sobota, 9 grudnia 2017

Od Zamiry CD Toddy'ego

Kiedy odstawiłam gada z powrotem do terrarium wzięłam do ręki pudełeczko z świerszczami i bez obrzydzenia wzięłam owada do rąk. Kątem oka spojrzałam na chłopaka, myślałam, że mi się przygląda jednak całą uwagę skupił na śpiącym Leosiu. Nakarmiłam Oliviera i podeszłam od tyłu do Toddy'ego. Położyłam rękę na ramieniu chłopaka, który nagle obrócił się w moją stronę. Wlepił we mnie pytające spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- No więc tak. Są dwie opcje. Aktualnie wygląda tu jak po przejściu Irmy, więc powinnam się do końca rozpakować i posprzątać, ale jak możesz się domyśleć bardzo mi się nie chce. - powiedziałam udając opanowanie - A jako że już tu jesteś zostaniesz zmuszony do pomocy mi, bo inaczej wypadniesz przez okno, przypadkowo rzecz jasna.
Chłopak nawet nie zdążył niczego powiedzieć, bo przerwałam mu.
- Jest też segunda opción. Jej geneza jest prosta. Jestem zmęczona. Spędziłam prawie 10 godzin w samolocie. Nie mam chęci ogarniania tego syfu. Jestem tutaj obca, nawet nie wiem gdzie mam iść za potrzebą. - zarechotałam głośno - W prostszych słowach, masz mnie oprowadzić i najlepiej zacznij od łazienki, bo zaraz się posikam.
Toddy oparł rękę na ciemnej komodzie na której stało terrarium Leona i również się uśmiechnął.
- Opcja numer dwa mnie uwiodła, nie mógłbym odmówić - powiedział chłopak, a w jego głosie było słychać sarkastyczną, udawaną głębie - A wychodek każdy ma własny i jest za drzwiami.
Kiedy tylko dowiedziałam się o tej tajnej tajemnicy, jaką jest położenie szczacza podbiegłam do drzwi i prawie zabijając się o kartony wpadłam do łazienki.

~ Po wysiusianiu się ~

Postanowiliśmy, że za pół godziny spotkamy się na korytarzu. Musiałam się przebrać, bo moje ciuchy były przepocone. Nie chciało mi się brać prysznica, więc użyłam kochanego przez wszystkich dezodorantu. Założyłam czarne jeansy z dziurami na kolanach i biały sweter w czerwone paski. Spodziewałam się, że na koniec pójdziemy do stajni, więc zamiast sportowych trampek wzięłam sztyblety. Z jednego kartonu wyciągnęłam czarny plecak. Położyłam go na krześle i spakowałam opakowanie smaczków dla Peq i jej kantar. Z innego kartonu wyciągnęłam książkę i ją też włożyłam do torby. Potem słuchawki, powerbank, szczotka, pilniczek, notatnik i parę gumek do włosów. Przezorny zawsze ubezpieczony. Położyłam się na rozkopanym łóżku i wzięłam do ręki telefon. Zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Zrobiłam kilka zdjęć i wstawiłam je na Instagrama, żeby tylko dopiec i pochwalić się moim znajomym z Kuby, że już tu jestem. To trochę przykre, że pewnie zobaczę ich dopiero w wakacje. Uśmiechnęłam się blado. Miałam jeszcze czas, minęło dopiero jakieś 15 minut. Mogłabym pójść już do Toddy'ego ale nie wiem gdzie ma pokój i byłoby to dość niegrzeczne. Jeśli będę zbyt nachalna znowu wszyscy się ode mnie odsuną już po pierwszym spotkaniu. Będzie tak samo jak w szkolę. Nie zostało mi nic innego jak podjęcie się próby poczesania moich włosów. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Leżenie w jednym miejscu nic nie da. Podniosłam się do siadu i wzięłam do ręki szczotkę. Zaczęłam czesać włosy. Kiedy skończyłam wyglądałam jak baranek. Każdy włosek stał mi niemal pod kątem prostym. Związałam je w luźny warkocz i zaczęłam czekać ta mojego przewodnika. Po dość długiej chwili usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Potem zza framugi wyjrzał Toddy. Wyszliśmy. 

<Toddy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz