środa, 15 listopada 2017

Od Vony, cd Toddiego

Będąc już od dwóch dni w Akademii Morgan, miałam jakieś pojęcie co gdzie się znajduje. Dziś, będąc już po zajęciach, postanowiłam zabrać Star na przejażdżkę. Wyprawy w głąb lasów, czy koło jezior, mimo brzydkiej pogody, zawsze działały na mnie kojąco. Jadąc jedną z dróg, tuż koło lasu, postanowiłam trochę poszaleć. Klacz wyrwała do przodu, a ja trzymając mocno za wodze, pierwszy raz od kilku lat, poczułam się tak jak dawniej, kiedy moja rodzina była w komplecie.
Jazda się przeciągała, a ja czułam, że niedługo spadnie ulewa, zmieniając wszystko w błoto. Star, jak to na nią przystało, wypatrywała każdego źródła dźwięku, jaki się pojawił. A to ptak, albo inny zwierz, czasem była to porzucona, samotna reklamówka.
- Chciałabym aby był tu tata - szepnęłam, wiedziałam, że Star mi nie odpowie, jednak lubiłam do niej mówić - Spodobałoby mu się tutaj. Kocha takie miejsca.
Mój ojciec, Oliver zawsze kochał wolne przestrzenie. Gdy byłam dzieckiem, zabierał mnie na wycieczki do lasów, czasem nawet wsiadaliśmy w samochód, i jechaliśmy tam, gdzie poniosła nas ciekawość.
Po chwili, poczułam pierwsze krople deszczu, założyłam kaptur mojej bluzy i popędziłam klacz do galopu. Jadąc tak prostą drogą, zamknęłam oczy. Wiatr wiejący mi w twarz, upewniał mnie, że jestem tu naprawdę. W tamtej chwili, wszystko przyśpieszyło. Klacz gwałtownie skręciła, po czym stanęła dęba, jako że mój uścisk się poluźnił, w chwili gwałtownego skrętu, wypadłam z siodła a Star zatrzymała się dopiero na linii drzew.
Leżąc na ziemi, nie znałam powodu spłoszenia się klaczy. Usiadłam na piachu, teraz już mokrym i starałam się ocenić, jak bardzo ucierpiałam. W tej chwili, usłyszałam szelest liści. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, dostrzegłam chłopaka, stojącego trochę przy boku. Zobaczyłam na ziemi ślady butów, byłam pewna, że cofnął się tam w chwili kiedy przekoziołkowałam. W jednej chwili, napełnił mnie gniew. Wstałam szybko i otrzepując się z piachu zdjęłam kaptur poprawiając włosy.
- Co się tak gapisz co? Nie widziałeś upadku z konia? - zapytałam, chłopak wydawał się spokojny, jednak emanowała od niego aua lekkiego zdenerwowania. Cóż, to nie jest codzienny widok.
Podeszłam do klaczy, szybko dostrzegłam małą rankę na jej pysku, musiała otrzeć się o korę któregoś z drzew. Wyplątałam ją z krzaków, po czym przeprowadziłam chwilę po prostej, aby klacz się uspokoiła.
- Słuchaj, nie mam nic do tego co się stało, bo to powszechne. Ale, mógłbyś bardziej uważać co? To teren częstych jazd, lepiej nie podłaź pod kopyta, bo coś stanie się z twoją twarzyczką. Nie każdy koń się płoszy - Patrzyłam chwilę na chłopaka, uniosłam lekko kącik ust w górę. - Uwierz mi. Wiem co mówię.
Dość szybko odzyskałam jednak powagę. Odwróciłam wzrok i wsiadłam na grzbiet Star. Pognałam ją do kłusa i oddaliłam się od chłopaka. Przez resztę drogi, myślałam o tym, że gdyby mama mnie zobaczyła jak spadam z konia, zamknęła by mnie w szpitalu na rok.
***
Będąc już w stajni, siedziałam w boksie Star. Rana na pysku już nie krwawiła, a sama klacz była jak zawsze radośnie zastawiona. Czasem zachowywała się jak roczniak. Tym razem jednak, jadła siano w spokoju. Wyszłam z boksu przeciągając się. Bolały mnie plecy, po upadku. Idąc stajnią, mijałam uczniów akademii. Nie było jeszcze późno, rozglądałam się po budynku, przypatrywałam twarzą mijanych ludzi. Zdałam sobie sprawę, że mimo licznych wypraw z moim ojcem, to Akademia Morgan jest miejscem, gdzie wydaje się, że czas płynie wolniej. A ja sama, czułam się, jakbym przyjechała zaledwie kilka godzin temu. Wyszłam z budynku, i zobaczyłam widok zachodzącego słońca, oraz koni, które były właśnie sprowadzane do stajni. Wzięłam głęboki oddech, po czym skierowałam się w stronę stołówki.
Toddy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz