wtorek, 29 listopada 2016

Od Laurencego

Pierwsze wrażenie?
Szkoła dla perfekcyjnych snobów, zbyt znudzonych własnym życiem by mogli zabrać się za coś naprawdę wartościowego. Banda bogaczy o zbyt wysokim mniemaniu, zapuszczali się w nieznane dla nich rewiry narkotyków czy alkoholu nie mając bladego pojęcia o prawdziwym życiu. Rozpieszczani przez swoich rodziców trafili tutaj, by mieć chociaż cień szansy na normalne życie, cień szansy, że wejdą w dzikość dorosłości bez pieniędzy rodziców. Nie widziałem tutaj dla siebie przyszłości, ale z powodów aż zbyt oczywistych musiałem tu zostać.
Tu gdzie ponoć wszystko zaczyna się od nowa... 
Chciałem się mylić, chciałem by społeczność, z którą miałem się zmierzyć nie była tak prymitywna za jaką ją brałem.

Wypuściłem cicho powietrze z płuc podjeżdżając pod mury akademii, była większa i ładniejsza niż się spodziewałem. Parking wyglądał jak wyjęty z baśni o Alicji w Krainie Czarów, urzekał barwną roślinnością i starym, kamienistym brukiem. Wyłączyłem silnik, oglądając za siebie, gdzie mały czarnuch dosłownie rozsadzał mój samochód, tyle energii w małym ciele, dziwiłem się, że jeszcze nie wybuchł. Zgarnąłem kociaka z siedzenia przysuwając  czarny pyszczek do przezroczystej szyby. Wiecznie wystraszone kocie ślepia idealnie oddały ból i grozę całej sytuacji.
- Patrz, jesteś na to gotowy? Bo ja nie, a siedzimy w tym razem stary - mruknąłem po czym puściłem kociaka wolno we wnętrze swojego samochodu. Wyszedłem z podjazdu zbliżając się do przyczepy, w której oczekiwał na mnie potężny ogier i korzystając z pomocy dorosłej i miałem nadzieję, że również pracującej wprowadziłem Dicatura do odpowiedniego boksu. Ten koń był jedną z dwóch istot żyjących, do których żywiłem szczere uczucia.
Szczere?
Znaczy... Pozytywne.
Nigdy nie wymażę z pamięci dnia gdy go znalazłem, gdy zrozumiałem, że ten zwierz będzie tym, który wprowadzi mnie w nowe, zupełnie inne, lepsze życie. Jedno spojrzenie na to piękne stworzenie wystarczyło bym zapragnął podzielić się z nim cząstką siebie, taką jakiej sam do tej pory nie rozumiałem. Musnąłem opuszkami palców pysk ogiera, i obiecując mu szybki powrót opuściłem Dicatura, by zająć się moją drugą miłością, która właśnie tworzyła niebywałe dziurawe kształty na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Otworzyłem drzwi, na co kociak wybałuszył oczy, jeszcze bardziej niż normalnie.
- Choć tłuściochu - wziąłem czarnulka na swoje dłonie, kładąc kociaka na ramieniu. Ten wbił pazurki w moją kurtkę, zostając na miejscu. Wyciągnąłem z bagażnika dwie, sporych rozmiarów walizki i jedną sportową torbę, wciskając przycisk na kluczyku. Charakterystyczny "klik" poinformował mnie, że właśnie wóz został zamknięty. Wraz z zamknięciem drzwi czarnego samochodu zamknąłem pewien rozdział w swoim życiu. Odetchnąłem pełną piersią pierwszy raz spokojny o jutrzejszy poranek.
Pierwszy raz miałem pewność, że nie zobaczę tej sztuczności, wyrażonej przez jedyne tak obrzydliwe oczy na całym świecie, że nie usłyszę tego gnijącego w oddechu przepraszam. Uśmiech sam wpełzł na moją twarz gdy zmierzałem do wspomnianego wcześniej przez sekretarkę pokoju.
Moje nowe lokum, nie powiem, przypadło mi do gustu, stonowane kolory i puste ściany, które tylko oczekiwały mojej inwencji twórczej. Rzuciłem walizki na spore łóżko pozwalając kociakowi zejść z mojego ramienia. Jedynym jednak co teraz zajmowało moje myśli był ogier, którym chciałem się zająć. Bałem się, że zostając sam w nowym miejscu będzie niespokojny jak na początku naszej owocnej znajomości. Nie lubił obcych, co nas łączyło, więc wolałem nie ryzykować. Z podręcznej torby wyciągnąłem dwie kocie miski, do jednej wsypując karmę, a do drugiej niegazowaną wodę z butelki, na większe rarytasy nie miałem czasu.
Opuszczając mieszkalne skrzydło odtworzyłem w głowie drogę do Dicatura.
Gdy boks ogiera był w zasięgu mojego wzroku zauważyłem przed nim jeszcze nieznaną mi sylwetkę. Zirytowanie i zażenowanie ogarnęło moim ciałem, nie spodziewałem się, że pierwszego dnia będę zmuszony rozmawiać z tymi prymitywnymi istotami.
Tak, tak, ludźmi.
- Ładny - mruknęła postać, na co skinąłem głową, podchodząc bliżej.


Ktoś?
Coś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz