środa, 22 listopada 2017

Od Julesa cd. Victorii

- Nie, w porządku. - Pokręciłem głową, uśmiechając się. Vicky wywróciła oczami i wróciła do swojej poprzedniej czynności. Westchnąłem ciężko i podszedłem bliżej, kucając obok niej. - Czekaj, pomogę ci. 
- Sama sobie poradzę - mruknęła pod nosem, próbując jak najszybciej naprawić motocykl. Odczekałem chwilę, jednak widząc, że raczej nie uda jej się szybko tego dokonać, postanowiłem pomóc. Razem o wiele szybciej zlokalizowaliśmy usterkę i w miarę możliwości ją naprawiliśmy. Nie mieliśmy ze sobą żadnego sprzętu, więc najważniejsze było, by chociaż udało nam się dojechać do Morgan Univeristy, gdzie będzie można zrobić coś więcej. 
- Myślisz, że dojedziesz tak do akademika? - Spytałem podnosząc się z ziemi. Victoria wzruszyła ramionami, mrucząc coś pod nosem. Spojrzałem na nią, uśmiechając się szeroko. - Jakby co, to krzycz.
- Zamkniesz się kiedyś? - Uniosła brwi, uderzając mnie pięścią w ramię.
- Chyba będziesz musiała sama mnie zamknąć. - Uniosłem kącik ust, obserwując jak dziewczyna za wszelką cenę stara się nie wybuchnąć i nie dać mi tej satysfakcji. Wzięła głęboki wdech i wsiadła na swoją maszynę.
- Nie będę na ciebie czekać. - Zagroziła i ruszyła, zanim sam zdążyłem dojść do mojego motocyklu. Dogonienie jej nie było zbyt trudne, zwłaszcza, że jej pojazd nie był w pełni sprawny i nie mogła rozwinąć zbyt dużej prędkości, chociażby dla własnego bezpieczeństwa. Starałem się jej nie wyprzedzać, chociaż kochałem naprawdę szybką jazdę.
Dojechaliśmy do Morgan w niecałe dziesięć minut, oczywiście bylibyśmy o wiele szybciej, gdyby nie wadliwa maszyna dziewczyny, którą co chwila musiała zwalniać.
- Dawno nie jeździłem tak wolno - westchnąłem, zsiadając z motocykla.
- Nikt ci nie kazał jechać obok. Mogłeś po prostu pojechać prosto do akademika. - Wzruszyła ramieniem, znowu grzebiąc coś przy motorze.
- Sama bez sprzętu go nie naprawisz.
- Chcesz się założyć? - Spojrzała na mnie z pewnym siebie uśmiechem.
- Nie trzeba. - Zmarszczyłem brwi. - Nie musisz mi niczego udowadniać.
- Boisz się, że przegrasz? - Kontynuowała.
- Nie, nie chcę cię do niczego zobowiązywać.
Vicky wywróciła oczami, zostawiając już motocykl w spokoju i stwierdzając, że wróci do niego później. Było dopiero koło godziny pierwszej, całą noc spędziliśmy w szpitalu, więc czas zaczął mi się trochę mieszać. Skierowaliśmy się do wejścia do akademika, a ja otworzyłem Victorii drzwi. Dziewczyna zatrzymała się, przyglądając mi się podejrzliwie.
- No przecież cię nimi nie uderzę. - Wywróciłem oczami. - Człowiek próbuje być miły, to zaraz go o coś podejrzewają.
Vicky uniosła brwi, chcąc potwierdzić sobie w głowie znaczenie moich słów i z lekkim skinieniem głowy, weszła do środka. Wszedłem zaraz za nią, zamykając drzwi wejściowe.
- I co? Coś się stało? - Uniosłem brwi. 
- Nie, ale wolę nie chwalić dnia przez zachodem słońca. - Uśmiechnęła się i weszła na górę. 

~~*~~*~~

- Nadal nie wierzę, że udało ci się wyciągnąć mnie na zakupy - westchnąłem, opierając czoło o zimną szybę. Trzy godziny chodzenia po sklepach i tylko jedna chwila przerwy na kawę. Takie są uroki posiadania siostry, jednak i tak nie mogę za bardzo narzekać. Camilla nie jest jak większość kobiet w jej wieku i nie lata co chwila na zakupy, za co bardzo jestem jej wdzięczny.
- Nie przesadzaj, już wiele razy ze mną jeździłeś. - Wywróciła oczami, poprawiając ułożenie swoich dłoni na kierownicy. Camilla zawsze była bardzo ostrożna, zwłaszcza jako kierowca. Nie lubiła zbyt dużego hałasu w pojeździe, często nawet nie słuchała muzyki. Wszystko zaczęło się od mojego wypadku. Co prawda podczas niego, dziewczyna nie miała jeszcze prawa jazdy, jednak gdy już je otrzymała, wciąż obawiała się usiąść za kierownicą. Była to całkiem inna sytuacja, mój wypadek miał inne "podstawy". Nie był to przypadek, spowodowany przykładowo oblodzoną powierzchnią, ja po prostu chciałem się rozbić. Nie myślałem wtedy o śmierci, planowałem żyć jeszcze długo, jednak w tamtym momencie nic się dla mnie nie liczyło, poza ucieczką od własnych myśli. - Wszystko w porządku?
- Hm? Tak, jasne. Czemu miałoby nie być? - odpowiedziałem, gdy dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie jej pytanie. - Zamyśliłem się. 
- O czym? 
- Od kiedy jesteś taka dociekliwa? - Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, do czego zmierza.
- Od kiedy odpowiadasz pytaniem na pytanie? - Okej, wygrała. 
- Tak.. ogólnie. - Wzruszyłem ramionami. 
Do akademika dojechaliśmy w zupełnej ciszy, przerywanej jedynie szumem deszczu, uderzającego z impetem w przednią szybę. Aż nie chciało się wysiadać z ciepłego wnętrza pojazdu, akurat na taką ulewę.
- Możesz iść, wezmę zakupy. - Naciągnąłem kaptur, wystawiając rękę po kluczyki. Camilla zgasiła silnik, wręczając mi klucze i wysiadła, szybkim krokiem kierując się do wnętrza budynku. Odetchnąłem ciężko i otworzyłem drzwi, od razu podbiegając na tyłu samochodu. Ciężko było mi się zabrać ze wszystkim na raz, torby wylatywały mi z rąk, jednak nie miałem ochoty wychodzić po raz drugi na ten deszcz. 
Zamknąłem bagażnik, a następnie samochód i wszedłem do budynku akademika. Nawet nie zauważyłem, a co dziwniejsze, nie usłyszałem Milesa zbiegające go po schodach. Chłopak zatrzymał się przede mną i kilkukrotnie zaklaskał w dłonie.
- Jules, błagam. Nie rób z siebie wafla swojej siostry! - jęknął, zabierając mi część reklamówek, zanim zdążyły wyślizgnąć mi się z rąk. 
- Nie robię z siebie wafla. Po prostu jestem.. dobrym, starszym bratem. - Wzruszyłem ramionami, kierując się w stronę schodów. Miles jedynie wywrócił oczami i zaraz potem ruszył leniwym krokiem za mną. Co chwila stękał coś pod nosem, odnośnie sensu życia i tego jaki niedobry obiad podawali dziś na stołówce. 
- Ej! A tak poza tym, to gdzie do cholery jasnej byłeś rano? Albo nawet przez całą noc? - Potruchtał szybciej po schodach, chcąc dorównać mi kroku. Spojrzał na mnie podejrzliwie i ah.. gdyby wzrok mógł zaglądać  do cudzej duszy, już by mnie nim przewiercił. - Czyżbyś jednak pojechał do tego klubu? 
- Powiedziałem ci, że nie pojadę i nie pojechałem - mruknąłem pod nosem. 
- Poszedłeś na pieszo? 
- Miles - zaśmiałem się - Nie byłem w żadnym klubie. 
- To gdzie? 
- Znasz Victorię? 
- Grant? - Spytał, na co kiwnąłem głową. - Znam i co w związku z tym? 
- Jej brat miał wypadek, chciała, żeby zawieźć ją do szpitala. - Wzruszyłem ramionami, a ten przystanął na ostatnim schodku. - Idziesz, czy nie?
- To było w nocy?
- Późnym wieczorem - westchnąłem czując, że nadchodzi przesłuchanie. 
- Ale wróciłeś rano, w sumie prawie w południe. Więc? - Zmarszczył brwi, dalej nie ruszając się z miejsca. 
- Miles.. po prostu poczekałem na nią, a to trochę zajęło wiesz, różne badania i w ogóle. Logiczne, że nie chciała zostawić go samego. 
- No to jest logiczne, ale to, że pojechałeś z nią i na dodatek spędziłeś całą noc w szpitalu to.. jakoś mi do ciebie nie pasuje. - Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie, na co tylko Wywróciłem oczami i ruszyłem w stronę pokoju Camilli. Przez chwilę panowała cisza, jednak zaraz usłyszałem tupanie Milesa, który prędko pojawił się obok mnie. 
- Czyżbyś wziął sobie do serca moje ostatnie rady? Już od dłuższego czasu cię obserwuję i muszę przyznać, że widzę pewne zmiany. - Na jego twarzy jak zwykle pojawił się szeroki uśmiech, którego nie sposób było nie odwzajemnić.
- O które rady ci chodzi? 
- Aż tak dużo ich było? - Burknął zirytowany.
- Żeby nie nosić bokserek w dinozaury idąc na siłownię, nigdy nie brać naleśników ze szpinakiem na stołówce, bo smakują jak trawa, nie podbierać ci skarpetek.. - zacząłem wyliczać, jednak szybko mi przerwał.
- Dziewczyna! Mówiłem ci, żebyś znalazł sobie dziewczynę! - Krzyknął. - Ale o zakazie zabierania moich skarpetek też masz pamiętać. 
- Miles - westchnąłem - Już o tym rozmawialiśmy. To.. nie w moim stylu.
- Eee.. ale mówisz teraz o dziewczynie, czy o skarpetkach?
- O dziewczynie. Nie interesują mnie związki.
- Jules, dorośnij. Będziesz co chwila szukał sobie jakiejś panienki na jedną czy dwie noce? - Spytał, na co tylko wzruszyłem ramionami. Nigdy nie czułem potrzeby wiązania się z kimś. Wydawało mi się, że nawet nie potrafię obdarzyć kogoś takim uczuciem. To po prostu nie dla mnie. - Załamujesz mnie! 
- Nie drzyj się tak, kluseczko.
- Będę się darł.. chwila, chwila.. jak ty mnie nazwałeś? - Oh.. gdyby wzrok potrafił zabijać, już leżałbym tu martwy. 
- Mięśniaku, przecież to oczywiste - parsknąłem, przyspieszając kroku i z rozpędu wchodząc do pokoju Camilli. Miles wbiegł zaraz za mną, a gdy raptownie się zatrzymałem, wpadł na mnie, przez co niewiele brakowało, a oboje wylądowalibyśmy na podłodze. Siostra nie była sama, a w pokoju towarzyszyła jej Victoria. Obie siedziały przy biurku, rysując coś na dużym brystolu. 
- Dzięki, podstaw koło łóżka. - Uśmiechnęła się Camilla, spoglądając przez chwilę w moją stronę, po czym znowu skupiła się na pracy, jaką właśnie wykonywały. Odstawiłem torby we wskazane miejsce, a gdy się odwróciłem, zobaczyłem jak Miles zagląda im przez ramię. 
- Spadaj! - Warknęła do niego Camilla. 
- Co robicie? - Oczywiście Miles to Miles, więc nie mógł ustąpić. 
- Pani Ruby prosiła nas o zrobienie plakatu. Pojutrze odbędzie się wycieczka. Najpierw pojedziemy do uniwersytetu w Londynie na wykłady odnośnie jeździectwa naturalnego, później do jakiejś galerii, gdzie według decyzji nauczycielki od wychowania fizycznego, idziemy na basen. 
Jakoś niezbyt podobała mi się opcja wyjazdu na basen, zwłaszcza, że będzie tam spora ilość osób. Nienawidziłem tych blizn, a tam czy bym tego chciał, czy nie, wszyscy by je widzieli. Z tego, co zauważyłem Victorii też niezbyt podobał się plan wyjazdu.
- To obowiązkowe, w ramach zajęć - mruknęła pod nosem Camilla, kończąc poprawiać literki czarnym mazakiem.
- Super - westchnąłem, przewracając oczami. - Idę zapalić.
Wyszedłem na niewielki balkon, a zaraz za mną przyszedł Miles, który od razu chciał mi zabrać paczkę papierosów, powtarzając, że szkodzi to mojemu zdrowiu. No przecież to wiem! Nie musi mnie pouczać, rozumiem, że martwi się o mnie, ale nie przestanę palić, jeżeli sam nie będę tego chciał. Chłopak szybko wyszedł, twierdząc że nie będzie tu stał z palaczem.
Z papierosem w ustach wróciłem do pokoju.
- Chcesz tam jechać? - Zmarszczyłem brwi, patrząc na Camillę.
- Nie, ale chyba muszę. - Wzruszyła ramionami. - Wynocha na balkon, nie będziesz mi tu smrodził!
- Okej - zaśmiałem się i wyszedłem. Naprawdę nie chciałem tam jechać. Zawsze mogę udać, że źle się czuję i zostać, albo po prostu ulotnić się gdzieś w galerii.
Gdy skończyłem palić, wróciłem do pokoju, gdzie siostra siedziała już sama. Powiedziała, że coś się wymyśli, bo dobrze wiedziała, z czym mam problem. Kiwnąłem twierdząco głową i skierowałem się do wyjścia, jednak gdy ledwo przekroczyłem próg, wpadłem na kogoś, a raczej ktoś wpadł na mnie.
- Proszę, proszę. Który to już raz na siebie wpadamy? - Zaśmiałem się widząc przed sobą burzę rudych włosów.

Vicky? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz