Siedziałam pochłonięta przez myśli, które zawładnęły mną całkowicie. Nie zważałam na otaczający mnie świat, dobrze, że weszłam do klasy znacznie wcześniej przed innymi. Samotność pozwoliła mi osiągnąć spokój, klasę wypełniła niepowtarzalna, błoga aura. Cisza, jaka panowała w pomieszczeniu była moim sprzymierzeńcem.
Po krótkiej kontemplacji całe moje skupienie pochłonął zeszyt leżący przede mną. Jego kartki poprzecinane były równiutką, niebieskawą kratką. Parę minut temu był jeszcze całkowicie czysty, pozbawiony jakichkolwiek śladów, świadczących o jego przynależności do kogokolwiek. Nie trwało to jednak długo. W chwili, w której chwyciłam długopis w dłoń zapełniły go liczne rysunki; Ozyrys w otoczeniu wysokich sosen, Daisy smacznie śpiąca w ogrodzie mojej mamy, twarze nieznanych mi osób, narodzonych w mojej wyobraźni. Zaznaczałam właśnie ostre rysy twarzy jednej z nich, dorosłego mężczyzny, gdy nagle ktoś wszedł do klasy. Narastający dźwięk kroków oderwał mnie od mojego zajęcia, szybko zamknęłam zeszyt, kryjąc swe rysunki.
-Ranny ptaszek w Morgan? Ta akademia wciąż mnie zadziwia - prychnął z uśmiechem na twarzy. Próbował zagaić rozmowę z (jakby się mogło wydawać) dziwnym odludkiem, mógł mnie nawet uznać za aroganckiego kujona, a jednak, zaczął rozmowę, punkt dla niego.
-Tak wyszło - zaśmiałam się serdecznie - Adeline - wyciągnęłam rękę w jego stronę.
-Cole - uścisnął moją dłoń na znak zawarcia między nami znajomości. Usiadł w ławce obok, co zaowocowało dalszą rozmową, nawet po przerwie i wejściu do klasy nauczyciela.
Gdy w klasie rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji, wszyscy wypadli z pomieszczenia, spiesząc się na przerwę. Wraz z Cole'm wyszłam z niego niemalże ostatnia, tuż przed nauczycielem.
-Ogólnie to podoba ci się tutaj - zapytał Cole, gdy szliśmy korytarzem w kierunku klasy, w której miały odbyć się kolejne zajęcia.
-Jasne! Mimo, że niewiele widziałam, to miejsce wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie
-Hm, mówisz, że niewiele widziałaś, tak? Więc co powiesz na krótki teren po lekcjach? - zapytał się szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
-Eee, jasne, czemu nie...- przytaknęłam, starając się ze wszystkich sił, aby wymuszony uśmiech wyglądał na szczery. Szczerze? Bałam się. Obcy teren mógł okazać się dla mnie nie lada wyzwaniem przez ciążącym nade mną strachem przed upadkiem, albo i znacznie gorszą rzeczą...
Cole? Sorki, ale mi też coś nie wyszło. xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz