niedziela, 26 listopada 2017

Od Zaina cd. Imanuelle

Jak można być tak niedelikatnym? Szczególnie jeśli chodzi o stosunek nauczyciela do ucznia. To pytanie było stanowczo nie na miejscu i nie w danej sytuacji. Poza tym czego ono miało niby dotyczyć? Zbadania sytuacji czy stanowisko rodziny nie zagraża pozycji nauczycielskiej? Bo tak to odebrałem. Była jednak druga strona. Moja strona. Nie wiedziałem co właściwie o tym myśleć. Dlaczego ona się wstawiła? Po co właściwie całą winę wzięła na siebie tym samym narażając się właśnie na taką sytuację?
W klasie momentalnie zapadła cisza, a po szybkim wyjściu dziewczyny tylko ciche szmery było słychać w niektórych miejscach pomieszczenia. Niezwykle irytujące komentarze zapewne lały się jak woda z prysznica, tylko różnica polegała na tym, że nie tak delikatnie jak ona, lecz ciężko pozostawiając ślady na skórze. Ludzie są głupi i nie posiadają za grosz empatii w sobie, szczególnie jeśli chodzi o obcego człowieka. Oczywiście, że nie wszyscy, ale z przykrością trzeba stwierdzić, że zdecydowana większość. Usłyszałem cichy chichot.
Tę jedyną rzecz nie lubię w kobietach. Nieodpowiednie tematy, które obierały za swoje przednie i być może to tylko wina ich natury, ale niezwykle irytująca.
- Możesz się zamknąć? Ta sytuacja bynajmniej nie jest śmieszna - odwróciłem się, mówiąc spokojnie. W końcu nigdy nie powiedziałem tak do jakiejkolwiek kobiety, nawet jeśli nie zasługiwała na szacunek. Kobieta to kobieta i tyle co do definicji.
- Zain... - spojrzałem na Harry`ego, posyłającego mi wymowne spojrzenie. Wstrzymałem oddech, nie wiedząc co właściwie mam powiedzieć. I nie zamierzałem długo nad tym myśleć. Usiadłem przodem do tablicy, zwieszając głowę. Nie dam rady tu siedzieć.
- Muszę wyjść, sorry - mruknąłem i wstałem, szybko przepraszając również zdezorientowaną nauczycielkę, gdy wychodziłem z sali i zamykałem za sobą najspokojniej jak tylko potrafiłem drzwi. To nie tak miało wyglądać i oczywiście wyszło wszystko odwrotnie. Ja jednak naprawdę mam w sobie coś co odwraca wszystko o sto osiemdziesiąt stopni.
Stanąłem na środku korytarza i rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu znajomej postaci Imany, choć oczywiste było, że wychodząc wcale nie planowała zatrzymać się tuż przy drzwiach sali lekcyjnej. Albo nawet w szkole. Postanowiłem pójść do pierwszego, najbardziej możliwego miejsca, w którym mogła się znajdować. Niby oczywiste mogły być słowa, które powinienem jej powiedzieć, ale taka prawda, że kompletnie nie wiedziałem co mówić. Nie lubiłem takich sytuacji i starałem się ich unikać, ale one niezwykle mnie lubią i nie chcą się odczepić. Natręctwo.
Podszedłem do numery czterdzieści cztery całkowicie spontanicznie. Nie wiem co zrobić, gdy otworzy. Zapukałem w drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział. Tak naprawdę nie miałem pewności czy tam jest czy nie, ale przyjąłem do siebie, że może być teraz rozgoryczona, wkurzona czy nawet delikatnie podłamana. Pożerają mnie wyrzuty sumienia i coś jeszcze... Nie zamierzam tego nazywać, bo wiem, że jeśli nadam temu właściwą nazwę to wpakuję się w jeszcze większe kłopoty. I to na tle emocjonalnym.
Pokręciłem głową i postanowiłem wrócić do klasy zanim nauczycielka popadnie w ostateczną furię. Wyszedłem z akademika, lecz zanim nacisnąłem na klamkę od drzwi budynku szkolnego, spojrzałem w bok na ścieżkę prowadzącą do stajni. To bez sensu, chociaż wiele ludzi tam chodzi... I tak tam pójdę, to oczywiste. Zawróciłem, podchodząc do wielkiego budynku z boksami. Wszedłem do środka i już w wejściu widząc kogoś przy boksie. Stanąłem, obserwując ją z daleka. Skierowała się w stronę siodlarni. W tym samym momencie wolnym krokiem, przemierzyłem wzdłuż ściany boksów, zatrzymując się tylko na chwilę przy tabliczce z ozdobnym napisem Morrigan. Powinien być jeszcze dopisek "Nie podchodź, bo gryzie, menda jedna". Przejechałem dłonią po ciepłej szyi klaczy, która nasypała na mnie trzymane w pysku siano. Według niej to pewnie odpowiednie przygotowanie do rozmowy. Dziękuję ci kochanie za upiększenie. Po co mi fryzjer czy stylista, skoro mogę mieć niezawodnego na wyciągnięcie ręki?
Otrzepałem się, idąc śladem Imanuelle i rzeczywiście zastałem ją, rozglądającą się po pułkach. Nie ukrywam, że widząc jej blond włosy w wejściu do stajni, odetchnąłem z ulgą.
Wcale nie! Tylko... trochę.
I to zaprzeczenie zmusiło mnie do kolejnego ruchu. [...]
- Jakiego współczucia? - próbowała mnie odepchnąć, ale w miarę skutecznie jej to utrudniłem. Wiem, że ludzie nie oczekują współczucia. Nawet nie chcą zaczynać tematu. Jednak to normalny odruch drugiego człowieka, który posiada w sobie wrażliwość, emocje i uczucia. Po jakimś czasie puściłem ją. Odwróciła się przodem do mnie i zmierzyła spojrzeniem. Tym przenikliwym, choć mogłem w nim wyczytać, że to wszystko ją ruszyło, choć doskonale to ukrywała. Być może nawet przede mną, poniekąd zamieszanym w całą sytuację - Nie patrz tak na mnie, nie powiem nic.
- Okey - wzruszyła ramieniem, odpowiadając obojętnym, a raczej zawiedzionym tonem. Ja z to byłem zawiedziony, że odpuściła. Nie żeby to hyła forma pocieszenia, ale chyba muszę obrać inną taktykę.
- Po prostu... głupio mi. Przyznałaś się do czegoś, do czego... - dlaczego to jest takie trudne do wyduszenia z siebie? Strasznie nie lubię się przyznawać przed kimś, ale chyba moim największym problem jej przyznanie przed samym sobą - ...do czego ja nie miałem odwagi sam się przyznać. Dlaczego nie poprosiłaś nauczycielki o wyjście i dopiero wtedy wyjaśnienia całej sytuacji? Na korytarzu, w cztery oczy? - nie mając co zrobić z rękoma, skrzyżowałem je, wbijając wzrok w dziewczynę. Przewróciła oczami, kręcąc niezauważalnie głową i odwracając ją gdzieś w bok.
- Myślisz, że chciałam ogłosić całej klasie to, że właściwie jestem sierotą? - zadała pytanie retoryczne i sięgnęła szczotki. Skoro tak, nie będę odpowiadał, ale nie zrezygnuję z zadania innych pytań, które bezpośrednio dotyczą głównego tematu,
- Dlaczego się za mną wstawiłaś? Nie wydaje mi się, że jesteś osobą, która nie myśli o konsekwencjach swojego czynu - głośno westchnęła, nieumyślnie sprawdzając czy wszystkie rzeczy do czyszczenia są w środku. Chyba tylko dlatego że by się czymś zająć.
- Po prostu to nie była twoja wina - słabe wytłumaczenie, bo obydwoje wiemy, że to nieprawda. Matko, właśnie przyznałem się do błędu.
- Owszem, częściowo - właściwie to ta odpowiedź była bardziej skierowana do mnie, do mojego ego, które sam obecnie naruszyłem. Biedactwo, chyba będzie musiało iść do psychologa specjalisty.
- Przeszkadza ci to, że przyznałam się za ciebie? Skoro tak, mogę tam wrócić i wszystkiego się wyprzeć, zwalając winę na ciebie - zamierzała wyjść, ale zagrodziłem jej przejście, opierając rękę o framugę drzwi. Zatrzymała się tuż przed nią, unosząc nieco podbródek, jednak nie spojrzała na mnie, tylko wbiła spojrzenie gdzieś w punkt przed sobą. Chciała wyglądać na dumną i podziwiałem ją za twardość, którą w sobie posiada, ale żaden człowiek nie składa się z muru. Pochyliłem się nad jej ramieniem.
- Może nie oczekujesz współczucia, a ja nie oczekuję, że to ode mnie przyjmiesz - powiedziałem pół szeptem - Ale przykro mi z powodu twojej rodziny i całej tej sytuacji - spuściła głowę, którą przed chwilą tak dumnie trzymała uniesioną do góry. Natychmiast ją podniosłem i skierowałem w swoją stronę - I przepraszam, że cię w to wpakowałem, choć nie było to moim zamierzeniem...
Thank you Imanuelle,
my only and wonderful queen
who always saves my life
...
and my heart story write
couse this confusing story it's your glory - zanuciłem to co mi przyszło do głowy nad jej uchem. Błagam, nie odchylaj ust. Nic nie mów, bo nie chcę aby moje sumienie i to coś się odzywało. Zrobiła to, a ja natychmiastowo zacisnąłem zęby, napinając mięśnie twarzy.
- Nie wstawiłam się za tobą tylko dlatego żebyś teraz mnie przepraszał. Ale nie spodziewałam się, że spełnisz moją prośbę co do wyśpiewania podziękowań - powiedziała, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Może mnie za takiego nie uważasz, ale przestrzegam obowiązków i co do przeprosin to właśnie uważałem je za taką małą konieczność - uśmiechnąłem się - Nie lubię, gdy ktoś ponosi karę za mnie.
- Teraz to już trochę chyba za późno - uniosła brew i szczotki w ręce - Przyszłam do Nogitsune, obiecałam mu czyszczenie i spędzenie trochę czasu - zachichotałem pod nosem i odsunąłem się, uwalniając jej podbródek od swojej dłoni.
- Rozumiem, że nie jestem mile widziany podczas przyjemności? - wydęła wargi i pokręciła zdecydowanie głową.
- Dla niego jesteś obcy - powiedziała z udawanym smutkiem - Poza tym oprychał twoją bluzę, znaczy wujka bluzę, więc raczej cię nie lubi - pociągnąłem nosem i przepuściłem ją.
- Cóż, jakoś sobie poradzę. Najwyżej znajdę kogoś kto mnie pocieszy - nie widziałem jej reakcji, bo szła odwrócona w stronę boksu, ale mam nadzieję, że się uśmiechnęła. Miała ładny, przyjemny dla oka uśmiech. Nie ważne w jakiej postaci. Zanim jednak podeszła, złapałem ją za rękę. Odwróciła głowę - A przyjdziesz chociaż na obiad do stołówki? Bo pewnie dzisiaj już na zajęciach się nie pojawisz - zastanowiła się.
- Nie wiem... - skrzywiła się, unosząc spojrzenie - Mój wujek ma przyjechać - przechyliłem głowę.
- Zaniosę cię tam siłą jeśli się nie zgodzisz. Znalazłem ciebie tutaj to i znajdę w porze obiadowej.
- To groźba?
- Tak - odpowiedziałem od razu - Nie przejmuję się jak to będzie wyglądać.
- Może przyjdę - wiedziałem, że nie potwierdzi stuprocentowego przyjścia, ale i ta odpowiedź mi odpowiadała. A z tym przyniesieniem wcale nie żartowałem - Wracaj do klasy, w tym tygodniu opuściłeś dużo zajęć, jeśli się nie mylę.
- W takim razie widzimy się na stołówce - posłałem jej ostatni uśmiech - Oj tam dużo... nadrobię to - odwróciłem się, wychodząc ze stajni. W wejściu do szkoły natknąłem się na Harry'ego, który natychmiast zadał mi pytanie dotyczące mojego pobytu. Co miałem ukrywać, powiedziałem mu, że szukałem Imany, ale nie zdradziłem czy ją znalazłem. Zresztą, wcale o to nie pytał. Skupiliśmy się raczej na obstawianiu czyj obiad wyląduje na ziemi.
Szliśmy na kolejna lekcję, gdy na korytarzu pojawiła się dyrektorka. Uśmiechnąłem się, mówiąc szybkie dzień dobry i szedłem dalej. Chwila... do głowy przyszedł mi pomysł. Nie wiem czy należy on do tych genialniejszych czy tylko "genialniejszych", ale to mogło się udać. Trąciłem chłopaka w ramię.
- Dyrektorka - powiedziałem z entuzjazmem jakby mnie przed chwilą olśniło. Właściwie to mnie olśniło.
- Owszem i co z tego? - Harry uniósł brew, a ja wyszczerzyłem się szeroko.
- To, że pora pokazać swoje umiejętności negocjacyjne - pewnie nic z tego nie zrozumiał. Odwróciłem się i pobiegłem za kobietą.
- Ale lekcje!
- Mamy ich po kilka w ciągu pięciu dni! - krzyknąłem na pożegnanie i zniknąłem za rogiem, doganiając natychmiast panią Stewart. Uniosła spojrzenie delikatnie zaskoczona.
- Pani dyrektor... bo ja mam do pani bardzo ważną sprawę i bezzwłocznie muszę z panią porozmawiać - stanąłem przed nią z uśmiechem. Od początku ją lubiłem, poza tym już nie raz bywałem u niej po przeróżnych akcjach. Wdaje mi się, że obydwoje siebie lubimy.
- Tak jak niecałe dwa tygodnie temu? - uśmiechnęła się. Nie wnikajmy w to, co chciałem dwa tygodnie temu. Nie ważne.
- Nie. Tym razem to coś o wiele bardziej ważnego - skinęła głową, a ja podziękowałem w duchu, że się zgodziła.
- Chodźmy do mojego gabinetu. Muszę odłożyć te papiery - ruszyłem równo z nią, w nadziei, że uda mi się jeszcze to wszystko skierować na inny tor.
~*~
Wyjaśniłem jej wszystko. Powiedziałem całą prawdę, no może pomijając kilka szczegółów, o których nie powinna wiedzieć, i które uważałem za zbędne. Głównie skupiłem się na obronie Imanuelle, bo uważam, że jej się to po prostu należało. Po skończeniu i tak skróconej historii, przyłożyłem plecy o oparcie krzesła i wstrzymałem oddech.
- Narąbałem sobie, prawda? - dyrektorka zwróciła na mnie spojrzenie znad papierów, unosząc brew. Nabrałem głośno powietrza do płuc, próbując się uśmiechnąć w ramach przeprosin - Przepraszam... znaczy nagrabiłem. O to chodziło... - uśmiechnęła się delikatnie rozbawiona.
- Wiesz, że ja nie mogę tego zostawić bez konsekwencji? - westchnąłem ciężko i pokiwałem głową.
- Wiem - przeciągnąłem, rysując palcem po poręczy krzesła - Ale to naprawdę nie jej wina i uważam, że nikt nie powinien ponosić aż tak poważnych konsekwencji za moje głupie pomysły - kobieta niezauważenie pokiwała głową. Zrobiłem ten sam ruch, tylko że spuściłem swoje spojrzenie.
- Powiem ci w najbliższym czasie co postanowię - odpowiedziała, a jej subtelny uśmiech nadal nie schodził z twarzy - I wezmę pod uwagę twoją dumę - zaśmiałem się i wstałem.
- Dziękuję najmocniej - ukłoniłem się i podszedłem do drzwi w zamiarze wyjścia, jednak zanim to zrobiłem, zatrzymałem się przed nimi - Ahm, pani dyrektor? - kobieta podniosła głowę i spojrzała wyczekująco. Wiedziałem o co chcę prosić, ale nie miałem pojęcia jak to ująć. To tak idiotyczne jak koncert trzy lata temu - Proszę jej nie mówić, że to ja miałem niejako wpływ na wszystko i prosiłem panią o to wszystko.
- Nie chcesz się pochwalić? - pokręciłem głową.
- Ktoś kiedyś mi powiedział, że pokora w niektórych sytuacjach jest potrzebna i nie raz przydatna - pożegnałem się i wróciłem na lekcje. Plus taki, że tą nieobecność mam usprawiedliwioną.
~*~
Wszedłem do stołówki, siadając obok Harry'ego, który usilnie próbował namówić na coś Isabelle. Twierdzę, że bezskuteczna robota. Jej się nie da przekonać i tyle. Sięgnąłem po kawałek sałaty z talerza chłopaka, gdy był skupiony na dziewczynie, ale i tak to zauważył.
- Ej! To moje jedzenie, z dala od niego - szybko przełknąłem pożywienie.
- Toż przecież ja nic nie zabrałem...
- Harry, ale ja już nie mogę tego zjeść - jęknęła Issy i skrzywiła się.
- Masz zjeść i koniec.
- Ja mogę za ciebie zjeść - wzruszyłem ramieniem, na co tylko się rozpromieniła.
- O tak, proszę - przesunęła w moją stronę talerz i wystawiła język w stronę Harry'ego.
- Nie! Issy... stanowczo zabraniam.
- To sobie zabraniaj dalej. Ja się najadłam - odpowiedziała obojętnie.
- Widzieliście Imany? - przerwałem im ten początek sprzeczki, nabijając na widelec mój podarowany obiad. Zwrócili na mnie spojrzenie.
- Nie. I wątpię żeby się pojawiła - uniosłem spojrzenie.
- Dlaczego?
- Bo rano wyglądała na poruszoną, być może dlatego? - dopowiedziała Issy. Zmarszczyłem brwi. Pojawi się. Inaczej naprawdę ją znajdę - Brooke cię szukała.
- Mnie? - zdziwiłem się.
- No chyba mówię?
- O co chodziło?
- Czy ja czytam w myślach?
- Obecnie to ty masz jeść - wtrącił Harry.
- Nie zmuszaj mnie, bo dosiądę się do kogoś innego, a twoja zazdrość pęknie i się wyleje - oparła podbródek o rękę i wyciągnę się w stronę chłopaka. Spuściłem głowę, śmiejąc się cicho aby nie oberwać morderczym spojrzeniem.

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz