Po niecałej godzinie ciastka byłe gotowe. Wzięłam jedno z około tuzina wypieków, leżących na różowym talerzu. Powiem nieskromnie, smakowały znakomicie. Czekoladowe pyszności, kruche i słodkie z rozpływającymi się w ustach kropelkami czekolady. Wizyta po północy mogła nie być dobrze przyjęta ze strony właścicieli akademika, jednak nikt nie musiał się dowiedzieć. W ostatniej chwili przed wyjściem z mieszkania przypomniało mi się, że przecież kompletnie nie wiem, gdzie mieszka Bella!
-Dla chcącego nic trudnego, co nie, Daisy? - mruknęłam pod nosem, wychodząc na oświetlony korytarz. Daisy skamląc oznajmiła mi przejrzyście, że nie życzy sobie ponownego pozostawienia jej samej. Westchnęłam i poczekałam, aż golden retriever również opuści mieszkanie. Zamknęłam je na klucz, po czym ruszyłam z talerzem ciastek w dłoni na poszukiwania pokoju Belli. Najpierw zapukałam do 22, nikt mi nie otworzył, więc ruszyłam dalej. Owszem, Bella mogła spać, wolałam się jednak o tym przekonać osobiście. Stanęłam z Daisy obok przed drzwi pod numerami 23, 34, 38 i 41, jednak nikt nie raczył nam otworzyć.
-Sprawdzimy jeszcze ze trzy numery, okej? - zwróciłam się do Daisy, która przyglądała się w milczeniu ciastkom na talerzu. Dla niej nie liczyło się miejsce, czas, ważne było, że w pobliżu było coś do jedzenia. Mały łakomczuch. Przyszedł czas na drzwi z numerem 37. Zapukałam, czekając chwilę na reakcję właściciela. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam cichy dźwięk, oznaczający przekręcanie klucza w zamku drzwi.
-Adeline? Co ty tu robisz? - zapytała Bella, nie kryjąc swojego zdziwienia.
-Wybacz, że cię nachodzę, ale może masz ochotę na ciastka?
Bells? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz