to załatwić inaczej... No cóż... Jak bardzo nie lubię się nią "chwalić" to tym razem mówienie o niej chyba pomogło.
Po chwili zaprowadzili klacz do jej boksu i patrząc na mnie wrogo odeszli.
- No to co mała? Damy radę? - powiedziałem cicho do klaczy, uważnie się w nią wpatrując. 

Daniel?
*nie przyznaje się do tego opka, bo jest do niczego*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz