niedziela, 12 listopada 2017

Od Phoebe

Otworzyłam oczy i zobaczyłam błękitny sufit mojego pokoju. A więc nadszedł ten dzień, dzień powrotu do akademii. Nie umiałam określić towarzyszących mi emocji. Z jednej strony tęskniłam za ludźmi, końmi, atmosferą, ale druga część mnie chciała zostać tu, w Kopenhadze z mamą. Ostatnie tygodnie były dla nas okropnie trudne. Tygodnie? Może miesiące. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym odebrałam ten koszmarny telefon. Głos dławiącej się płaczem matki i dwa słowa, które zdołała wykrztusić. Tata, wylew. Dwa dni później koła samolotu dotknęły duńskiej ziemi, po tym jak bez pożegnania opuściłam Anglię. Zacisnęłam oczy, ale zobaczyłam tylko jego uśmiech. Zmusiłam się do zrzucenia nóg z łóżka. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało tak spokojnie. Ubrałam czarne spodnie i golf. Na dole mama jadła śniadanie, ale mi dalej było niedobrze na myśl o jedzeniu. Straciłam na wadze już jakieś 4 kilogramy.

*

Patrzyłam jak krajobraz zmienia się za oknem taksówki. Okolica wydawała się coraz bardziej znajoma. W końcu dotarliśmy do miasteczka. Minęliśmy sklepik, który odwiedzałam z Olim. Odwróciłam wzrok. Kiedy samochód zatrzymał się przed głównym wejściem nie mogłam się ruszyć. Widziałam, że kierowca zaczyna się niecierpliwić, więc zebrałam się w sobie i wysiadłam. Miałam ze sobą tylko torbę, bo wszystko zostało tutaj. Przy drzwiach czekała na mnie pani Stewart. Przytuliłam ją i poczułam, że tęskniłam za tym miejscem. Ruszyłam z nią do sekretariatu załatwić jakieś formalności. Modliłam się, żeby nikogo nie spotkać po drodze. Na moje szczęście był sobotni poranek, więc wszyscy spali. Otrzymałam moją parę kluczy i jakieś papierki. Wdrapałam się na piętro i ruszyłam do drzwi. Pokój wyglądał tak jak w dzień wyjazdu. Wyjrzałam przez okno. Stajnia! Tak dawno nie widziałam Sound'a! Rzuciłam torbę i płaszcz na łóżko i założyłam puchową kurtkę. Na szczęści była ciemnego koloru. Coś pomiędzy granatem i brązem. Nigdy nie potrafiłam określić co to za barwa. W pośpiechu zamknęłam drzwi i odwróciłam się na pięcie. Prawie wpadłam na nie wysoką, czarnowłosą dziewczynę. Nowa. Jeszcze trochę wystraszona tym miejscem. 
- My się chyba nie znamy.- posłałam jej delikatny uśmiech.- Phoebe.
- Nastia.- dziewczyna odwzajemniła uśmiech.- Jesteś nowa?
- Ja...chyba tak. To znaczy, to skomplikowane.- zobaczyłam jej zdezorientowany wzrok.- Wróciłam p przerwie.
- Mhm, no dobra. W takim razie do zobaczenia później.
Minęłam ją i zeszłam po schodach. Słońce ledwo przedzierało się przez grubą warstwę szarych chmur. Do tego wiał nieprzyjemny wiatr i co chwilę padał drobny deszcz. Szybko przeszłam do stajni i zdjęłam kaptur. Część koni z zainteresowaniem wystawiło głowy z boksów. Pogłaskałam kilka z nich i w końcu stanęłam przed boksem z tabliczką,  na której widniał napis Soundtrack. Jak zwykle ogier był zajęty wyjadaniem najlepszych źdźbeł siana i nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do stajni. 
- Dzień dobry panu.- powiedziałam opierając się o drzwi.
Koń gwałtownie poderwał łeb i postawił uszy. Zarżał cicho i wtulił we mnie głowę zamykając oczy. Podrapałam go za uchem i weszłam do boksu. Nauczyciele z akademii regularnie go lonżowali, ale i tak stracił mięśnie i trochę przytył. Jego sylwetka i zimowa sierść sprawiały, że wyglądał jak słodka biała kula. Gładziłam go po szyi, kiedy usłyszałam, że ktoś idzie korytarzem. Wychyliłam się z boksu i serce zabiło mi szybciej.

Ktokolwiek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz