środa, 15 listopada 2017

Od Toddiego

Wyjrzałem przez okno na mijane przez nas chmury, samolot unosił się pomiędzy obłokami i co chwila przecinał je skrzydłami. Odetchnąłem cicho pod nosem. Wreszcie wolny, nareszcie mam spokój. Po długiej dyskusji z mamą udało mi sie wywalczyć miejsce w akademii i konia, wreszcie mojego własnego konia. Miał dojechać dzień przede mną na miejsce. Sam go wybierałem. Wszystkie inne konie w naszej domowej stajence były albo spasione albo na tyle moja słodka siostra zdążyła się w nich zakochać,że nie mogłem robic więcej niż prosty trening bo "jej koniś się nie może zmęczyć!".
-Przepraszam zaraz lądujemy, proszę o zapięcie pasów -Stewardessa delikatnie dotknęła moje ramię. Wyjąłem słuchawki z uszu i pokiwałem głową na znak zrozumienia.
-Dziękuje.
-Proszę o wyłączenie urządzeń elektronicznych -Uśmiechnęła się ciepło i odeszła. Wyłączyłem telefon i zapiąłem się. Nadchodzę! Po pół godziny lądowania mogłem wysiąść z samolotu i udać się po swoje bagaże, najważniejsze pudło oznakowane jako "Żywe, drapieżne " czekało na mnie w miejscu specjalnych odbiorów.
-Hej Flash -Powiedziałem do jednego z otworów na powietrze i ruszyłem w kierunku postoju taksówek.  Gościu zgodził się mnie zawieźć na miejsce a za niewielką dopłatą puścił moją muzykę i pozwolił mi otworzyć pudełko z wężem. Flash był zwykłym wężem kukurydzianym o niezwykłym ubarwieniu, był cały czarny, i właśnie dlatego go między innymi wybrałem, pasował mi estetycznie do konia który czekał na mnie w akademii.. No i był kochany. Flash kochał siedzieć na rękach i pozwalał nosić się na nich prawie ciągle.Jedynym problemem było karmienie bo ludzie często źle na mnie patrzyli jak zaczynała sie rozmowa o karmieniu martwymi ofiarami. A ja tylko kupowałem martwe zamrożone myszy któe umierały w humanitarnych warunkach, nie stresowały się niepotrzebnie.. to samo można by przecież odnieść do świnki albo krówki.
-Jesteśmy razem będzie 120 dolarów -Odezwał się taksówkarz. Wsunąłem mu w rękę 150 i wysiadłem szybko z pojazdu, pieniędzy co jak co mi nie brakowało, matka była bogata po ubezpieczeniu z mojego taty a ojczym miał dobrze prosperującą firmę. Miałem co chciałem.. a nie chciałem dużo. Zaciągnąłem swoje bagaże pod akademik i szybko znalazłem kogoś kto wskazał mi miejsce do odbioru kluczy. Wkroczyłem do mojego pokoju i załamałem się, nie było miejsca na terrarium , chyba że... Szybko zsunąłem dwie szafki i voila! Terrarium stało zapakowane razem z potrzebnymi mi do weża dodatkami na łóżku. Zostało wysłane wcześniej żebym nie musiał męczyć biednego Flash`a złymi warunkami. Zestresowany wąż to martwy wąż. Wysypałem podłoże ziemią i zająłem się montowaniem lamp i układaniem wszystkiego na swoim miejscu.  Wsadziłem do gotowego habitatu węża i otrzepałem dłonie, gotowe!
-Podoba się? Jest większe niż w domu i masz inną ziemię... Dam ci się przyzwyczaić kolego - Mówiłem sam do siebie podszywając to pod rozmowę z wężem ale to dawało mi zawsze pewną ulgę. Rozpakowałem się i poszedłem zobaczyć mojego nowego konia. Zoti był Achałtekański.. Takie konie mi się zawsze podobały a w  nim to się zakochałem.  Stajnie same w sobie były wielkie, odgłosy kopyt, rżenia koni i przeklinania ludzi dookoła wbiły mnie w pewien stajenny trans. Znalazłem boks mojego nowego konia i uchyliłem w nim drzwi.
-Bry -Zamknąłem boks za sobą i wystawiłem dłoń z kostką cukru . Po chwili biało czarne wargi delikatnie zdejmowały słodki przysmak z mojej dłoni.
-Doobry koń.. Będzie nam dobrze razem -Poklepałem go po szyi przystąpiłem do oględzin. Młody wałach , był już dobrze zajeżdżony ale nie miał jeszcze w swojej karierze jakichkolwiek zawodów. Cicho mruczałem sam do siebie pod nosem o poprawności budowy jego szyi i głowy kiedy nagle usłyszałem za sobą ciche.
-A takiego tu jeszcze nie było -Stał za mną młody chłopak.. No w moim wieku.
-Em.. Hej?
-O hej hej.. Daniel jestem.. Jesteś nowy pewno?
-Umhum... Toddy
-Miło poznać, to twój koń?
-Zoti, wałach , achał tekański -Pochwaliłem się z uśmiechem.
-Mega ładny, serio, takiego konia jeszcze tu nie było -Pochwalił i wrócił do swoich zajęć. Pokiwałem sam do siebie głową i zdecydowałem się pójść do pobliskiego lasku na spacer. Kiedy znalazłem się w cichym zielonym miejscu nabrałem mocniej powietrza w płuca, będzie dobrze. Nagle na mojej drodze stanęła osoba..
<ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz