Właśnie wychodziłam z siodlarni. Był piątek wieczór, a dokładniej noc, kiedy ktoś nagle zakłócił mój wewnętrzny spokój. Poczułam uderzenie i upadłam na ziemię. Miałam na głowie toczek, więc tak na prawdę nic posażnego mi się nie stało.
- Przepraszam.. - usłyszałam jęknięcie od dziewczyny, która trzymała się za głowę.
- Mi się nic nie stało, nie musisz przepraszać, ale tobie przyda się pomoc. - podałam jej rękę i pomogłam wstać - Nie wiesz, że w stajni się nie biega? Po pierwsze płoszysz konie, a po drugie, może stać się to co się stało - powiedziałam żartobliwie.
- Na prawdę się spieszyłam - wydusiła z siebie.
- Jest ciemno, więc założe się, że nie dasz rady dojść do akademika.
- No prawdopodobnie nie...
- Pomogę ci, nie musisz się martwić - wzięłam ją pod ramię i zagwizdałam cicho na mojego psa, ponieważ był jeszcze w stajni. - A poza tym musimy być cicho, bo od godziny jest cisza nocna, zrozumiano?
- Tak, proszę pani - zażartowała sobie ze mnie
- Pff! Aż taka stara to ja nie jestem! - udałam oburzenie.
- Tak w ogóle do jestem Adeline.
- Bella. - uśmiechnęłam się do niej, na co ona odwzajemniła gest. - Który masz numer pokoju?
- Dwadzieścia sześć - odpowiedziała.
- Okej , a teraz cii. - przysunęłam wskazujący palec do ust i ruszyłyśmy do pokoju Adeline.
Za mną człapał mój pies, aż w końcu odprowadziliśmy dziewczynę i wróciliśmy do swojego mieszkanka.
<Adi? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz