sobota, 25 listopada 2017

Od Imanuelle C.D. Zaina

Kiedy nauczycielka weszła trzymając w dłoniach bluzę, automatycznie spuściłam spojrzenie i wbiłam ją w kartki zeszytu. Może nie wiedzą czyja to, tylko szukają właściciela. Wtedy logiczne, że pytają po wszystkich klasach. Gorzej, jeżeli ktoś ją rozpozna i powie, że to Zaina. Konfidencji są wśród nas... Zaczęłam bazgrać po kartce, myśląc, co powinnam właściwie zrobić. Podniosłam lekko głowę i od razu wyczułam, że ktoś się na mnie patrzy. Nie mógł to być nikt jak ten brunet ze świdrującym, orzechowym wzrokiem, który aktualnie próbował wywiercić mi dziurę pośrodku mojego biednego, pewnie bladego jak kreda, czoła.
- Czy ktoś wie czyja to bluza? - odparła nauczycielka, wyrywając mnie przez to od zapatrzenia w Zaina. W klasie panowała cisza. - Posłuchajcie mam swoje trzy typu i lepiej, jeśli winny od razu się przyzna - nadal nikt jej nie odpowiedział. - Po lekcji zostanie więc...
- Proszę pani? - podniosłam rękę.
- Tak Imanuelle, wiesz czyja to bluza? - uśmiechnęła się do mnie.
- Tak - wstałam. Zerknęłam po klasie, napotykając przerażone spojrzenie Zaina. On tak naprawdę? Idiota.
- Słucham? - nienawidzę jej, pewnie już zaciera ręce, żeby zniszczyć tą biedną osobę.
- To moja bluza - odparłam pewnie, patrząc wprost na nią. Najpierw zmarszczyła brwi, a później się rozpromieniła, szeroko uśmiechnęła, pokazując zęby, które miałam ochotę jej wybić. Co się ze mną dzieje? Może nigdy nie byłam porcelanową damą, ale nigdy też nie myślałam o tym, żeby kogoś pobić. Tym bardziej kogoś starszego, kogoś kto jest autorytetem, przynajmniej powinien nim teoretycznie być.
- Kochanie, ale to męska bluza - zaczęła się śmiać. - Rozumiem, że chcesz kogoś chronić, ale...
- Czyli uważa pani, że jako kobieta nie mam prawa nosić męskiej bluzy, pomimo że jest ona po pierwsze cieplejsza, po drugie, ma zawsze głębszy kaptur od damskiej, a także dostałam ją od wujka. Prezenty w tej akademii również są zakazane? Chyba tutaj również obowiązuje konstytucja, która pozwala mi na noszenie tego, co mi się żywnie podoba i nie jest niezgodne z regułami dobrego wychowania, a nie uważam, żeby czarna bluza Calvina Kleina była czymś niestosownym. Zgubiłam ją po treningu w stajni, zdjęłam ją do mycia mojego konia, ponieważ nie zwykłam narażać na szybkie uszkodzenie tak cennych rzeczy, a nie oszukujmy się, nie kosztowała groszy - nie ma co, gadane mam po wujku.
- Czym zajmują się twoi rodzice? - skrzyżowała ręce na piersi. Kruchy lód. Nie byłam przygotowana na to pytanie. Nigdy nie byłam przygotowana na pytania odnośnie rodziny, ponieważ nadal mnie bolały... jakby to się stało wczoraj i nienawidziłam tego.
- Wydaje mi się, że zgłębianie się w moje rodzinne sprawy nie należy do kompetencji każdego z moich nauczycieli - wzruszyłam ramionami.
- Zadałam ci pytanie, nie do ciebie należy ocenianie cudzych kompetencji - warknęłam. Wdech, wydech.
- Niczym konkretnym - odparłam.
- Dostajesz naganę, do dyrektora.
- Chce pani wiedzieć? - zaczęłam się pakować. Po czym zabrałam plecak i podeszłam bliżej. - Zajmują się leżeniem na cmentarzu, ponieważ nie żyją. Żegnam panią - zabrałam bluzę z jej biurka i wyszłam. Od razu złapałam za telefon.
~ Miałaś zadzwonić wczoraj - odezwał się wujek.
~ Ja... - zadrżał mi głos.
~ Co się stało?
~ Słaba jestem - westchnęłam. - I właśnie rzuciłam się do nauczycielki i możliwe, że oskarżą mnie o uszkodzenie mienia, czy jak to się tam nazywa...
~ Co jednym dniu?! - na chwilę w słuchawce zapadła cisza. - Masz plan?
~ Mam - odparłam, dalej idąc korytarzem i ściskając bluzę.
~ A to z tym mieniem... to ty?
~ Zwariował wujek? - mruknęłam.
~ Załatwimy to.
~ A i wujku... - zawahałam się.
~ Tak?
~ Ona mnie zapytała o rodziców... I wyszłam stamtąd... Nie chciałam odpowiedzieć na pytanie o nich przy całej klasie...
~ To też załatwimy - zapewnił. - Nikt nie będzie zadzierał z Hale'ami, tak?
~ Tak - uśmiechnęłam się słabo. - Dziękuję.
~ Czekaj na mnie - rozłączyłam się. Stałam sama na korytarzu i właściwie nie do końca pamiętałam, gdzie mam teraz iść. Rozejrzałam się, po czym zerknęłam za siebie nikt nie wyszedł z klasy. To z jednej strony dobrze... z drugiej, musiałam przyznać się sama przed sobą, że nie obraziłabym się, gdyby zza tych drzwi wyłoniła się dosyć wysoka postać, pewnego bardzo przystojnego właściciela, pewnej bluzy, która sprowadziła na mnie sporo nieszczęść jak na jeden dzień. Nie chciałam teraz wpaść na kogoś z dyrektorów, którzy znając życie mogli się kręcić po szkole, więc postanowiłam wyjść na zewnątrz. Ruszyłam niepewnym krokiem przed siebie, idąc jakby po omacku, jednak w końcu dotarłam do wyjścia. Wyszłam na dwór i położyłam plecak obok schodów. Postanowiłam skorzystać z bluzy, którą już miałam i ją założyłam. Ponownie mogłam poczuć te cudowne perfumy chłopaka. Usiadłam na zimnych schodach, obejmując ramionami kolana. Co mnie podkusiło z tym przyznaniem się? Honor? Głupota raczej. W każdym razie nie chciałam, aby jakikolwiek cień podejrzenia padł na Zaina. W końcu to moja wina. Taka prawda, po pierwsza oprowadzał mnie, po drugie to ja nie powstrzymałam go od malowania tego szkieletu w sali biologicznej, później to ja uciekłam, właściwie to zaczęłam bawić się w chowanego, nie powstrzymałam od włączenia tej muzyki, nie pamiętałam o bluzie, którą mogłam zabrać, kiedy Zain poszedł po telefon. Chyba mam jakieś problemy z poczuciem własnej wartości i zbyt prosto obarczam winą siebie.... To całkiem możliwe. Pociągnęłam nosem. Ohyda. Szkoda, że nie mam chusteczek. Zawsze zapominam zabrać nowe z szafki w łazience... Prychnęłam kręcąc głową. Jestem taka słaba. Mało wspomnienie o mojej rodzinie, a ja już sobie nie radzę. Małostkowa, słaba, beznadziejna. Czarna owca idealnej rodziny... Nie mogę tak myśleć. Wyjęłam telefon, jeszcze miałam na nim zdjęcia moje i Theo. Spojrzałam na jego uśmiech, tak podobny do mojego. Na pewno nie myślał o mnie w ten sposób i teraz byłoby mu smutno, że nie zdaję sobie z tego sprawy. Nadal go kocham.
Otrzepałam spodnie, wzięłam ze schodów plecak i zeszłam po nich, ruszyłam jedną ze ścieżek, która zaprowadziła mnie, tak jak podejrzewałam, do stajni. Właściwie to pierwszego dnia zaskoczyło mnie, że wszystko tutaj jest aż tak ładne, jakby to była ekskluzywna stadnina, a nie uniwersytet. Wszystko nowe, zadbane, drewno jasne, polakierowane, czyste, wręcz pedantycznie wyczyszczone. Przyglądałam się każdemu z koni, kierując się do mojego. Są to niezwykle dostojne zwierzęta, pasujące do arystokracji... Cóż czasem mi się wydaje, że jestem zbyt nadęta. Kiedyś lubiłam mówić o mojej rodzinie i pochodzeniu, jednak po pożarze i pogrzebie to się zmieniło. Zostałam bez domu, rzeczy, bliskich. Na cmentarzu moja babcia nazwała mnie przekleństwem rodziny, ponieważ tylko ja przeżyłam pożar. Cała poparzona, obolała, zrozpaczona, ale przeżyłam i tyle wystarczyło, aby nie chcieć mnie więcej widzieć. Tylko wujek mnie rozumiał. Mój ojciec chrzestny. Mój drugi ojciec, chociaż milion razy bardziej wolałabym tego pierwszego, bo tamten był prawdziwy. Wujek był dla mnie dobry, trochę surowy, ale to wynikało tylko z jego braku czasu, przepracowania i troski o mnie. Wiedział co dla mnie dobre i wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć. Nawet w takich sytuacjach. Kiedyś powiem mu prawdę, jednak nie teraz. Teraz chcę tutaj zostać, a po fakcie dokonanym trochę się pogniewa na mnie i mu przejdzie. Zawsze mu przechodzi... Doszłam do boksu Nogitsune. Mojego karego przyjaciela, który od razu ochoczo do mnie podszedł. Pogładziłam jego pysk, a on parsknął na bluzę.
- Nie podoba ci się bluza? - zaśmiałam się. Właściwie to chciałam, ponieważ wyszło to nieco melancholijnie. - Jest bardzo ładna. A może złe perfumy? Wiem, że wolisz zapach świeżo ściętej trawy, jednak nie poradzę, że my, ludzie mamy nieco inny gust.
Czy to bardzo nienormalne, że rozmawiam z koniem? Chyba tak, jednak Nogitsune to jedyny stały punkt w moim życiu. Pamiątka po tacie, który mi go kupił. Mówił, że to najlepszy egzemplarz z hodowli. Zapomniał wspomnieć, że to wręcz idealny koń dla mnie.
- Poczekaj chwilkę, pójdę po szczotkę i trochę cię poczyszczę - powiedziałam i cofnęłam się. Skręciłam w lewo. Gdzie na końcu powinno znajdować się pomieszczenie techniczne, gdzie powinnam znaleźć szczotki. Nigdy nie mogłam zrozumieć dlaczego Nogitsune woli czyścić się akurat w boksie. Kiedy tylko go stamtąd wyprowadzę, to zaraz się kręci, a co gorsza czasem wierzga. Czasem jest nie do wytrzymania... podobnie jak ja. Weszłam do pomieszczenia i zapaliłam światło. Rozejrzałam się po półkach. Przecież gdzieś musi tutaj być... Stałam tak sobie na środku tego pokoju, kiedy nagle ktoś mnie złapał od tyłu, już miałam krzyknąć, kiedy przerwał mi jego głos. Ten miły głos.
- Bluza wujka? - zapytał, przytulając mnie do siebie. Objął mnie ramionami w pasie i oparł brodę o ramię.
- Owszem. Oczekuję teraz bardzo ładnie powiedzianego, a najlepiej zaśpiewanego dziękuję. Wolałabym tekst w stylu "Dziękuję Imanuelle, moja jedyna i wspaniała królowo, która zawsze ratuje mi życie", jednak zdaję sobie sprawę z tego, że to niemożliwe - odparłam.
- Cóż... Znając realia mojego zachowania i nasze wzajemne stosunki.... - zaczął wygłaszać te swoje wspaniałe mądrości, których chyba nikt na dłuższą metę nie jest w stanie wytrzymać. Na szczęście ja mam dosyć spore i elastyczne pokłady cierpliwości.
- A i chcę cię uświadomić, że nawet tak subtelna forma współczucia mi, mnie obrzydza, więc mnie puść albo nie - próbowałam go dosyć nieskutecznie odepchnąć.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz