niedziela, 12 listopada 2017

Od Zaina cd. Imanuelle

Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem aż do samego samochodu. Interesujące. Wydaje się pyskata i na pierwsze wrażenie faktycznie tak stwierdziłem. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że miła w sobie coś... była po prosu piękna.
- Podwieziesz mnie, prawda? - skierowałem wzrok na chłopaka, który nadal się oglądał.
- A mam wybór? - uniosłem brew, wyciągając klucze z kieszeni kurtki.
- To twoja wina - dopiero teraz się odwrócił, podchodząc do samochodu od strony pasażera i posłał mi wymowne spojrzenie. Pretensjonalne, jakby co najmniej moja obecność zawiniła.
- Że co?
- Zawsze pieprzysz jakieś głupoty i wychodzi na to, że nigdy nie znajdę sobie dziewczyny - miałem zaprzeczyć? Tak, z czystej złośliwości.
- Bo taka prawda. Idź do domu publicznego, może tam uda ci się kogoś wyhaczyć - puściłem mu oczko, rzucając swoją torbę na tylne siedzenie.
- Idiota - fuknął, znikając w środku auta.
- Michael się obraził, uraził? - wsiadłem zaraz za nim.
- Nie, szykuj się na zemstę.
- Poważna groźba. Dziewczyna ma charakterek, a ty po prostu jesteś ciotą, bo nie potrafisz podejść i zawalczyć. A na pewno postawić się, gdy cię obraża.
- Muszę przyznać, że z tym tekstem to miała pomysł - uśmiechnąłem się szeroko. Nie żeby mnie to bawiło. To była ujma na tle mojego pochodzenia, co było wręcz niewybaczalne, a w tym przypadku karalne. Wątpię abym ją kiedykolwiek spotkał, chyba że Mike znowu zaciągnie mnie o tej samej godzinie do tego miejsca. Skoro mówi, że ćwiczy tutaj regularnie to od dzisiaj radzę mu zmienić godziny odwiedzin. Albo cały lokal.
- Tobie tak nie wolno. A słowo komukolwiek to zginiesz w jakimś zamachu terrorystycznym - choć tak naprawdę samego mnie to wszystko śmieszyło. Nie można stwierdzić, że nie posiadam do siebie dystansu, ale nie moja wina, że jestem perfekcyjny. Nastała chwilowa cisza, kiedy warkot silnika oznaczał opuszczenie parkingu przy siłowni. Wyjechałem na główną drogę. Często w takich chwilach myśli same nawracały mi do głowy. Nie dziwię się dziewczynie, że była zdenerwowana, ale też nie rozumiałem o co tak naprawdę się spięła. Zamiast cieszyć się z przyciągającego uwagę swojego ciała, to ona przeciwnie, tylko to sobie umniejszyła - Ty wiesz w ogóle jak ona się nazywa? - Michael zwrócił na mnie spojrzenie i wzruszył ramieniem. Nie żeby mi to sprawiło jakąś satysfakcję... bo sprawiło. W końcu to ja znałem jej imię. Imany? Zapewne Imanuelle - To od jakiego czasu tam chodzisz? - zrobiłem obojętną minę, choć czułem się jakbym przeprowadzał przesłuchanie jako tajniak, który nie chce zdradzić swoich prawdziwych zamiarów.
Chłopak ponownie się odwrócił i zmrużył oczy, utrzymując swoje spojrzenie tym razem dłużej. Na chwilę spuściłem spojrzenie z drogi przed sobą i posłałem mu to samo, lecz bardziej pozbawione wyrazu.
- Robisz wywiad? - pokręciłem głową.
- Po prostu jestem ciekawy. To powinno być już dla ciebie normalne.
- Od miesiąca podajże? - bardziej chodziło mi o to od kiedy blondyna przychodzi tutaj, ale jak mam to określić by co najmniej nie wyszło zbyt podejrzanie?
- I od miesiąca nie potrafisz chociażby dowiedzieć się jej imienia? - zadrwiłem. Jak ja uwielbiam go denerwować. W każdej możliwej sytuacji, w każdy możliwy sposób.
- Jesteś taki mądry, a sam nie wiesz - prychnął, ponownie się naburmuszając. Skinąłem delikatnie głową, uśmiechając się szerzej. Oczywiście, że nie wiem. Niech tak będzie. Mike zauważył moje drgające usta. To naturalne, że tego nie przegapił. Każdy by to zauważył - I dlaczego się szczerzysz? - wzruszyłem ramieniem, nie odpowiadając. Nie przyznam przecież, że czuję satysfakcję z powodu widocznej wygranej. Chociaż Imany przedstawiając się, wyrażała całą sobą, że robi to tylko z powodów czysto kulturalnych. Jakby z wielką łaską.
Zatrzymałem się na podjeździe pod domem dziadków Mike'a. Mieszkał z nimi już od ponad czterech lat. Jego rodzice są po rozwodzie, ojciec z tego co pamiętam wyjechał do Kanady, a matka wróciła do swoich rodzinnych stron w Szwecji, gdzie dostała pracę. Starsza kobieta właśnie pielęgnowała swój ogródek, prostując się na widok swojego wnuka. Wychyliłem głowę, uśmiechając się szeroko.
- Dzień dobry! - kobieta uśmiechnęła się serdecznie - Przyjechałem naskarżyć na pani wnuka.
- Od zawsze wiedziałem o twoim konfidenctwie - mruknął.
- Może wejdziesz na obiad? Zrobiłam wasze ulubione danie - kusząca propozycja, ale jeśli za pół godziny nie pojawię się w akademii to czeka mnie porządny wpierdziel nie tylko od nauczycieli. Pokręciłem głową, robiąc smutną minę.
- Nie mogę. Poza tym, Mike już chyba ma mnie dość na dzisiejszy dzień, a jak jeszcze pojawię się na obiedzie to chłopak popadnie w załamanie nerwowe.
- Babciu, dziadek kiedyś służył w wojsku. Ma on może dostęp do jakiejś broni, czegokolwiek co pomogłoby mi się go pozbyć?
- Widzi pani. Depresja. Ja bym wybrał się do psychologa, nie tylko w sprawie skrajnej aspołeczności i zaburzeń na tle psychicznym.
- Weź ty już wracaj do tej akademii.
- Ja pani obiecuję, że się kiedyś pojawię na obiedzie. Uwielbiam pani dania.
- Liczę na to - skłoniłem się na pożegnanie i posłałem buziaka w stronę Michaela. Zdecydowanie, droczenie się z ludźmi stało się moim hobby.
Do akademii dojechałem w niecałą godzinę. Było już po lekcjach, zapewne także po treningach. Pani Blue była na tyle uprzejma, że nie wymagała usprawiedliwień.
Skierowałem się od razu do pokoju, nie próbując już nawet dyskretnie przechodzić do akademika. Szedłem środkiem dziedzińca, skręcając w boczną ścieżkę, która prowadziła prosto do ogromnego, wieczorem oświetlanego reflektorami budynku. Pomimo, że miałem pokój jeden z pierwszych, to i tak musiałem wejść po schodach i przejść przez cały korytarz by dotrzeć do ciemnych drzwi z numerem 14. Sięgnąłem po butelkę wody, leżącą na stoliku, odkręcając ją. Zaraz jak znalazłem się w pokoju, odwiedził mnie gość specjalny.
- Gdzieś ty był? - przełknąłem wodę, mierząc dziewczynę spojrzeniem.
- Rozwiązywałem problemy życiowe całego świata - rzuciłem butelkę na pościel.
- Było na tyle poważnie, że opuściłeś połowę dnia? - zastanowiłem się, przypominając sobie o incydencie na siłowni i skinąłem głową. Z całą pewnością było bardzo poważnie.
- Było dramatycznie - opadłem na łóżko - Wiesz jak moja osoba na tym ucierpiała? Zostałem z co najmniej pięć razy obrażony. Co gorsza, było to robione z ogromną łaską, bez podziękowania nawet za to, że  zamierzam rozwiązywać te problemy. Chociaż... w sumie to pod koniec usłyszałem takie obojętne dziękuję - wzruszyłem ramieniem.
- Pewnie ci się to przyda - Brooke odłożyła zeszyty obok mnie i wyszła. Skrzywiłem się. Cóż, nie dało się zaprzeczyć, że mi się przyda.
Ciężko westchnąłem, wpatrując się w sufit. Wcale nie myślałem o tym, ile muszę przepisać na jutro, jeśli w ogóle się tym przejąłem. Zazwyczaj do takich spraw podchodziłem na spokojnie, nie przejmując się czymkolwiek. Myślałem, że tylko tajemnicza osoba dziewczyny z siłowni mnie zaintryguje, a poznając jej imię zwyczajnie stracę zainteresowanie, ale kurcze... jak na panią delikatną, to miała cudnie niebieskie oczy. Mówiłem, że standardowa, ale mało kto posiada taką budowę ciała...
- Sharika, zostaw tę torbę w spokoju - mruknąłem do kotki, która przypomniała sobie o swoim morderczym instynkcie szarego tygrysa.

~*~
O dokładnie 8:20 zaczynały się lekcje i sam sobie się dziwiłem, że jestem w stanie tak szybko się wyrobić. Od dziesięciu minut wegetowałem w sali, wraz jeszcze z innymi ludźmi, na których nie zwracałem większej uwagi prócz wypowiadania krótkiego zdania ze swoją opinią, gdy była tylko okazja. W miarę mijających minut, w klasie pojawiało się więcej ludzi, co było standardową, codzienną rutyną. Zszedłem z ławki, gdy nauczyciel pojawił się w sali. Jakże musiała wyglądać moja mina, gdy przed oczami śmignęły mi znajome, blond włosy. Zgrabna sylwetka dziewczyna, na której ramionach spoczywała biała bluza, idealnie zarysowywała się na tle ciemnej tablicy. W tym momencie nie wiedziałem czy mam się uśmiechnąć czy niemalże wybuchnąć śmiechem. Spuściłem głowę, opierając ją o rękę w celu jak największego zakrycia się przed wzrokiem dziewczyny, całkowicie ignorując słowa kierowane do mnie z sąsiedniej ławki. To była do mnie tak niepodobne, że sam nie chciałem w to uwierzyć. Czy jej obecność tutaj to jakiś niewytłumaczalny przypadek czy los stwierdził, że teraz jego kolej na zaskakiwanie?
Usiadła nieco z tyłu, co nie oznaczało końca wszystkiego. Wątpię by mnie zauważyła. Miała zbyt obojętny wyraz twarzy by jej zależało na oglądaniu wszystkich. Za to dała niezły popis przed nauczycielem. Już wtedy widać było, że nauka nie sprawia jej żadnego problemu.
Wyszedłem z klasy, stając przy oknie i uważnie obserwowałem drzwi od klasy. Imany wyszła jako ostatnia. Zauważyła mnie, bo trudno było tego nie zrobić, jednak ruszyła przed siebie, ignorując wszystko. Problem w tym, że znam sposób zwrócenia na siebie czyjejś uwagi.
- Nie ma to jak pojawić się na pierwszych zajęciach i olśnić całą klasę, przy okazji czarując nauczyciela - dziewczyna zwolniła kroku, zatrzymując się w linii prostej do mnie. Uniosłem kąciki ust w złośliwym uśmiechu. Nie żebym miał do niej jakiś problem, ale... tak, chyba mam problem.
- Nie znajdziesz sobie ciekawszych zajęć niż czekanie aż wyjdę z klasy i dowalenie słabym tekstem? - odwróciła się, a jej kosmyki blond włosów opadły na ramiona, delikatnie spływając po obojczykach. Wydawała się jakby wcale nie była zaskoczona tym przemiłym, ponownym spotkaniem. A ja wiem swoje.
- Wiesz, prowadzę obserwacje do mojego doświadczenia. Jak bardzo dana osoba musi być wredna by wytrzymać dłużej niż dzień - odepchnąłem się od parapetu i podszedłem bliżej. Jej obojętna twarz tym razem zmieniła wyraz. Dziewczyna wydawała się rozbawiona.
- Cóż... bo ja zapisuję właśnie wyniki w związku z ilością chodzących dupków na świecie. Wierz mi, jesteś pierwszy na liście i chyba muszę zmniejszyć ją do poszczególnych placówek -
- Są gorsi ode mnie. Ja jestem ten najprzystojniejszy. Ale nie martw się. Jesteś pierwsza na mojej liście ulubienic - wyszczerzyłem się.
- A to się nie nazywa fachowo stalking?
- Możesz mi oddać wszystkie swoje dokumenty - wzruszyłem ramieniem.

Imanuelle?

1593 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz