czwartek, 9 listopada 2017

Od Imanuelle C.D. Zaina

Spokojnie przyszłam na siłownię, mając nadzieję, że dzisiejszy trening obejdzie się bez kilku stałych bywaczy, którzy - jak się dowiedziałam - przychodzą akurat wtedy, kiedy i ja. Nadzieja matką głupich. Już sam dźwięk tego głosu, zapalił w moim umyśle czerwoną lampeczkę. Co mnie z kolei zaskoczyło, to nowy dotychczas nie słyszany głos. Chociaż właściwie... miałam wrażenie, że już gdzieś go słyszałam, jednak nie miałam pojęcia gdzie. Popatrz na ten tyłek? Standardowa? Jeszcze nikt mnie taką nie nazwał... Przynajmniej nie przy mnie! Chuda? Blondynki... co? Podejść stereotypowo?! Uspokój się Imany, to tylko dwóch osobników niższej rasy. Dwóch idiotów, pewnie typowych mięśniaków bez mózgu. No dobra u jednego przesadziłam mówiąc mięśniak. Ciekawe jak drugi wygląda. Ach, ta ciekawość kiedyś mnie zgubi, ale nie teraz. Dalej stałem układając sobie play listę do dosyć szybkiego biegu, jaki na dziś przewidziałam.
- Stary, czepiasz się. Przyznaj, że aż ci ślinka cieknie.
- Czy ja wiem, taka... jak tysiące innych dziewczyn w Anglii - ten lekceważący ton, zaczynał mnie irytować. - Widziałem lepsze.
- Taki jesteś mądry? Ja to bym ją bardzo chętnie przygarnął... Z tym jej ciałkiem - powiedzieć, że skoczyła mi gula to jakby nic nie powiedzieć. Odwróciłam się na pięcie, stając do nich przodem. Zerknęłam na pierwszego, dobrze mi już znanego, ale na dłużej mój wzrok zatrzymał się na drugim. Z twarzy... ujdzie. No dobra, przystojny był. Jednak to niczego nie zmienia. Wyjęłam słuchawki z uszu.
- Słucham? - warknęłam do tego pierwszego.
- O... o co chodzi? - wydawał się nie na zmiesznego, lecz przerażonego. No i doskonale.
- Tylko podejdź do mnie, a anatomopatolog ci nie pomoże - burknęłam, mierząc go najmożliwiej złym spojrzeniem.
- Kto? - zmarszczył brwi, a ja przewróciłam oczami.
- No właśnie... A to do mnie, trzeba podchodzić stereotypowo, tak? - uśmiechnęłam się kpiąco do drugiego, który patrzył we mnie jak w obrazek. Skrzywiłam się. - A i jeśli komuś tutaj nie podoba się moje ciało, to niech się nie patrzy... Albo nie. Wcale się na mnie nie patrzcie, nie obchodzi mnie czy wam się podoba ten widok, czy nie. Bo mi - wskazałam na nich - ten nie za bardzo.
- Chyba się przesłyszałem - nagle zerwał się drugi, mówiąc z oburzeniem.
- Nie sądzę, średniej klasy podróbko faceta z Indii - warknęłam i podeszłam do bieżni, na której stanęłam. Po chwili usłyszałam kroki, ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił do tyłu. Ten przystojny. Z bliska chyba nawet przystojniejszy. Miał ładne oczy. Orzechowe... moje ulubione zaraz po niebieskich.
- Tak nie będziemy rozmawiać - rzucił.
- A co? Znamy się, jesteś kimś ważnym, czy bożyszczem nastolatek, że mam być milsza? - uniosłam brew. - Trafiłam prawda?
- Cóż... - na jego twarzy pojawił się całkiem pociągający uśmiech.
- Wiesz co to znaczy? - dwoma palcami powędrowałam po jego mostku. - Właściwe to nic, założę się, że jesteś bożyszczem nastolatek, ale i tak cię nie znam.
- Zain Malik - wyciągnął do mnie dłoń, której nie dotknęłam.
- Malik? Czyli nie Indie, mój błąd. Pewnie jakiś Iran, ale Pakistan... tamte rejony na pewno. A zresztą... - odwróciłam się do niego tyłem.
- Skoro już ustaliliśmy kim jestem, to raczej powinnaś być dla mnie miła - mruknął za mną.
- Spieprzyliście sprawę mówiąc o stereotypach mon chéri - odparłam spokojnie. - Nie jestem w żaden możliwy sposób związana z typem głupiej blondynki, o których piszą żarty.
- Zauważyłem... - powiedział wzdychając. - Ale i tak jesteś niesprawiedliwa.
- Ja? Bo rzucałam w twoją stronę wszystkim co wpadło mi do głowy? Może... - wzruszyłam ramionami.
- Jesteś niesprawiedliwa, ponieważ bierzesz do siebie pewne rzeczy nie znając kontekstu - naburmuszył się jak małe, słodziutkie dziecko. Westchnęłam i po chwili ponownie stałam przodem do niego.
- No to jaki jest ten kontekst? - zwróciłam się do niego tonem, jakim mówi się do małych dzieci.
- Ja tylko robiłem na złość Mike'owi, a tak poza tym to nie lubię być siłą zmuszany do czegoś, a zostałem wręcz porwany tutaj - przewróciłam oczami. Rzadko to robię, ale wtedy byłam aż zbyt zirytowana, żeby nad tym zapanować.
- Aha, więc dziękuję, że broniąc się, komentowałeś moje ciało, nie mając do tego większych praw.
- Mam prawo, w końcu jestem mężczyzną, mężczyźni są jak wiadomo wzrokowcami, więc to normalne, że się patrzą. Tylko ty jesteś takim wyjątkiem, który nienawidzi wzroky mężczyzn - mówiąc to żywo gestykolował.
- No dobrze, jednak mężczyźni teraz lubią, jak kobiety się na nich patrzą - zauważyłam. - Więc jak się czujesz jak powiem, że jesteś standardowym facetem, z trochę przy ciemną skórą, te włosy to są wygłaskane jak jakaś świętość, więc pewnie jesteś lalusiem i zdecydowanie przydałaby ci się siłownia, bo to ciało nikogo nie pociągnie?
- Źle... bo to nieprawda! - krzyknął od razu.
- A więc o mnie to była prawda? No chyba nie... - odwróciłam się. - Przepraszam, ale ja przyszłam tutaj na trening.
- Jasne - mruknął i odszedł, co widziałam w szybie. Nastawiłam bieżnie, a w międzyczasie włączyłam muzykę. Przynajmniej bieg będzie przyjemnym elementem przyjścia tutaj. Dla niego mogę się narazić na taką rozmowę. Wszystkie moje mięśnie się spięły, aby po jakimś czasie zacząć się powoli rozluźniać, biegłam swobodniej. Delikatna wolna muzyka, uspokajała moje tętno, oczyszczała umysł. Nogi równo uderzały o bieżnię, pamiętając co mają robić i w jakim tempie się poruszać. Cichutko nuciłam piosenki, które płynęły ze słuchawek, mając nadzieję, że zagłuszy mnie dźwięk muzyki, roznoszący się z głośników, po całym pomieszczeniu. Może i potrafiłam śpiewać, jednak nie lubię przeszkadzać innym ludziom, śpiewać przy nich też. Właściwie to jest niejako wskaźnik mojego zadowolenia, im więcej nucę czy śpiewam, tym szczęśliwsza jestem. Teoretycznie nie powinno tak być teraz, jednak wysiłek fizyczny mnie uwalniał. Sala się zaludniała, niektórzy szybko znikali, a ja dalej biegam. Wszystko obserwowałam w odbiciu w szybach, które znajdowały się przede mną. Znalazło się kilka osób, które na mnie patrzyły, jednak starałam się nie zwracać na nich uwagi.
W końcu zeszłam z bieżni. Ten chłopak... jak on się nazywał? A Zain! Właśnie... robił ćwiczenia na mięśnie pleców. Całkiem ładne mięśnie. Cóż każdy ma hierarchię w ocenianiu wyglądu i każdy ten wygląd ocenia. U mnie najważniejsze są oczy, które u niego zdały egzamin, później uśmiech, całkiem miły miał, później mięśnie, z tym też nie było źle i... szczęka. Ostre rysy szczęki, widoczne kości policzkowe, spełnienie marzeń. Tylko akurat nie przyjrzałam mu się na tyle, aby to u niego ocenić. Odwrócił się, a ja automatycznie powinnam spojrzeć w bok. Jednak tego nie zrobiłam. Dlaczego? Mój biedny mózg tego zwyczajnie nie wie.
- Co? - mruknął. Wzruszyłam ramionami. Powoli postąpiłam kilka kroków na przód, stając przed nim.
- Imany - wyciągnęłam dłoń. Zmierzył ją wzrokiem. -Stwierdziłam, że to zbyt duży nietakt z mojej strony, żeby się nie przedstawić, skoro ty to zrobiłeś - po tym tłumaczeniu uścisnął moją dłoń.
- Miło, że się zreflektowałaś - uśmiechnął się.
- Nie nazwałabym tak tego. Jestem zbyt honorowa - prychnęłam, odwracając się, po czym ruszyłam do wyjścia.
- No jasne, a czego mogłem się spodziewać - rzucił za mną.
- Stereotypowej blondynki - zaśmiałam się. Nie spiesząc się zbytnio, doszłam do szatni, gdzie przypomniałam sobie o obiedzie z wujkiem i maksymalnie szybko doprowadziłam się do porządku. Złapałam torbę w dłoń i niemal wybiegłam z pomieszczenia. Niestety ten sprint do drzwi okazał się nie być takim prostym, ponieważ zaraz za drzwiami wpadłam na kogoś i odbiłam się jak od ściany. Szybkość nie równa się sile, niestety. Ciepła dłoń znalazła się na moim ramieniu, a ja się wzdrygnęłam. Jak można być tak ciepłym, a może to ja jestem taka zimna... Otworzyłam oczy, które jak się okazało pewnie automatycznie zamknęłam. Przede mną stał on. Jego orzechowe oczy mogłyby bez trudu przewiercić mnie na wylot.
- Przepraszam - odparłam, zakładając pasmo włosów za ucho. - I dziękuję, że mnie podtrzymałeś.
- Nie wierzę, panna hrabianka potrafi przepraszać - wyglądał naprawdę na zdziwionego.
- Cóż... ja nie jestem narcyzem, jak niektórzy - zaświergotałam i uwolniłam moje ramię. - Muszę już iść.
- Do zobaczenia - odparł drugi.
- Oby nie - mruknęłam, a orzechowooki zachichotał. Szybko ich minęłam i ruszyłam do samochodu.

~ * ~

Wujek Peter nie będzie szczęśliwy, że się spóźniłam. Kocha mnie jak córkę, zresztą jestem jego chrześnicą, ale nienawidzi niepunktualności. Jadąc windą spotkałam kilka osób, które zdążyłam zacząć rozpoznawać, co patrząc jak ogromny jest to budynek, nie jest takie proste. Przekręciłam klucz, a drzwi same otworzyły się przede mną. Stał w nich wysoki, szczupły mężczyzna, przystojny, zawsze z lekkim zarostem. Mający te cudowne błękitne oczy... jak moje.
- Myślałem, że dosyć jasno ustaliliśmy, że miło by było, gdybyś jednak obdarzyła swojego wujka chwilą uwagi - odparł tym swoim wysokim, opływającym wredotą i ironią głosikiem.
- I tak mnie kochasz - uwiesiłam mu się na szyi.
- Nie jedź do tego Morgan, czy jak to się tam nazywa - mruknął. - Skończ porządne studia.
- Wujku... to moje przeznaczenie - przewrócił oczami. - A jeśli nie wyjdzie, to będę miała czas przenieść się na inne studia. Na przykład na taką chirurgię.
- Byłabyś świetnym chirurgiem - wniósł mnie do środka i zamknął za nami drzwi. - A teraz nie pojedziesz prawda?
- Sądzę, że to będzie długi wieczór - mruknęłam. - I tak pojadę! - krzyknęła podszczając się i uciekając do kuchni, gdzie czekała kolacja.

Zain?
1535 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz