niedziela, 19 listopada 2017

od Toddiego cd Vony

Usiadłem do laptopa i wklepałem login do dziennika internetowego, dzisiaj miały dojść oceny z wczorajszej niezapowiedzianej kartkówki która pewnie położy większość klasy, jak i mnie. Okay Toddy, dasz radę, nie jesteś mądry wiemy o tym od dość dawna , nie jesteś zdolny jeśli chodzi o matmę ale no Toddy, napisałeś coś więc... TAK . Piękna dwójka migała na czerwono w dzienniku, dożyję jutra! Cicho krzyknąłem i odsunąłem się od komputera, jednak będzie dobrze. Wygrzebałem batnika z szuflady, to zwycięstwo trzeba uczcić! Wygryzłem się w czekoladę i przymknąłem oczy, kocham nugat. Puściłem "house of gold " na tyle głośno że sąsiedzi mieli prawo usłyszeć i świętowałem moje małe zwycięstwo.  Pukanie do drzwi wybiło mnie z rytmu, jednak muszę z ciszyć?
-Tak o co chodzi?- Zmrużyłem oczy na widok mojej najwspanialszej koleżanki w akademii.
- To chyba twoje. Nie życzę sobie, aby twój wąż, spacerował sobie po moim pokoju. Ciesz się, że go nie utłukłam.- Rzuciła mi pudełko w dłonie i szybko odeszła. Otworzyłem karton i kiedy z środka wyjrzała mała czarna główka zaśmiałem się.
-Nie ładnie tak podglądać dziewczyny jak się przebierają... Bez kamerki -Pogłaskałem delikatnie główkę Flasha i zamknąłem drzwi. Wywaliłem pudło do kosza i wsadziłem węża do terrarium. Skubaniec musiał wyjść jak mu sprzątałem dzisiaj rano. Westchnąłem, nadjedzony baton nie wyglądał już tak apetycznie. No to czas iść pobiegać. Ubrałem się w dresy i bluzkę do biegania, zgarnąłem słuchawki i telefon w specjalnym etui żebym nie musiał go trzymać w ręku. Ruszyłem. Planowałem obiec teren akademii ale duża ilość oczu w moim kierunku szybko zmieniła moje zdanie. Pobiegłem do lasu, był to ten las do którego konie nie miały wstępu więc mogłem się wyłączyć. Powoli pokonywałem kolejne kilometry a skoczna muzyka pomagała w dalszym ruchu. Na 5 kilometrze zatrzymałem się i oparłem o pobliskie drzewo, rozciąganie ! Najlepsza część wszystkiego ! Przyciągnąłem nogę do drzewa i puściłem, to samo z drugą.
*******
Wchodząc z powrotem do akademika mogłem powiedzieć ,że śmierdzę. Biegałem przez kolejne 2 godziny i to intensywnie wiec śmierdziałem, i to bardzo. Zapach mojego potu nie był czymś przyjemnym , większość ludzi nie lubi zapachu potu prawda? Pokręciłem głową i poszedłem do siebie. Po drodze napotkałem wzrok pewnej.
-HEJ VONA !-Wydarłem sie przez korytarz i pomachałem odchodzącej dziewczynie.
-Spierdalaj Todd ! -Pokazała mi środkowy palec nie odwracając się w moim kierunku. Milutka jak zawsze! Zamknąłem drzwi od swojego pokoju i wszedłem pod prysznic, miałem jeszcze dzisiaj jazdę ale nie chciałem aż tak śmierdzieć. Ubrałem się w spodnie i bluzę do jazdy i pobiegłem do stajni, koń stał gotowy, jednak nawyki z domu zostały. Zwierzę było do pracy, nie miałem co go czyścić, niepotrzebnie bym się ubrudził. Wsiadłem ze stołka i pojechałem na halę. Wałach ładnie chodził, nie było czuć jak kłusował co było dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Przeszedłem bardzo płynnie do galopu i ponownie, pozytywne zaskoczenie, koń pięknie zmienił nogę i reagował na najmniejsze pomoce. Nakierowałem Zotiego na niską przeszkodę i.. Idealnie, skakał odrobinę wolno ale o to mogłem winić jego rasę, jednak  Achały czuły się lepiej na długich terenach. Szybko skończyłem trening  odprowadziłem zwierzę do boksu, teraz nie miałem zamiaru oddawać nikomu mojej roboty, zakończenie treningu było moje. Zdjąłem ogłowie i siodło i wytarłem bok Karusa słomą.
-Bardzo dobrze, bedzie dobrze mordko -Pogłaskałem go delikatnie po mlecznej wardze i wyjąłem z kieszeni ciastka dla koni.
-Masz chrup sobie, zasłużyłeś -Podałem mu dwa i poszedłem ogarniać sprzęt. Po pół godziny wróciłem do siebie i ponownie wziąłem prysznic.  Dobry dzień.
<VOna? No nie wiem nooo XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz