środa, 8 listopada 2017

Od Zaina do Imanuelle

Siedem nieodebranych połączeń? Żadna nowość. Dwadzieścia nieprzeczytanych wiadomości, wysłanych, trzymajcie mnie ludzie, o szóstej rano? Nic nowego. Tak zaczął się mój kolejny dzień z cudownego życia. Owszem. Uważam, że moje życie jest cudowne. Bezproblemowe, a każda chwila z niego powinna napawać ludzkość szczęściem. Chyba, że wstaniesz nie o takiej godzinie, o której marzyłoby ci się wstać. Kolejny dzwonek przerwał ciszę i mruczenie leżącego obok, szarego diabła, który w nocy postanowił zabawić się w mordercę całego pokoju. Temu kotu już całkowicie odwala.
Nie ukrywam, że godzina mojej dzisiejszej pobudki nie była za wczesna. Nie ukrywam, że to również konsekwencja tego jak spędziłem wczorajszy wieczór. I nie ukrywam, że należy mi się za to opieprz, którego i tak nie uniknę.
Dzisiejsze lekcje nie były wcale takie złe. Chociaż francuski? Nie żebym miał coś do francuskiego. Ciekawy język i całkiem przyjemny... jeśli chcesz się co najwyżej popluć. Jeśli kiedykolwiek wpadnie mi do głowy pomysł napisania jakiejś piosenki właśnie w tym języku to najlepiej znaleźć od razu osobę, która wybije mi to z głowy skutecznie. Chodź nie mogę narzekać na moje nastawienie do tego. Nie rozumiem jak można oblać z języka kraju, który właściwie jako jedyny nieanglojęzyczny jest naszym sąsiadem. A w porównaniu z niemieckim, na temat którego Lewis zrobił mi niemal godzinny wykład, stwierdziłem, że kocham uczyć się francuskiego. A to wszystko tylko dlatego żeby mnie jakoś zmotywować. Nie wytrzymałbym ani minuty dłużej, ani jednego słowa po niemiecku więcej, a on na siłę trzymał mnie w zamkniętym pomieszczeniu. W jakiej sprawie? Mniejsza o to.
Dyskretnie przerzucałem spojrzenie na białą tarczę zegara wiszącego tuż nad głową nauczyciela, który co prawda widział mój "zagubiony" wzrok, posyłając mi swój, jakże przenikliwy. To oczywiste, że wiedział o co konkretnie chodzi. Czułem się jak za czasów College`u, kiedy banda idiotów jest zmuszana do siedzenia na lekcji. A nauczyciel jakby mógł to głowę by sobie urwał aby chociaż garstka uczniów chciała go słuchać. Teoretycznie mógłby do tego ich jakoś przekonać, ale nie ukrywajmy, że czasy dzieciństwa dawno minęły. Jeszcze trochę, a wyjdzie na to, że moje filozofowanie przerodzi się w coś zakaźnego dla świata.
Spojrzałem w dół, gdy moją uwagę zwrócił zapalony wyświetlacz telefonu, a na nim wiadomość:
Dzwonię za pięć sekund. Jeśli siedzisz na lekcji, masz pecha stary
O ku... znaczy cholera jasna. Naturalnie o wyciszeniu telefonu nigdy nie pamiętam. Jeśli teraz zadzwoni to ocena niedostateczna murowana. Kolejne podobieństwo do zwykłej szkoły. Dlaczego ja dotychczas nie rzuciłem tej szkoły? Dobre pytanie. Nie zdążę go wyciszyć. Rozejrzałem się nerwowo wokół siebie, naturalnie dyskretnie. Pomysł przyszedł sam. Chwyciłem urządzenie w ręce, wychylając się ze swojej ławki i kładąc go na blacie sąsiada. W gruncie rzeczy zszokowanego sąsiada. Nawet nie zwróciłem uwagi czy to dziewczyna czy chłopak, ale jeśli to pierwsze wyjdę na jeszcze większego chama niż faktycznie jestem. Druga opcja nawet mnie zadowoli. W końcu bądźmy szarmanccy. Oparłem podbródek o dłoń, udając jakże ogromne skupienie na wypowiadanych słowach nauczyciela. Telefon po chwili zadzwonił, a nauczyciel posłał złowieszcze spojrzenie nie w moim kierunku. Zmarszczyłem brwi, odwracając się z oburzeniem w stronę, na całe szczęście, chłopaka.
- Telefon na lekcji? W dodatku włączony? - odezwałem się, kręcąc głową z dezaprobatą. Nauczyciel mając no to już nieco, jak to mówią, wylane, tylko skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Matko, chłopaka tak poraziło jakby przed chwila wetknął widelec w kontakt. Zmierzył mnie spojrzeniem, nie wiedząc czy zatrzymać je na mnie czy raczej na nauczyciela. Uniosłem brew.
- A może wszelkie urządzenia chciałby pan zostawiać na biurku?
- Nie będzie to konieczne - odpowiedziałem za "winowajcę" - Przecież widzi pan jaki on grzeczny...
- Adwokat? - wzruszyłem ramionami, widząc jak mężczyzna delikatnie się uśmiecha, rozbawiony. Sytuacja naprawiona.
- Może jak mi kariera nie wyjdzie to pomyślę nad jakąś kancelarią... - przerwał mi dzwonek. Kurczę, właśnie w chwili możliwego podlizania się. Jaka szkoda - Pana mógłbym przyjąć nawet za darmo - wyszczerzyłem się, zabierając z blatu ławki swój telefon i wycofując się jak najszybciej w stronę drzwi. Dobrze. Bądźmy koleżeńscy. Poczekałem przy drzwiach na biedaka, który stał się obiektem spojrzenia całej klasy. Przeprosiłem, czego nie robię zbyt często i odszedłem wgłąb korytarza, wyciągając telefon w kieszeni i od razu odczytując resztę wiadomości od tego kretyna. Słowo "coś ważnego" w jego ustach to jak kłamstwo. Później się okazuje, że po prostu kompletnie bez sensu zrywałeś się z czegoś. Nie żebym ja też tak nie robił. Z niektórymi.
M: Siłownia. Masz dwadzieścia minut.
Z: Nie pozwalaj sobie. Kto tutaj rozkazuje?
M: Em, proszę?
Z: Lepiej ~ bezczelny typ. Mam tyle czasu ile tylko pragnę mieć. A ten jeszcze mi określa dokładnie za ile mam się tam pojawić. Poza tym... czuję się już martwy za urwanie się z ostatniej lekcji jaką była fizyka. Lubię tą lekcje, ale...
Uwielbiam to miejsce za to, że właściwie to tylnym wyjściem z części szkolnej dało się w miarę niezauważenie przemknąć do akademika. O ile nie złapie cię ogrodnik, wściekła sprzątaczka czy ochroniarz. Nadal nie wiem po co on tam jest, zamki w drzwiach są na tyle silne, że nawet sam właściciel pokoju czasem nie może otworzyć drzwi. No a wszystkich okien nie da się patrolować. Teoria spiskowa czy są w sypialniach kamery nasuwa się sama, ale jest zbyt ryzykowne to ujawniać... nawet dla żartu. Przebrałem się, wychodząc z przewieszoną torbę na ramieniu. Niewidzialny i dyskretny... prawie.
- Dokąd idziesz? - delikatny głos dobył się z pokoju naprzeciwko. Przygryzłem wargę, odwracając się z wymalowanym niewinnym uśmiechem na twarzy. Postaraj się wymyślić coś przekonującego.
- Za niedługo wrócę - jeśli Brooke się na to nabierze to mogę bez skrupułów nazwać siebie wszechmistrzem.
- Myślałam, że kończysz za godzinę - spojrzała na zegarek. Przechyliłem głowę.
- Nie... zwalniałem się - uniosła brew, ale chyba nie zamierzała mnie wcale zmuszać do powrotu na lekcje. Co za tym idzie, zapewne na treningach też nie będę i ostatecznie wrócę tutaj wieczorem. To całkiem "za niedługo" - Do później skarbie - puściłem jej oczko, czując jak frustracja z powodu co chwila wysyłanej nowej wiadomości Mike'a we mnie wzrasta. Tylko ja tak mogę robić, bo tylko ja mam takie prawo.
Tam samo dyskretnie jak do akademika, przedostałem się na parking, wsiadając w auto. Wbrew pozorom, Mike był tak łaskawy nie ciągać mnie do samego centrum Londynu. Co prawda przyjazd zajął mi więcej niż dwadzieścia minut, ale ja zawsze mam usprawiedliwienie. Nie ważne co by się działo.
- Przykładny uczeń zbiegł z lekcji. Nie wierzę - chłopak odepchnął się od ściany, gdy do niego podszedłem.
- Trochę się musiałeś napisać żeby mnie tutaj zwołać. Chyba bardziej niż kiedykolwiek - przewinąłem wiadomości.
- Ostatecznie mi się udało - wyszczerzył się.
- Ostatecznie to zmienię numer. Właź. Skoro już tu jestem, skorzystajmy z dobroci i sprawdźmy jak bardzo przytyłeś - po sali rozniósł się śmiech, dając znak stojącej przy kasie młodej dziewczyny, która zapewne z przyzwyczajenia wykonała swoje obowiązki.
- Ty płacisz. Ja wydałem za dużo kasy w tym tygodniu - przewróciłem oczami, wyciągając bez słowa portfel. Ciekawe na co dokładnie. Jego życie wyglądało zazwyczaj dosyć... jak to ująć... imprezowo. Posłałem uśmiech w stronę brunetki i zabierając swój klucz od szafki, odnalazłem szatnię.
- A tak serio, to po co mnie tu ściągnąłeś? - odłożyłem torbę pod szafki. Mike wzruszył ramionami, ale widziałem ten niecny uśmieszek na jego twarzy. Krętacz jeden. Tak jak myślałem, ważna sprawa okazała się mniej ważna niż miała być.
- Ostatnio masz takie ciężkie i nudne życie - roześmiałem się choć wcale nie miałem powodu do śmiechu.
- Nie lubię cię, wiesz? Nie znoszę - warknąłem, na co tylko się jeszcze szerzej wyszczerzył.
- Pokażę ci coś. A raczej kogoś. Laska przychodzi tutaj od niedawna, ale mówię ci... ciało jak marzenie - teraz miałem powód do śmiechu.
- I to jest powód twojej zmiany miejsca treningów? Opłaca się tobie jeździć tak daleko?
- Inaczej zaczniesz gadać jak zobaczysz.
- Jeszcze mi powiedz, spróbuj wmówić, że zamierzasz ją poderwać? - zadrwiłem, czując jak wbija we mnie złowrogie spojrzenie.
- A nawet jeśli?
- Ty? Nie rozśmieszaj mnie - pokręciłem głową - Nie masz szans. Z twoim wyglądem nawet kobieta pod sześćdziesiątkę nie spojrzy. Myślałeś o zmianie orientacji?
- Bardzo śmieszne - rzucił we mnie bluzką.
- Cóż, Rose się nie obrazi jak zaczniesz podrywać Nicka. Chciałbym widzieć jak spuszcza tobie porządny wpierdol - musiałem być poważny, więc mówiłem to z niezwykłą powagą i skupieniem. W miarę moich możliwości.
- Nick?
- Rosemary.
- Ty oberwiesz i na tym zakończy się dyskusja - wyszedłem na główną salę, rozglądając się dookoła. Nie twierdzę, że nie byłem zaintrygowany dziewczyną, o której mi wspomniał, ale to Mike. Zawsze ma inne wyobrażenie niż rzeczywistość.
- Mnie się nie bije. O mnie się dba. Poza tym, nawet byś nie trafił.
- To nie ja przez pół roku olewałem siłownię.
- Ignorowałem, bo ty tutaj jesteś. A myślisz, że z jakiego innego powodu?
- Zamknij się i patrz na ten tyłek - ruchem głowy wskazał za siebie. Obejrzałem się i zmierzyłem wzrokiem średniego wzrostu blondynkę, stojącą za nami i ustawiającą sobie odpowiednią nutę do ćwiczeń. Zmierzyłem ją od góry do dołu. Nie przyznam mu tego, ale faktycznie...
- Standardowa - delikatnie się skrzywiłem, a on spoważniał i zanim odpowiedział, odwrócił się jeszcze parę razy. Zachichotałem i trąciłem go ramieniem - Poderwij ją. Czaisz się jak stary kot, a ostatecznie nic nie upolujesz i wiesz kim zostaniesz? Starym kawalerem, który będzie jeszcze mniej atrakcyjniejszy niż jest za młodu.
- Przyznaj mi - warknął.
- Ale co? Wyraziłem opinię - usiadłem, patrząc jak Mike fuka coś pod nosem - Blondynki podobno lepiej się ugaduje - usiadłem i spojrzałem na dziewczynę, unosząc delikatnie kąciki ust - Chuda. Podszedłbym do tego stereotypowo. Może jakbyś się postarał... - uśmiechnąłem się, widząc jego minę - Ale dobrze. Przyznam ci. Ciało posiada lepsze na pewno od ciebie.

Imanuelle?

1611 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz