poniedziałek, 13 listopada 2017

Od Anastasi cd. Oliego

- Uznam to za komplement. - Wywróciłam oczami, szybko kończąc swoją owsiankę.
- Skoro tak wolisz. - Wzruszył ramionami, wycierając resztę posiłku ze swojej twarzy. Zaśmiałam się, gdy zobaczyłam jak niezdarnie omija część płatków na swoim policzku, całkowicie nie zdając sobie sprawy, że jeszcze tam są. Wzięłam jedną serwetkę i pochyliłam się nad stolikiem, sięgając do twarzy chłopaka. W pierwszej chwili się odsunął, jednak gdy zrozumiał, co chciałam zrobić, wrócił do swojej poprzedniej pozycji. 
- Najpierw mnie atakujesz, a później łapią cię wyrzuty sumienia i chcesz naprawiać swoje błędy? - Zmarszczył brwi. 
- Coś w tym stylu - mruknęłam, odkładając serwetkę na brzeg stolika. Wypiłam spokojnie swoją ulubioną, miętową herbatę i odniosłam brudne naczynia. Zanim skierowałam się do wyjścia, podeszłam jeszcze na chwilę do Oliego. 
- Naprawdę nie widzisz, że jesteśmy podobni? - Uniósł brew, uśmiechając się. 
- Tak, ale ty jesteś sobą, a ja jestem mną. - Uśmiechnęłam się sztucznie. 
Wyszłam ze stołówki, nie czekając na chłopaka, bo nie miało to żadnego większego sensu. Oboje rozchodzimy się w swoje strony, do swoich dziennych spraw i obowiązków. Powoli przyzwyczajałam się do jego charakteru i codziennie nowej dziewczyny, a raczej partnerki na jedną noc. Nie rozumiałam takiego stylu życia, napawało mnie to wręcz obrzydzeniem. Te wszystkie kobiety nie miały w sobie za grosz szacunku. To.. ohydne. Nie chciałam być w żadnym stopniu do niego podobna, co za wszelką cenę próbował mi udowodnić. 
Wbiegłam po schodach i pierwsze co po wejściu do pokoju, przebrałam się w strój do ćwiczeń i zgarnęłam z szafki butelkę wody, kierując się od razu na salę gimnastyczną. Miałam przed sobą ciężki trening, musiałam w stu procentach wrócić do sprawności, chcąc, czy nie chcąc, musiałam przyznać, że nie było najlepiej. Dawno nie ćwiczyłam, nie tańczyłam, takich rzeczy i umiejętności się nie zapomina, jednak efektywność z czasem staje się coraz mniejsza. 
Żwawym krokiem dotarłam na salę, gdzie spora część chłopaków grała właśnie w piłkę nożną. Ich treningi zwykle kończyły się o dziesiątej, więc za jakieś pięć minut powinni kończyć. Znalazłam sobie trochę miejsca, gdzie było najmniejsze prawdopodobieństwo oberwała piłką i zaczęłam rozgrzewkę, po której przystąpiłam do głównej części, czyli rozciągania. Nasz trening cheerleaderek odbędzie się dopiero po południu, jednak wolę mieć wstępny zarys tego, co będziemy ćwiczyć. Gdy chłopacy wyszli z sali, w środku pojawiło się kilka dziewczyn, chcących dołączyć do drużyny. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, wydawały się nawet bardzo sympatyczne. Moja słaba głowa do imion nie dała mi możliwości dokładnego zapamiętania ich, ale jestem wręcz pewna, że jedna z nich nazywała się Camilla. 
Ledwo wyszły, a na sali pojawiła się kolejna, którą już miałam okazję poznać - Phoebe. Podeszła do mnie, uśmiechając się słabo. 
- Hej - zagadnęła.
- Cześć - odpowiedziałam, czekając na rozwinięcie rozmowy z jej strony. 
- Pani Ruby zwołuje wszystkich, będziemy losować osoby do paczek na Mikołajki i chciała, żebym cię znalazła - powiedziała obojętnie, a gdy tylko skończyła, do pomieszczenia wszedł Oli. 
- To idziecie, czy nie? - burknął pod nosem. 
- Kto jak kto, ale ty nie będziesz mnie popędzał. - Uśmiechnęłam się, pochylając tułów i czując jak mięśnie nóg silnie się rozciągają. Dzięki długim treningom byłam do tego przyzwyczajona, więc mogę powiedzieć, że było to przyjemne uczucie. Czynność ta nie sprawiała mi większego problemu, w porównaniu z początkiem mojej przygody z gimnastyką, gdy ciągle miałam okropne zakwasy ii na kolejny dzień kompletnie nie mogłam się ruszać. Jak to się mówi? Praktyka czyni mistrza, prawda? 
- Ja nie, ale pani Ruby pewnie zaraz tu przyjdzie, jak sama nie pójdziesz. - Wzruszył ramionami, na co tylko wywróciłam oczami. Podniosłam się z podłogi i wzięłam do ręki butelkę z wodą, zmierzając w stronę wyjścia. Po chwili usłyszałam za sobą śmiech chłopaka. - Nie musisz tak kręcić tyłkiem.
- Uważaj, bo dostaniesz ślinotoku - mruknęłam pod nosem, przyspieszając kroku. 
Weszłam na stołówkę, gdzie większość uczniów była już obecna. Pani Ruby wyjaśniła jeszcze raz zasady całej zabawy. W skrócie chodziło o to, że każdy losuje karteczkę z imieniem i nazwiskiem jednego z uczniów i robi mu prezent na Mikołajki, oczywiście aż do szóstego grudnia nikt nie powinien wiedzieć, kto go wylosował. Wszyscy po kolei podchodzili do miski z niezliczoną ilością karteczek i losowali po jednej. Niektórzy byli bardziej ucieszeni, inni mniej. Ja miałam chyba najgorzej, bo byłam tu nowa i praktycznie nikogo nie znałam. 
Niechętnie ustawiłam się w kolejce i sięgnęłam do pojemnika, wyjmując z niego ciasno zwiniętą karteczkę. Odchodząc na bok, zauważyłam na niej imię i nazwisko jednego z uczniów, a dokładniej Jules Montclare. Fajnie, że chociaż wiedziałam, który to.. oczywiście był to sarkazm, nie miałam zielonego pojęcia kto to. Nazwisko skądś mi się kojarzyło, być może ma tu siostrę, bo jestem wręcz pewna, że ktoś tak mi się przedstawił i najpewniej jest w drużynie cheerleaderek. Chciałam już wyjść z sali, jednak w tym momencie podszedł do mnie Oli. 
- Kogo masz? - spytał, jednak nie wyglądał, jakby go to interesowało. 
- Nie mogę ci powiedzieć. - Uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami. - Z tego co wiem, jest to tajemnica, aż do szóstego grudnia. 
- Trudno, nie to nie - westchnął, udając, że bardzo chciał się tego dowiedzieć. Może liczył na to, że będę dopytywać kogo on wylosował, jednak nawet nie miałam takiego zamiaru. - Idziesz jeszcze ćwiczyć.
- Tak, a co? 
- Chętnie popatrzę - zaśmiał się, na co oberwał ode mnie z pięści w ramię. 


Oli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz