wtorek, 5 grudnia 2017

Od Imanuelle C.D. Zaina

Zerknęłam na Zaina i niechętnie przeniosłam wzrok na ekran laptopa. No i co ja mam powiedzieć? Przecież nie będę robić scen, szczególnie przy brunecie o pięknych orzechowych oczach. Westchnęłam przeciągle.
- Ellie, aktualnie jestem zajęta... - zaczęłam, Zain pokręcił głową, mając najwyraźniej dość, albo będąc zainteresowanym sprawą.
- Rozumiem, ale Imany daj mi to wyjaśnić - mówiła drżącym głosem. Jak dobrze mi znanym i jak często przez nią nadużywanym.
- Ellie, czy ty nie rozumiesz, że tutaj nie ma nic do wyjaśniania? - spytałam, delikatnie poirytowana. - Zadzwoń później, proszę...
- Co cię tak zajmuje? - zapytała nagle. Zain nie omieszkał się oburzyć i oprzeć się o moje kolana, żeby znaleźć się w polu widzenia kamerki.
- Nie co, tylko kto! - mruknął, a ja zepchnęłam go z moich kolan. - Ej no!
- Tylko nie ej! - pogroziłam mu palcem, a on zabrał powietrza w usta, jakby miał nurkować.
- O proszę, taka pani święta, a sama znajduje sobie pocieszenie - odparła cynicznym głosem Ellie. - Słyszysz Will?
- Twój cynizm mnie obrzydza - uśmiechnęłam się krzywo. Na ekranie, za nią pojawił się William. A raczej coś co go przypomniało, ponieważ to nie mógł być mój drogi, kochany William, którego poznałam kilka lat temu.
- Imanuelle... - po pokoju rozniósł  się cudowny dźwięk jego głosu, który szczerze uwielbiałam. Wtedy nawet nie pomyślałam o tym... Zaskakujące, ponieważ nie mogłam wtedy przypomnieć sobie jego głosu, słyszałam tylko Zaina, ciągle trajkoczącego w mojej głowie. Teraz też chciałam to słyszeć.
- William... - westchnęłam z niechęcią.
- Posłuchaj...
- To wy dwoje mnie posłuchajcie - warknęłam. - Nie obchodzi mnie, czy to się zaczęło jak jeszcze byliśmy razem. Nic mnie to nie interesuje, jak ogólnie wy...
- Imanuelle, po co robić sceny - zaśmiał się w najbardziej ohydny i znienawidzony przeze mnie sposób, jaki był tylko możliwy.
- Akurat ktoś, kto mnie zdradza z moją najlepszą przyjaciółką, nie ma prawa robić mi lekcji z etykiety - odparł z całą mocą.
- Jakoś bardzo szybko nas oceniłaś, moja droga - zauważył, a ja tylko prychnęłam.
- Przestań - ucięłam. - Ocena sama kole w oczy.
- Tak, a ty może jesteś zajęta darmową pomocą? - zaśmiał się.
- To, że ty jesteś egoistycznym idiotą, nie znaczy, że Imany nie może być inna - wtrącił się Zain, który chyba powoli zaczął wychodzić z siebie, przysłuchując się tej rozmowie.
- Mógłbyś się nie wtrącać w rozmowę? - rzucił William.
- Jak dla mnie to nie ma w co się wtrącać - prychnął brunet. - Chyba, że to prymitywne zwalanie winy na niewinną osobę, uważasz za jakąkolwiek formę rozmowy.
- Zain... - jęknęłam, a on spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. No jasne on swojej winy nie widzi, na pewno uważa swoje słowa za pochodzące z wyżyn geniuszu, ale tak prawdę one w żaden sposób mi nie pomagły.
- I naprawdę zdradzasz mnie z... z tym czymś, co znasz kilka dni? - zapytał w końcu William. Zain raptownie nabrał powietrza, a oboje pewnie poczuliśmy się, jakby ktoś dał nam w policzek. Jak to w ogóle brzmiało? Jakbym nie rozmawiała z nim przez Skype'a, tylko na żywo, to bym chyba go udusiła, strzelając mu wcześniej w twarz. Jak można być takim podłym? Ja z Zainem drażnię się dosyć ostro, jednak takie słowa... nie. Nie mogłabym, bo jak można nazwać kogoś czymś, nie znając go.
- Ty... - zaczął Zain, a ja położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Javadd - szepnęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony i po chwili wstał, podszedł wściekły do okna.
- Oj komuś pękło ego? - zaczął śmiać się William.
- Hah... zabawne - przyznałam nieszczerze i niechętnie. - Wiesz co jest jeszcze bardziej zabawne?
- Co? - mruknął.
- Za dwa dni, w Liverpoolu będzie Peter. Radziłabym do tego czasu wynieść się z tego mieszkania, bo jak widzę, to moje mieszkanie. Jak nie... to Peter bardzo chętnie wam pomoże. Nie radzę się dobijać do jego sumienia, bo go nie ma. Jak ja - odparłam z uśmiechem.
- Imanuelle... - zaczął.
- Wypierdalać - powiedziałam powoli, podkreślając każdą sylabę. Nie czekając na nic zamknęłam laptopa. Chwilę posiedziałam w bezruchu, wpatrując się w laptopa i przygryzając wargę. Kiedy uniosłam głowę, zobaczyłam Zaina, stojącego w osłupieniu, opierającego się o parapet. Westchnęłam i delikatnie przetarłam dłońmi twarz. - Przepraszam... strasznie się wygłupiłam - szepnęłam ochrypłym głosem, więc lekko chrząknęłam i spuściłam głowę.
- A tak właściwie to kto to był? - zapytał po dłużej chwili, jakby dopiero oprzytomniał i zrozumiał, o co zapytałam.
- Mój chłopak William i moja najlepsza przyjaciółka Ellie. Choć w takim wypadku, powinnam powiedzieć mój były chłopak William i moja była najlepsza przyjaciółka, Ellie - wyjaśniłam, sama nie wiedząc, po co właściwie mu to mówię. Chciałam coś dodać, nawet uniosłam głowę, ale po chwili poczułam jak wzbiera we mnie fala goryczy, więc ponownie ją spuściłam.
- William, William... pewnie czysty Anglik, co? - zaczął Zain. - Pewnie jakiś wielki arystokrata, co nigdzie poza tą swoją Anglią nie był i nic nie widział. I jeszcze śmie nazywać mnie "czymś"! Że też tacy ludzie, jeszcze żyją na świecie. Jak ty mogłaś się spotykać z takim idiotą?! - zamknęłam oczy. Odłożyłam na bok laptopa i po prostu położyłam się na boku, plecami do Zaina. Ja się z nim nie spotykałam. Ja go kochałam, a przynajmniej wydawało mi się, że go kocham. Na pewno byłam nim zauroczona. Jego elegancją, wdziękiem, elokwencją, dobrym pochodzeniem. A ty, Zain? Denerwujesz mnie, robisz głupoty, mówisz rzeczy, które mnie ranią i nawet nie jesteś w pełni Anglikiem! Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejna, że jeszcze bronię Willa?
- Możesz już iść, nie mam głowy do francuskiego... - odparłam, po długim czasie potrzebnym mi, na uspokojenie się i powstrzymanie łez.
- Imany? - zapytał cicho, jakby z ogromną niepewnością. Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Patrzyłam tylko na jakiś nieokreślony punkt przede mną, który stanowił w tej chwili kotwicę. Wydawało mi się, że jak oderwę do niego wzrok, to utonę w morzu własnych, niechcianych łez. Nawet poruszenie się materaca pod wpływem ciężaru Zaina, który chyba usiadł za moimi plecami, nie mógł mnie wybić z koncentracji na tym miejscu. Drżącymi ustami wypuściłam powietrze. Nie mogłam pogorszyć swojej sytuacji. Musiałam zostać sama. - Imanuelle? - dłonią odgarnął do tyłu moje włosy, aby później pogładzić nią moje ramię. To ciepło płynące z niego było jak przekleństwo, nie chciałam go czuć. Nie chciałam już nic czuć. Czy nie powinnam teraz myśleć o tym, że właśnie w tej chwili taki przystojniak jest obok mnie i prosi o to, żebym się odezwała? Właściwie to nie, bo ma dziewczynę, ale praktycznie w innych okolicznościach właśnie to bym robiła. Jak ja bardzo chciałam to robić w tamtej chwili. Niestety widziałam tylko ich. Przytulonych, przymających się na ręce, całujących i tak dalej... Obrzydzało mnie to, bo byli dla mnie wszystkim i tak bardzo mnie zranili ukrywając to, chowając się i potajemnie mnie zdradzając.
- Nie chcę, Zain... - szepnęłam cicho. Miałam wrażenie, że zbyt cicho, ponieważ nie odpowiedział, o nic nie zapytał. Po chwili materac ponownie się poruszył, miałam nadzieję, że wyjdzie. On jednak przysunął się do mnie, leżąc na boku i wsunął jedną rękę pod mój bok, objął w pasie, przytulając mnie do siebie. Twarz wtulił w moje włosy. Nie wytrzymałam. Nawet nie myślałam, że tak bardzo chciałam, aby ktoś mnie w tym momencie przytulił, choć na chwilę. Mój urywany głos przypominał szloch, jednak żadna łza nie popłynęła z moich oczu.
- Nienawidzę go! Nienawidzę! Jej też! Jak oni mogli! Ciebie też nienawidzę! Nienawidzę was... Was wszystkich! Rozumiesz?! Nienawidzę! Chcę nienawidzić! - krzyczałam, bo tylko krzyk mi pozostał. Rzucałam się na wszystkie strony, jednak on nadal trzymał mnie przy sobie.
- Ciii spokojnie Imanuelle - pogładził moje włosy, kiedy przestałam się szamotać.
- Zostali mi tylko oni, rozumiesz? Tylko oni, po tym jak zginęli. Ellie zawsze była jak moja siostra, a skoro nie miałam rodziny, miałam nadzieję, że to będzie moja nowa, choć nadal stara - trzęsłam się cała.
- Możesz mieć inną rodzinę... Pamiętać o tamtej, ale stworzyć swoją... Nie płacz - poprosił, dalej gładząc moje włosy.
- Ja nie płaczę Zain... nie mogę - odparłam głucho. Nie płaczę. Nigdy. Jestem silna, chociaż zostałam do tego zmuszona. Nigdy tego nie chciałam. Chciałam ryczeć i chcieć śmierci nad grobem, który odbierał mi wszystko.
- Jak to nie możesz? Każdy może, szczególnie w takich sytuacji... - oburzył się, ale nie zwróciłam na to uwagi. Moje myśli już były na cmentarzu, a w Akademii utrzymywały mnie tylko jego ręce. Lubiłam jego ręce oplatające mnie. Lubiłam to, jak mnie przytulał. Lubiłam go. Tylko to...
- Wiesz, że oni nie pozwolili mi nawet płakać po nich? Powiedzieli, że mam nie uronić nawet jednej łzy, bo to nie wypada, a na zdjęciach wyjdzie, jak wielka tragedia i wszyscy będą o tym mówić. Dla to była wielka tragedia. Straciłam całą najbliższą rodzinę i nie mogłam płakać. Od dnia pogrzebu odbiecałam sobie, że już nie będę płakać... Już nigdy. Czułam, że to byłoby tak, jakby przydarzyło mi się coś było gorszego, a nie ma nic gorszego, jakbym ich zdradzała. Nie chcę ich zdradzić.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz