czwartek, 23 listopada 2017

Od Imanuelle C.D. Zaina

Uśmiechnęłam się promiennie i podałam mu subtelnie dłoń, którą delikatnie otoczył palcami. - Nigdy nie zrozumiem kobiet - westchnął ciężko, skrzywiąc się.
- Byłabym zawiedziona, gdybyś odpuścił - zaświergotałam, a on chyba mimowolnie się uśmiechnął, ponieważ po chwili pochylił głowę i pokręcił nią, wracając poważnej miny.
- Nie musisz - odparłam, a on ze zdziwieniem uniósł głowę i spojrzał na mnie. Pozwoliłam sobie na chwilę dramatycznej ciszy. - Widzisz... Przynajmniej w moim mniemaniu, wolałabym, aby mój chłopak nie do końca mnie rozumiał, tak na poziomie przeciętnego mężczyzny, ale był względem mnie opiekuńczy i zwyczajnie miły, niż żeby mnie rozumiał i ograniczał się wyłącznie do tego... może dodatkowo zaspokajając moje podstawowe potrzeby.
- To chyba bardzo romantyczny pogląd na chłopaka - uniósł brew. - Nie spodziewałem się tego, a chyba powinienem, szczególnie po pannie hrabiance.
- Mój pogląd niestety nie wykształtował się tylko z powodu mojego pochodzenia.
- Jak to? - zdziwił się.
- Kiedyś może panu wytłumaczę, panie artysto - ruszyłam pełnym gracji krokiem, w stronę strumienia światła. Kiedy znaleźliśmy się w oświetlonym kręgu, odwróciłam się do niego. - Tylko się pilnuj.
- Dobrze hrabianko - uśmiechnął się, układając swoje dłonie na moich biodrach. Przewróciłam tylko oczami, po chwili splątując palce na jego karku. Jego kilkanaście centymetrów wzrostu, które nas różniło pozwalało mi na najwyżej wtulenie się w jego szyję, jednak tego nie zrobiłam. Westchnął bardzo przeciągle, powoli wypuszczając powietrze z ust. - Mówiłem ci, że jesteś sztywna?
- Mówiłam ci, że jesteś irytującym dupkiem? - odpowiedziałam tym samym. Zmarszczył brwi.
- Nie - stwierdził, po dłuższym namyśle.
- To ci mówię - zaśmialiśmy się. Delikatnie kołysaliśmy się, w rytm tak dobrze mi znanej muzyki. W pewnym momencie tak zwyczaj, po prostu przysunęłam się do Zaina, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Jego dłonie powoli zjechały z moich bioder, obejmując mnie i jeszcze bardziej przyciągając do siebie. - Połamię ci te ręce... zaraz po tym tańcu - szepnęłam do niego i poczułam jak napina mięśnie twarzy w uśmiechu.
Mogłabym bez najmniejszego problemu zasnąć w tej pozycji, kołysząc się w rytm muzyki, opatulona ciepłem chłopaka, które otaczało mnie zewsząd, wdychając mocny zapach żelu. Zawsze je uwielbiałam, bywało że podbiegałam i wtulałam się nawet w jeszcze mokrego Theo, aby czuć mocniej zapach. Podobnie było z moimi chłopakami. To takie przyjemne. Jak cała na sytuacja. Sami, w auli, tańczący spokojnie, tylko przy dźwięku piosenki.
- Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like a lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
Somewhere over the rainbow, blue birds fly
And the dream that you dare to oh why, oh why can't I? - cichutko zanuciłam. Nie mogłam się zwyczajnie powstrzymać, ponieważ uwielbiałam tę piosenkę.
- Nucisz? - szepnął Zain, wyrywając mnie niejako z transu. Pokiwałam głową i umilkłam. Delikatnie westchnęłam, a ciepłe powietrze uderzyło w moją twarz, odbijając się od jego szyi. Miałam wrażenie, że przeszył mnie dreszcz.
- Czemu przestałaś? - szepnął ponownie, delikatnie poprawiając ułożenie mojej głowy na jego ramieniu
- Myślałam, że ci przeszkadza... - odparłam bardzo cicho. Nie lubiłam przeszkadzać. Nienawidziłam być nieperfekcyjna, a jeśli komuś przeszkadzałam, to znaczyło, że komuś się to nie podobało, robiłam coś źle, a przez to się wstydziłam.
- Bardzo ładnie nucisz - szepnął, tym razem do mojego ucha. Przyjemne uczucie, które zawsze uwielbiałam. Nie wiedziałam czy teraz powinno mi się to podobać. Chyba nie. W końcu on jest zajęty i wcale mi się nie podoba. Wcale nie jest przystojny. Wcale.
- Ty na pewno lepiej - mruknęłam, nieco mocniej wtulając się w jego szyję. Boże miałam przynajmniej nadzieję, że moje policzki nie mają buraczkowego koloru, ze wstydu.
- Czy ja...

- Ciii - odsunęłam się delikatnie. Jedną dłonią zjechałam po jego szyi i barku do ramienia, drugą pogładziłam jego kark. Cichutko zanuciłam jeszcze kilka linijek tekstu. Więcej nie było mi dane zanucić, ponieważ w oddali słychać było kroki.
- Też je słyszysz? - szepnął. Mocniej zacisnęłam dłonie na jego ciele.
- Tak - wstrząsnął mną dreszcz. - Powinniśmy uciekać.
- Zdecydowanie tak - poparł mnie. Jednak nie poruszył się, a tym bardziej nie puścił.
- Ale nie chcę - dodałam jeszcze ciszej. To głupie. Głupia jesteś Imany. No ale on był ciepły i dobrze tańczył.
- Ja też nie...
- Chodźmy - westchnęłam.
- Koniecznie - jęknął. Odkleiło nas od siebie dopiero mocne szarpnięcie drzwiami.
- Idziemy - zarządziłam, a chłopak szybko pobiegł po telefon. Piosenka i tak niestety się skończyła, w momencie, kiedy strażnik uderzył w drzwi.
- Chodź - zawołał do mnie z przeciwnej strony podestu, podbiegłam do niego i ruszyliśmy w stronę drugich drzwi, po przeciwnej stronie auli. - A jeśli tam będzie?
- To wtedy koniec z nami - odparł chłopak. Wychylił się zza drzwi i wskazał głową, żebym za nim szła, co zrobiłam. Zresztą lepszego pomysłu nie było. Miałam wrażenie, że nasze kroki były bardzo głośne, niosły się daleko echem. Czy tylko ja słyszałam te trzecie kroki? Odwróciłam się i zobaczyłam... kogoś.
- Biegnij - szepnęłam do Zaina, po czym złapałam go za dłoń i pociągnęłam po przodu, akurat w momencie, kiedy chowaliśmy się w cieniu za oknem. Nie pytał, tylko zrównał krok ze mną. Trochę oddaliliśmy się od zagrożenia. Cały czas ja prowadziłam. Nagle zbiegliśmy po schodach i stanęliśmy na poprzecznym korytarzu.
- Gdzie teraz? - machnął tylko ręką w prawo.
Ktoś tutaj ma średnią kondycję. Pociągnęłam go dalej, myśląc o tym, byle znaleźć się poza tym budynkiem. Obróciłam się, biegnąc przez chwilę tyłem. Strażnik zniknął z mojego pola widzenia tylko na chwilę, ponieważ dalej bieg za nami, tylko teraz w większej odległości niż na początku. Ponownie się odwróciłam. Rozejrzałam się na tyle uważnie na ile to było możliwe. Rozpoznawałam tą część szkoły. W pewnym momencie popchnęłam go, wpadł w drzwi, które wyprowadziły nas na zewnątrz.
- Przepraszam - pisnęłam i pociągnęłam go dalej ścieżką w stronę jakiś drzew. Nie padało już tam światło z lamp przy głównym chodniku, czy tam ścieżce, nie zastanawiałam się nad tym, więc tutaj byliśmy nieco bardziej bezpieczni. Oparłam chłopaka o jedno z drzew. Jedną ręką... Spojrzałam na drugą dłoń, jej palce były nadal splątane z palcami Zaina. Kątem oka zobaczyłam, że chłopak podąża za moim wzrokiem. Powoli zabrałam swoją dłoń. Zerknęłam na chłopaka, który uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Ty się tam lepiej skup na oddychaniu - mruknęłam.
- A ty co?
- Ja mam nieco lepszą kondycję, co zresztą już raz na pewno zauważyłeś, bo nie wierzę, że nie.
- A jeśli?
- Zain słońce, twoja sylwetka odbijała się w szybie, którą miałam przez sobą. Dokładnie widziałam na kogo i na co patrzysz - jedną dłonią oparłam się do niego i lekko wychyliłam zza drzewa. Strażnik właśnie wracał z powrotem do budynku.
- Muszę z malutką przykrością zauważyć, że chyba nas uratowałaś - jęknął.
- Chyba chciałeś powiedzieć, że uratowałam ciebie - wyprostowałam się dopiero, kiedy upewniłam się, że strażnik znalazł się w budynku i nie wyjdzie z niego po raz drugi.
- Cieszy cię to? - mruknął.
- Nie bardzo, wolałabym żebyś to ty grał rolę rycerza. Do twarzy by ci z nią było.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Czemu nie - wzruszyłam ramionami. - W końcu rycerz powinien być przystojny, nie?
- A dama...
- A dama twojego serca pewnie umiera ze strachu o ciebie - skrzyżowałam ręce na piersi. Założył mi kaptur na głowę i ściągnął materiał, tak że zakrył mi nim oczy.
- Wracamy tędy - zarządził, odbracając mnie. Zdjęłam kaptur i ułożyłam go równo. Pozostałości po pedantyzmie nadal obecne, doskonale...
- To jest inna droga?
- To chyba logiczne - zachichotał.
- No tak, nie szliśmy tędy w tamtą stronę - pacnęłam się delikatnie w czoło.
- Ja też mogę? - wyszczerzył się do mnie. Pokręciłam głową z poważną miną.
- Pomazałeś mnie, macałeś i zmusiłeś do ucieczki przed wściekłym strażnikiem - zrobiłam smutną minkę. Musiałam wygląd komicznie, ponieważ Zain szeroko się uśmiechnął. - A gdzie moja piosenka?
- Nadal będziesz się o nią upominać? - westchnął, a ja z uśmiechem szybko kiwałam głową. - Zachowujesz się jak dziecko.
- To już nie jestem sztywna? - zastanowiłam się. I kto tutaj ma zmienny humor? Jak można być na raz dziecinnym i sztywnym? Mój bardzo logicznie myślący mózg, nie rozumiał jakim cudem można to połączyć. No nie dało się.
- I do tego czepialska - przewrócił oczami. Westchnęłam i ruszyłam szybciej przed siebie. Postrzymała mnie dopiero ręka chłopaka zaciśnięta na moim nadgarsteku. Zgrabnie mnie obrócił, zarazem przyciągając do siebie. Powoli pochylał się do mnie, aż oparł swoje czoło o moje, przymknął oczy. - Could it be that it's a lesson?
Than I never had to learn
I looked at it like a blessing
And now it's just a curse
I don't know why
I don't know why
It's you, It's you
It's you
It's you, It's you
It's you
Między nami zapadła cisza. Dosyć długa cisza. W jej czasie, jej idealnej harmonii i spokoju myślałam o słowach piosenki. Nagle uzmysłowiłam sobie, że chyba powinnam coś powiedzieć.
- Bardzo...
- Czy... - powiedzieliśmy na raz, zaśmialiśmy się. - Mów pierwsza.
- Bardzo ładnie śpiewasz. Masz piękny głos... nie to co ja - westchnęłam. - Tylko jedno mi się nie zgadza.
- Co ci się nie zgadza znowu? - westchnął.
- Nie chcę być przekleństwem - westchnęłam. - Już nigdy.
- Mówisz jakbyś nim kiedyś była - odsunął się ode mnie.
- Bo byłam. Tylko raz, ale dokładnie to pamiętam - wzruszyłam ramionami. Spróbowałam się uśmiechnąć, jednak chyba nie do końca mi się to udało.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz