wtorek, 29 listopada 2016

Od Belli cd. Mary

Wsiadłyśmy z Marą do mojego auta zazem ze swoimi pupilami  ruszyliśmy. Przedtem odpięłam przyczepę i odunęłam ją delikatnie. Ruszyłam, a kiedy wyjechaliśmy poza akademię na pustą, długą i okrężną drogę przyspieszyłam do 150 km/h. Zauważyłam, że Marze to nie przeszkadzało. Nurtowała mnie cisza, więc zagadałam.
- To co, co zamierzamy robić w miasteczku, jak odbierzemy mój motor? 
- Możemy iść do galerii.
- Okey, super. Nie przeszkadza ci moja prędkość?
- Nie, jest dobra.
Potem rozmawiałyśmy o szkole, o treningach, o nauczycielach i jakoś szybko zleciała nam droga. W końcu byliśmy już w centrum, więc musiałam zwolnić. Zatrzymałam się przed galerią na parkingu. Otworzyliśmy drzwi i wyszliśmy. Tak się złożyło, że mechanik był całkiem niedaleko, a właśnie dotarł tam mój przęt. Mój pies podążał za mną, ale zaciekawiła go "klatka", w której Mara trzymała Posłańca. Pies otworzył klatkę "przypadkiem" i kot wyleciał z niej ze strachem. Fix dokładnie go obwąchał i obaj się na nas głupio gapili i czekali. Spojrzałam na Mare.
- To chyba nie będzie potrzebne, prawda? - uniosłam pytająco brew.
- Może wezmę to na wszelki wypadek. - zaśmiała się i ruszyliśmy do mechanika. Zwierzaki ruszyły za nami przy okzaji się bawiąc. Odebrałam kluczuki, ale mężczyzna prowadzący warsztat powiedział, że popilnuje maszyny. Ruszyłyśmy do galerii. Pierwszym sklepem, który odwiedziłyśmy był CROOP. Kupiłam sobie w nim baseboll'ówke, pare czarnych trampków, kilka crop-topów i czarną, cienką kurtkę. Odwiedzałyśmy następne sklepy i kupywałyśmy sobie rzeczy. Przy okazji zajrzałyśmy do KFC i do zoologicznego i kupiłam Fixowi nową obroże z a'la kolcami. Bardzo mu się spodobała. Wybrałyśmy też nowe posłania dla nich i w końcu zakończyłyśmy swój pobyt. Bawiłyśmy się tam dobrze, szczególnie, kiedy Mara miała wąsy zrobione z bitej śmietany od kawy, a jeden dosyć ładny chłopak się z niej śmiał. Zrobiła zażenowaną minę, ale pocieszyłam ją robiąc to samo i uśmiechając się do tego samego chłopaka. Kiedy odebrałam motor i zaprowadziłam go pod moje lamborgini (nie wiem jak to zrobiłam, bo w rękach miałam ponad 20 torebek z różnych sklepów. Włożyłam je do bagażnika, bo Mara swoje położyła na tylnych siedzeniach, a ja nie chciałam, aby się pomieszały.
- Poprowadziłabyś moje auto?
- Jasne, nie ma sprawy.
- A co powiesz, na wyśściggg? - specjalnie przedłużyłam słowo i podniosłam brew.

<Mara? Ale i tak wygram xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz