sobota, 11 listopada 2017

Od Isabelle cd. Harry'ego

Alyssa od dziecka była mistrzynią organizowania wszelkich spotkań. Daty naszych urodzin akurat całkiem przypadkowo niemal się na siebie nakładały, dlatego to, gdy już byłyśmy nieco starsze, to właśnie Alli organizowała jakieś większe przyjęcia. Szczerze mówiąc, to nie wyobrażam sobie jej bez uczczenia swoich urodzin odpowiednio. Ja stanowiłam nie raz jej anioła stróża, który alkohol do ust brał tylko w wyjątkowych sytuacjach, a jeśli już to na tyle by mieć kontrolę nad rozwalającą się po całej imprezie przyjaciółki. Nie przeszkadzało jej bycie w centrum uwagi, zazwyczaj robiła furorę, podczas gdy ja jednak wolałam usiąść i oglądać wszystko z boku. I pilnować jej oraz czasu. Wszyscy nazywali mnie niekiedy tą poprawną, grzeczną dziewczynką. I wcale nie próbowałam ich odciągnąć od takiej opinii. Wolałam uchodzić z tą pijącą mniej bądź wcale, ale dzisiaj dostałam jedno, wyraźne i dokładne polecenie.
- Issy... masz absolutny zakaz poruszania się bez pełnej szklanki w ręce - Alyssa przechyliła głowę, przez co niechcący kreska, którą kazała sobie zrobić, wyszła niestarannie i za mocno, podkreślając z całej siły oko. Spojrzałam w lustro i przewróciłam oczami. Natychmiast to zauważyła i niemal się zapowietrzyła, całkowicie zapominając o nierównym makijażu - Obiecaj mi to - zmierzyła mnie spojrzeniem.
- Obiecuję ci, że się upiję? - uniosłam ręce w geście obrony. Zmrużyła oczy z delikatnym uśmiechem.
- Powiedzmy, że ci wierzę. A jak mnie kłamiesz w moje urodziny to ci zapalę takiego kopa w tą ładną dupeczkę, że do Anglii wrócisz połamana - zaśmiałam się i poprawiłam swoją pracę. Przytuliłam ją od tyłu i oparłam głowę o ramię. Uśmiechnęła się, wzdychając głośno - Zdajesz sobie sprawę, że niecałe dwa lata temu zaczęłyśmy żyć jako pełnoletnie i pełnoprawne obywatelki tego kraju, a dzisiaj dochodzi mi kolejny rok, kolejna coraz bardziej widoczna zmarszczka? - przyjrzałam się nam w lustrze i potwierdziłam kiwnięciem głowy - A wiesz co jest najbardziej frustrujące? - uniosłam brew - To, że w szkole twoim jedynym, realnym partnerem był tomik Roberta Adamsona, tymczasem teraz czuję się jakbyśmy zamieniły się miejscami - zrobiła smutną minę i oparła głowę o moją.
- To były najlepsze wiersze w tamtym czasie. Uwielbiałam jego twórczość - obydwie westchnęłyśmy. Pamiętam to jakby zdarzyło się co najmniej wczoraj. Wtedy Alyssa mieszkała jeszcze bliżej mnie, niemal na tej samej ulicy. Znałam ją jeszcze przed przeniesieniem do innej szkoły, a w nowej była jedyną osobą, do której na początku mogłam się zwrócić. Byłyśmy swoimi przeciwieństwami. Ona, brunetka, lubująca się w luksusie, najbardziej wygimnastykowana z całej klasy i ja, która niemal zawsze miała pod ręką książkę, jedyna potrafiąca na sprawdzian dwa dni przed, na obrzydzenie wykuta z każdego tematu, choć jak dziewczyna sama powtarzała, istny demon jeśli się rozkręcała.
- I go niecnie zdradziłaś z piosenkarzem. Robert musi być załamany - zaśmiałam się i chwytając ją za rękę, pociągnęłam w stronę drzwi.
- Leży gdzieś na półce. Za to ja zorganizowałam dla ciebie najlepszy, własny koncert na świecie i oczekuję ogromnych podziękowań. Ale cii... masz nic nie wiedzieć, to niespodzianka - powiedziałam szeptem i momentalnie o mało nie zostałam uduszona mocnym przytuleniem.
- Wiesz co jeszcze w tobie uwielbiam? - poprawiła się.
- Fakt, że daję ci najlepsze prezenty? - przyznała skinięciem głowy, cicho się podśmiewając.
- To też... - przeciągnęła - Ale najbardziej w tobie uwielbiam to, że masz za faceta Harry'ego Stylesa, a ja mogę tylko na tym korzystać, a te wszystkie dawne żyrafy z równoległej klasy mogą się dzisiaj ugryźć.
- Czyli przyznajesz, że to przyjaźń dla korzyści? Wiedziałam - prychnęłam i sprawdzając godzinę, pociągnęłam Alyssę za sobą - No chodź, bo się spóźnisz na swoje własne urodziny.
- Już, już - złapała mnie pod ramię - Zdradzę ci coś, ale musisz obiecać, że mnie nie zabijesz - przedostałyśmy się w miarę dyskretnie między gośćmi - Miałam zaprosić Kendall, bo to by podniosło niejako rangę mojej imprezy urodzinowej - posłałam jej krzywe spojrzenie. O nie, nie wytrzymałabym tutaj, w jednym pomieszczeniu, w jednym domu wraz z chodzącą księżną królową na szpilkach wyższych niż największy budynek w całych Stanach. I teraz nie mówię tego w żarcie. Naprawdę tak myślę.
- Zabiłabym cię jakbyś ją zaprosiła. Nie miałabym wyjścia - obydwie się zaśmiałyśmy. Jednego jej nie mogłam odebrać. Alli była naprawdę lojalna i nie przeszkadzał mi fakt, gdy lubiła osoby, które ja nie trawiłam, ale zawsze brała pod uwagę moje zdanie i niezwykle się z tym obchodziła. Nawet jeśli miało wyjść to na jej plus.
- Wiem. Dlatego stwierdziłam, że wolę zaliczyć tę imprezę bez zgonu... rzecz jasna jutro rano będę jęczeć, że mi niedobrze.
- Do czego ty mnie zmuszasz... - westchnęłam, dając skinięciem głowy z delikatnym uśmiechem znak Harry'emu.
Dalsza część odbyła się według zamierzonego planu. Alyssa była wniebowzięta, ale gdy Harry spytał o to czy jej się spodobało nie mogłam po prostu tak powiedzieć. Wkrótce dziewczyna poszła na górę. Dokładnie wszystko obserwowałam, stwierdzając, że za chwilę będę musiała ją znaleźć. Może trochę przesadzam dla niektórych, ale wychodzę z założenia, że mimo wszystko bezpieczniej dla niej jest na dole.
Stanęłam gdzieś z boku, obserwując wszystko z innej perspektywy. Wkrótce chłopak dołączył do mnie. Uśmiechnęłam się kącikiem ust.
- Tej drugiej nutki jeszcze nie słyszałam - wzięłam łyka, nieznacznie się uśmiechając. Wcześniej dostałam jeszcze jedną radę od Alli, że mam przestać sobie liczyć ile już wypiłam. I faktycznie pogubiłam się w rachunkach.
- To nowość. W sumie to pierwszy raz ją zaśpiewałem, ale myślę, że wyszło dobrze. Niall mi nieco pomógł przy tym, a znając życie wszelkie portale społecznościowe zdradzą fakt, że zamierzam wydać nową piosenkę.
- I bardzo dobrze - zdziwił się - No co? Uważam, że należy się tobie. Jeśli dzięki piosence można się bardziej w kimś zakochać to właśnie chyba coś w tym rodzaju przeżywam - uśmiechnął się, gdy go ucałowałam - You're perfect for me.
Wkrótce Alyssa porwała, jak to sama określiła, mojego faceta do tańca, wciskając mi w dłoń swój kieliszek. Jędza mała. Nie powiedziałam jej, że nie on będzie prezentem dla niej tylko piosenka. Robi to specjalnie. Wiedziałam, że pokazywać Harry'ego gdziekolwiek to jak skazanie siebie na ciągłe pilnowanie, bo zagrożenie istnieje nawet ze strony przyjaciół. A jeśli chodzi o zagrożenie... Mój wrażliwy czujnik na chodzącą głupotę właśnie wykrył poważne zagrożenie.
- O, co za spotkanie. Ty też tutaj? - odwróciłam się, nawet nie starając o porządny uśmiech. Nie musiałyśmy już przed sobą udawać sympatii, bo po prostu jej nie było.
- Jestem przyjaciółką Allyssy, w przeciwieństwie do ciebie. A to impreza urodzinowa, więc naprawdę nie wiem co tu robisz - zwróciłam się do Kendall.
- Cóż, poznałyśmy się na poprzedniej, więc głupio było nie złożyć jej życzeń osobiście.
- Mogę jej przekazać.
- Nie wyjdę z imprezy - zaprzeczyła, co oczywiście spotkało się z moim niezadowoleniem.
- No widzisz, bo ja właśnie zamierzam cię zmusić do wyjścia - dziewczyna przez chwilę miała szeroko otwarte usta i mierzyła mnie spojrzeniem. Będąc w tych swoich wysokich szpilkach, w których wyglądała bardziej jak anakonda niż modelka. Zaśmiała się cicho i sięgnęła po kieliszki.
- Isabelle, nie kłóćmy się... - ten proszący ton był tak zdradliwy jak środkowa część Australii. Wszystko chce cię zjeść, ale przysłania się słodkimi oczami - Napijmy się. Za zgodę - wyciągnęła rękę do przodu, chcąc podać mi napój. Spojrzałam na szkło wypełnione rudawym płynem i zaśmiałam się. Nie wierzę. Nie znam jej, fakt. Nie wiem czy faktycznie chce się pogodzić, ale trudno uwierzyć mi w to, że robi to z czystymi intencjami i całkowicie bezinteresownie. Uniosłam głowę, patrząc jej prosto w oczy. Jako, że miałam na sobie sportowe buty, byłam znacznie niższa, co jednak nie przeszkadzało mi przed zgromieniem ją wzrokiem.
- Ja się z tobą nie kłócę. Wręcz przeciwnie... nawet lubię nasze wspólne rozmowy, opierające się na zasadzie udowodnienia sobie, która z nas jest silniejsza, co uważam za prymitywne, ale chyba z tobą nie da się inaczej. Po prostu odwal się, zostaw mnie i na szczęście swojego byłego w spokoju, skup się na tym co masz robić w zakresie swoich zawodowych obowiązków, bo podobno po to tu jesteś i przestań pokazywać się wszędzie tam, gdzie próbuję spędzić miło czas wraz z Harrym. Czy to wyjaśnienie jest na tyle jasne? - od wieków na nikogo tak się nie uniosłam, bo od wieków aż tak nikt mnie nie irytował. Mina Kendall natychmiast się zmieniła. Z szerokiego uśmiechu pozostały tylko uniesione kąciki ust, które tylko podkreślały jej nieczyste intencje. Zmrużyła oczy, na których miała perfekcyjny makijaż.
- Jasne - łyknęła zawartość kieliszka. Uśmiechnęłam się, w duchu dziękując, że powiedziała tylko tyle.
- Świetnie - odpowiedziałam i zostawiłam ją w tym samym miejscu, szukając innego kąta byleby jak najdalej od niej. Zabrałam ze sobą coś mocniejszego, by zagłuszyć to poczucie obecności czarnej pantery w tym domu. Alli zdołała mnie odszukać po jakimś czasie. Mimo, że była wstawiona to nadal kontaktowała ze światem i wiedziała, że nie bez powodu moja mina wyglądała jakbym miała ochotę pozabijać poniektóre osoby.
- A ty co taka zła? - usiadła obok, zabierając ode mnie butelkę.
- Pamiętasz jak wspominałaś o zaproszeniu Kendall - pokiwała głową - To wiedz, że ona nie potrzebuje zaproszenia by się pojawić.
- Bliskie spotkanie trzeciego stopnia?
- A nawet czwartego...
- Poważnie...
- Dała mi wyraźnie znak, że sama nie odpuści - spojrzałam zadowolonym spojrzeniem wraz z tajemniczym uśmiechem na przyjaciółkę - A ja jej powiedziałam, że może prowadzić tę swoją grę, ale nic nie ugra, bo po prostu rzeczy takie jak ona wychodzą z mody - Alyssa zaśmiała się.
- Chyba starczy ci na dziś alkoholu. Jeszcze nikomu nie powiedziałaś bezpośredniego złego słowa.
- Tobie na pewno. Ja jeszcze potrafię utrzymać się na nogach. Alergia na osobowość Kendall jakoś dziwnie spowodowała moje wytrzeźwienie. A teraz wybacz, muszę kogoś obronić przed nawrotem ataku - odłożyłam wszystko na stolik i w tłumie odnalazłam Harry'ego. Chwytając go za rękę, pociągnęłam w stronę bocznego korytarza.
- Nie uwierzysz z kim miałam przyjemność pomówić - przyciągnęłam go do siebie. Uniósł brew, zdziwiony. To znaczy, że doskonale wiedział i kim mówię - Tak. To jakieś cholerne fatum, które chodzi za tobą jak cień.
- Za mną? - uśmiechnął się, opierając ręce na moich biodrach.
- Tak. To ty ja tutaj przyciągnąłeś, a teraz ja muszę ją odczepiać - przejechałam dłońmi po jego ramionach, robiąc niezadowoloną minę - Ale... - spojrzałam tuż nad jego ramieniem, widząc jak zgrabna sylwetka dziewczyny przesuwa się z wolna po środkowej części salonu - Chyba jest dwa do jednego - uśmiechnęłam się w tym samym momencie, w którym Kendall spojrzała w bok. Obiecuję sobie, że już nigdy nie wleję w siebie na raz tyle alkoholu. Złapałam za kołnierzyk jego koszuli i pociągnęłam w dół z nadzieją, że ten obraz nawet nie ukłuje, on kopnie czarnowłosą w tyłek. Złączyłam nasze usta w pocałunku, opierając się plecami o ścianę, również w celu utrzymania jako tako równowagi. Jeśli mam prowadzić z kimś wojnę to niech ten ktoś widzi, że jak na osobę nieżywiącą do nikogo urazy, potrafię walczyć o swoje.

Harry?
Wedle obietnic

1802 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz