niedziela, 27 listopada 2016

Od Mary C.D. Cole'a

-Pies? O Boże... - westchnęłam.
-Co? - zdziwił się Cole - Coś ci nie pasuje w tym, że mam psa?
Jednak po chwili z krzaków wyszedł czekoladowy pies i zamerdał przyjaźnie ogonem. Jednak dla Haru był to tylko jeden znak. Pies. Potwór. Stanęła na tylnich kopytach. Usilnie starałam się utrzymać w siodle, ale kasztanka mocno wierzgnęła i spadłam. Widziałam jak moja klacz ucieka do lasu, a Cole za nią biegnie.
***
Obudziłam się w szpitalu. Na krześle obok mojego łóżka, siedział Cole, a obok niego - Liam. Dopiero teraz zrozumiałam, że mam złamaną prawą nogę. Do sali wpadła Ruby Stewart.
-Witaj Maro. Dzisiaj wrócisz do akademii, jednak nie będziesz jeździć dopóki nie wyzdrowiejesz - oznajmiła.
-Ale co z Haru? - miałam sucho w gardle.
Każde słowo zadawało mi ból. Czułam się sto razy gorzej niż gdy się topiłam w jeziorze. Matwiłam się o Haru. I obwiniałam się o to że nie powiedziałam Cole'owi o tym, że Hana boi się psów no i wody. Mogłam go ostrzec. Czemu tego nie zrobiłam? Zapomniałam? Nie. Po prostu za krótko się znaliśmy.
-Dziś rano przybiegła do stajni. A na jej grzbiecie był ten twój kot. Pewnie ją znalazł i przyprowadził - kobieta wzruszyła ramionami.
Delikatnie pokiwałam głową.
-Przepraszam - wyszeptałam.
Cole popatrzył na mnie ze zrozumieniem. Tylko dlaczego?
-Za co? - zapytał.
-Że ci nie powiedziałam. Może nie leżałbym tu teraz, a Haru by nie uciekła - odparłam.
-Nie obwiniaj się, Maro Todd-Brighton - wtrąciła się pani Stewart.
Skierowała się do drzwi i wyszła.
***
Dostałam kule. Cole zawiózł mnie do akademii i odprowadził do pokoju. Wielka szkoda, że nie mają tu windy.
-Jeszcze raz, przepraszam, Cole - powiedziałam siadając na pufie.

<Cole? Podoba się?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz