niedziela, 26 listopada 2017

Od Imanuelle C.D. Zaina

To było miłe. Mimo wszystko, to było miłe. Kiedy odprowadził mnie do bosku Nogitsune, cały czas walczyłam ze sobą, żeby się do niego ponownie nie przytulić. Był taki... nieważne. Po prostu muszę przestać o tym myśleć. W końcu ma dziewczynę, jest znany i takie tam... A ja jestem sierotą. Na to słowo zawsze ściska mnie w dołku. Jestem sama... No dobrze, nie jestem. W końcu mam wujka Petera. Ciekawe kiedy przyjedzie...
Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie możliwe strony. Musiałam wyglądać jak małe blond tornado, jednak nie miałam ochoty ich zgarniać. Zwyczajnie byłam przybita i nawet ten malowniczy widok mi nie pomagał. Jadąc przez łąki przypominały mi się okolice naszej posiadłości niedaleko Liverpoolu. Tam znajdował się nasz dom, który spłonął. Zostały tylko gołe ściany, fragmenty piętra i schodów w holu, po których kiedyś zjeżdżałam wraz z Theo. Tam na chłodniejszej północy, trawy nie były koszone, więc sięgały ludziom po kolana i łagodnie kołysały się, jakby chcąc dorównać w gracji falom morza, które otaczało naszą wyspę. Ciemna zieleń, szary granat nieba, na którym o tej porze roku, zawsze stały czarne puszyste chmury. Ciemność, dostojność, potęga i władza. Tak widziałam mój własny kawałek Anglii. Dosłownie mój własny, ponieważ zostałam jedyną dziedziczką majątku ojca oraz rodziny matki. Mamy z wujkiem spisaną umowę, ponieważ nie jest tylko moją rodziną, ale także moim prawnikiem i to on zajmuje się formalnościami związanymi z majątkiem. Za to jeśli chodzi o dom... Nie miałam jeszcze odwagi, aby tam wrócić. Koń zarżał, unosząc niespokojnie łeb. Zerknęłam na niebo. Nie ma takiej statystycznej możliwości, że nie będzie padać. Postanowiłam więc wrócić do akademika, w końcu i tak zbliżał się koniec wydawania obiadu, a wolałabym wejść tam sama i z dumną, a nie wniesiona na siłę przez Zaina, choć nie powiem, to mogłoby być całkiem przyjemne. Skorzystam innym razem. Albo nie. Lepiej nie. Zaprowadziłam Nogitsune do boksu, zdjęłam z niego rząd i trochę obtarłam sianem, aby na pewno nie był mokry. Zaniosłam rzeczy do siodlarni, ostatni raz pogładziłam konia, po czym poszłam do swojego pokoju. Mimo wszystko wolałam się przebrać zanim pójdę na stołówkę. Kocham konie, ale ich zapach i jedzenie, to nie idealny pomysł.
W pokoju nadal było czuć magnolie. To ulubiony zapach wujka jeśli chodzi o kwiaty. Mi też się spodobał, a on śmiał się, że to po prostu kwestia genów. Zdjęłam ubrania i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam czarne leginsy i bokserkę. Myślę, że będzie pasować do "bluzy wujka". Ponownie się ubrałam, wciągnęłam na nogi najzwyklejsze czarne tenisówki, złapałam z telefon i wyszłam. Zielona kochana diodka oświadczała, że dostałam wiadomość.
Zain: Gdzie jesteś?
Zain: Mam zacząć cię szukać?
Zain: Miałaś przyjść!
Zain: Imanuelle Hale, oświadczam, że jak zaraz się nie pojawisz na stołówce, to idę cię szukać!
Zain: Idziesz już?
Śmiejąc się weszłam na stołówkę i... Nagle poczułam wzrok wszystkich, skierowany na mnie. Rozejrzałam się. Miałam rację. I nienawidzę Zaina. Dopóki go nie widzę przynajmniej. Zarzuciłam moimi długimi, blond włosami do tyłu i z uniesioną głową ruszyłam przez stołówkę. Na szczęście w pewnym momencie zobaczyłam przy jednym ze stolików znajomą twarz bruneta. Od razu skierowałam tam moje kroki.
- Cześć - uśmiechnęłam się do Harry'ego i Isabelle.
- Za grę damy powinnaś dostać Oskara - zaczął klaskać w dłonie Zain.
- Chyba już ustaliliśmy, że ja nie muszę udawać czy grać, bo jestem damą - mruknęłam.
- W sensie? - zainteresował się Harry.
- To panna hrabianka - zaśmiał się brunet, a ja złapałam za jego widelec i podjadłam mu trochę sałaty.
- Właściwie, to są podejrzenia, że moja rodzina wywodzi się od książąt krwi królewskiej, jednak po pożarze domu są małe problemy z dokumentami, ponieważ część uległa zniszczeniu, więc prace nad tym zostały wstrzymane, mój pakistański uchodźco - uśmiechnęłam się.
- Nienawidzę cię - odparł wielce obrażony i wyrwał mi z dłoni widelec. Oparłam na tej dłoni podbródek.
- Z pełną wzajemnością i nie oddam ci tej bluzy.
- Widziałem, że ta biała plamka na rękawie to nie przypadek - uniósł widelec do górych Harry, mówiąc jak prorok.
- Brawo Sherlocku - przekręcił oczami Zain.
- Ja tam go podziwiam - odparłam. - Przystojny, dobrze ustawiony, inteligentny... Anglik.
- Ty specjalnie z tym Anglikiem, co? - mruknął mój sąsiad.
- Owszem - zaczęłam wystukiwać palcami dłoni rytm jakiejś piosenki. Właściwie nawet nie myślałam nad tym, co to za utwór. Wiedziałam tylko, że go bardzo dobrze znałam.
- Cause I wanna touch you baby
And I wanna feel it too
I wanna see the sunrise
on your sins just me and you - zanucił Zain.
- Co? - zdziwiłam się i spojrzałam na niego, jak na wariata.
- Wystukujesz to - zauważył Harry.
- Nie da się ukryć - poparła go Isabelle.
- Bzdury - mruknęłam i dalej zaczęłam coś wystukiwać. Miałam nadzieję, że to jednak nie będzie tym razem piosenka tego uchodźcy.
- Co ty taka zniecierpliwiona? - zdziwił się. - Powinnaś zjeść.
- Widzisz, nie mogę jeść, kiedy na coś czekam, a aktualnie... Może nie przerazi was to do takiego stopnia, abyście przestali się do mnie odzywać... ale nie mogę się doczekać, aż zniszczę tej nauczycielce karierę i życie... - uśmiechnęłam się wrednie. Jednak byli przerażenie. - Nic nie poradzę, kwestia genów. Mojej rodziny się nie rusza, bo się skończy na stosie, a kat właśnie tutaj jedzie.
- Twój wujek? - zapytał Zain.
- Owszem. Będziesz musiał do nas dołączyć.
- Muszę? - jęknął brunet.
- Mam wrażenie, że się go boisz. Jeszcze go przecież nie poznałeś - zaczęłam się śmiać.
- Nie sądzę, aby to spotkanie pozytywnie wpłynęło na tą relację... - odparł.
- Przecież cię nie zje - prychnęłam.
- Na pewno? Czasem mam wrażenie, że ty dochodzi do granicy wytrzymałości i zaraz mnie zagryziesz...
- Co?! - zdziwiłam się. - Tylko raz miałam ochotę cię zastrzelić. Wtedy na siłowni. Nie masz pojęcia jak cierpliwą osobą jestem. Właściwie to mało o mnie wiesz. A już byłam stereotypową blondynką, a teraz hrabianką, jakby to było coś obraźliwego - zauważyłam.
- Wiem tyle, że bez problemu jesteś w stanie mnie urazić, nazywając uchodźcą, a przecież jestem Brytyjczykiem!
- A ja baletnicą! - wystawiłam mu język. Nagle zadzwonił mój telefon, a ja aż podskoczyłam w miejscu. Odebrałam. - Słucham?
~ Jestem pod Akademią, wyjdziesz? - odezwał się wujek, a ja odetchnęłam z ulgą.
~ Jasne już idę wujku - odparłam i się rozłączyłam. Wskazałam palcem na Zaina. - Jeszcze nie skończyliśmy. Widzę cię w moim pokoju za pół godziny, tak?
- A jak nie? - skrzyżował ręce na torsie.
- To zostaniesz jedyną ofiarą swojej głupoty - warknęłam.
- Czego? - aż się zapowietrzył.
- Nie martw się Zainuś, do twarzy ci z tą lekkomyślnością - cmoknęłam go w policzek. - Dwadzieścia dziewięć minut! - po tych słowach szybko wstałam i pewnym krokiem poszłam przed akademik. Tam na parkingu, przy swoim czarnym, cudownym, wyremontowanym Fordzie Mustangu z 1969 stał wysoki mężczyzna, który zawsze przypominał mi tatę, choć był od niego kilka lat młodszy. Od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Mam nadzieję, że nie przybyłem za późno - odparł od razu.
- Cóż... - odstawił mnie na ziemię i uważnie mi się przyjrzał. - Chyba jednak za późno...
- A dlaczegóż to? - krzyżował ręce.
- Ładny płaszcz - zauważyłam.
- Mało subtelna zmiana tematu, słońce - zmrużył oczy mówiąc to, a ja się skrzywiłam.
- Za późno, ponieważ w mało delikatny sposób zostałam zmuszona to wyjawienia mojej klasie, że jestem sierotą...
- Zmuszona? - uniósł brew.
- Mogłabym po prostu dać w twarz nauczycielce i wyjść, ale uniosłam się dumą i teraz tego żałuję - spuściłam głowę, a on mnie objął ramieniem.
- Coś na to poradzimy - pogładził moje włosy. - Nie martw się. Skąd masz na sobie męską bluzę.
- Oficjalnie to twoja bluza. Nieoficjalnie... wytłumaczę ci to... W pokoju - uśmiechnęłam się promiennie. Ten przenikliwy wzrok wujka nie robił na mnie większego wrażenia, ponieważ znalazł go na wylot i sama się go nauczyłam. Z czasem stwierdziłam nawet, że to dosyć użyteczna umiejętność. Wujek przewrócił oczami w ten swój charakterystyczny, bardzo irytujący sposób, jakby nie miał już do mnie siły i zgodził się na rozmowę wewnątrz. Przeszliśmy do mojego pokoju, po którym od razu po odwieszeniu płaszcza, mężczyzna rozejrzał się za innymi częściami męskiej garderoby, którą pewnie spodziewał się tutaj zobaczyć.
- Więc... czyja to bluza? - zagadnął mnie, tonem jakby mówił do od niechcenia.
- To bluza... Kolegi z grupy - wyjaśniłam siadając na krawędzi łóżka, założyłam nogę na nogę, jak to zwykłam przy wujku.
- Tak po prostu ci ją dał? I właściwie co to znaczy, że to oficjalnie moja bluza? - dalej się rozglądał.
- Bo widzisz, Zain oprowadzał mnie po szkole...
- Zapewne wieczorem, skoro macie przez to kłopoty - mruknął wujek.
- Tak... Poszliśmy do auli, gdzie chłopak wpadł na dosyć oryginalny pomysł...
- Aby? - dopytywał.
- Aby zatańczyć wujku - pokręciłam głową, a on wypuścił powietrze z ust. - Wejście zabezpieczył bluzą, aby nas nie przyłapano i abym nie miała nieprzyjemności, jednak później wychodząc innym wejściem, zapomnieliśmy o niej.
- Rozumiem...
- Jednak oficjalnie to twoja bluza, którą zgubiłam w stajni po treningu, a oni chcą nam wcisnąć uszkodzenie mienia, ponieważ ktoś po lekcjach pomazał szkielet w sali biologicznej, a to nie byliśmy my - odparłam.
- Więc mam delikatnie wytłumaczyć dyrekcji, że to nie wy? - uniósł brew.
- Chyba tak... Zaraz przyjdzie Zain, to to omówimy. Przede wszystkim, zrób coś z tą nauczycielką, która próbowała mnie wyśmiać i zmusiła do odpowiedzi grożąc naganą do dyrektora, przez co również naraziła mnie na ośmieszenie oraz inne nieprzyjemności - odparłam.
- Lepiej. To już rozumiem i wiem co mam zrobić - przewrócił oczami, wyglądając przez okno. Ktoś zapukał do drzwi, wstałam więc i podeszłam, aby je otworzyć. Stał za nimi Zain. Rozejrzał się po pokoju i nie zauważył wujka, więc szeroko się uśmiechnął i pewnie wszedł do środka.
- To w końcu jesteś sama panno hrabianko? - zaśmiał się i nagle umilkł.
- Witaj Zain - odparł wujek, odwracając się od okna.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz