poniedziałek, 4 grudnia 2017

Od Zaina cd. Imanuelle

Nie zaprzeczę, że to było odruchowo, ale też nie mogę powiedzieć, że nie przyszło mi to samo do głowy. Oczywiście się do tego nie przyznam. Poza tym... nie wiem czy jutro cokolwiek będę pamiętał. Niby nie wypiłem dużo. To była tylko malutka kropelka...
- Jesteś piękna - mruknąłem pod nosem, wdychając zapach dziewczyny, którym pościel była wręcz przesiąknięta. Co nie ułatwiało sprawy.
- Tak, już mi to mówiłeś - nadał gładziła moje włosy i mimo, że ja sam nie lubię, gdy ludzie dotykają mojej świętej, czarnej czupryny, nad którą ułożeniem spędzam większość czasu w łazience, to ten dotyk był wyjątkowo przyjemny.
- Boże, jaka ty jesteś piękna - być może faktycznie nie byłem na tyle trzeźwy jak na początku myślałem. Być może... być może raczej na pewno.
- Zain... - westchnęła, a ja pokiwałem tylko głową na znak, że ją rozumiem. Ale słowa same cisnęły się na usta, nie mogłem, nie potrafiłem zasnąć w ciszy.
- Dlaczego ja cię nie spotkałem wcześniej? - nie odezwała się. Umilkła, co oczywiście nie przeszkodziło dalszym, moim na wpół przytomnym rozmyślaniom. Właściwie to nie wiem czy nadal byłem w pełni świadomy, czy pod wpływem alkoholu i nasilającego się snu zacząłem gadać głupoty. Choć to nie były głupoty. To była szczera prawda, wychodząca z wnętrza. Człowiek w moim stanie właściwie już nie myśli czy to co mówi jest szkodliwe - Wybacz, ale muszę nad tym powegetować - zrobiłem kolejną głupotą jaką było ucałowanie Imany w ten nieziemsko wyrzeźbiony brzuszek. Wolałbym się już wyłączyć niż móc myśleć o takich rzeczach. Pakuję się w kłopoty, z których wyjście będzie trudne. Wręcz niewykonalne. Problem w tym, że ja wcale nie chcę z nich wychodzić. I pragnę aby ona stała się takim moim osobistym, własnym kłopotem. Koniec... stanowczo koniec.
Ułożyłem głowę wygodnie, czując na całej lewej stronie bijące od niej ciepło oraz poniekąd uderzenia serca z klatki piersiowej, którego bicie roznosiło się echem po całym wnętrzu organizmu. To było takie przyjemne. Przytuliłem się do niej jeszcze bardziej, wyrównując swój oddech. Jeśli nie wyłączę myśli, to nie zasnę. Dlatego się o to postarałem.
Będziesz tego gorzko żałował. A to dopiero początek

Jeszcze nigdy nie było mi tak ciepło i duszno. A co dziwniejsze, nigdy nie było tak gorąco w moim pokoju. Nawet jeśli, w nocy wstawałem i otwierałem okno, bez obawy, że złapie mnie jakieś przeziębienie, bo zdarzało się tak niezwykle rzadko. Jeśli nie wcale.
Poruszyłem ręką, wyczuwając pod nią jakieś przyjemnie ciepło. Oparłem całą powierzchnię dłoni, powoli przesuwając nią w dół niczym po gładkim, delikatnym aksamicie. Dopiero po jakimś czasie natknąłem się na materiał. Od kiedy to moja poduszka pachnie miodem i mlekiem, jest zrobiona ze skóry i oddycha?
Otworzyłem powoli oczy, nie śmiąc nawet drgnąć czy zrobić gwałtownego ruchu. Najpierw przejrzałem się na miarę moich możliwości otoczeniu i musiałem stwierdzić, że z całą pewnością mój pokój nie jest tak umeblowany, a ściany z dnia na dzień nie mogły się przemalować na kolor wrzosowy same. Spojrzałem w dół, mając teraz przed oczami linię bioder dziewczyny, której nogi do połowy ud były okryte kołdrą. Aż mi serce mocniej zabiło. W tym samym momencie poczułem jak ręka spoczywająca na mojej głowie, delikatnie się porusza by po chwili spaść gdzieś za mną. Ostrożnie podniosłem głowę, jadąc spojrzeniem po ciele, aż dotarłem do twarzy. Jasne kosmyki włosów opadały na policzek śpiącej Imanuelle, oddychającej tak płytko, że miałem problem z zobaczeniem czy faktycznie oddycha.
Odsunąłem się najdelikatniej jak potrafiłem, podpierając się na rękach i siadając na łóżku. Zaczesałem włosy do tyłu, tą samą ręką przecierając twarz i zjeżdżając aż do karku. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że właściwie nie mam na sobie koszuli. Ba, nawet spodni i jestem w samych bokserkach. Aż wstrzymałem przez chwilę oddech, analizując w głowie cały wieczór, począwszy od samego balu. A trzeba było się słuchać rozsądku? No zawsze się trzeba słuchać, bo kończy się to źle. Źle, źle i jeszcze raz źle. Choć w sumie czy aż tak źle? No przecież nie jest dramatycznie. Znaczy, nie aż tak. Chyba, że mój umysł nie zdążył czegoś z wczoraj zakodować i wyszło jak wyszło. Nie, no przecież wszystko pamiętam. Może nie doskonale, bo szczegółów sobie nie przypominam, ale poza tym to wszystko pięknie i czysto.
O fuck, jaki ze mnie idiota.
Wychodzi na to, że potrzebuję mapy albo jakichś drogowskazów aby dojść do swojego pokoju. Dobra, na razie powinienem się ubrać, postarać się nie obudzić tej pięknej istotki, leżącej niefartem obok mnie i wrócić do siebie. I choć to było obecnie moim priorytetem, chyba jednak spadło na drugi plan, bo siedziałem z głową opartą o ścianę i przyglądałem jej się. Może to głupie... ale dlaczego właściwie pozwoliła mi spać u siebie? Rozumiem, że jestem uparty, pomijając już fakt jak bardzo, gdy jestem trzeźwy, a co dopiero po kilku głębszych, ale dla niej nie powinno być problemem przekonanie mnie. W dodatku w takiej pozycji. Nie była ona jakoś przesadna, ale... stop. Koniec.
Zrzuciłem z siebie kołdrę i wstałem, szukając spojrzeniem swoich ubrań. Naciągnąłem na siebie spodnie, ale nigdzie nie znalazłem białej koszuli. Nie wpadłem, że dziewczyna mogła ją schować w szafie. Co za kochana pedantka... Muszę stwierdzić, że pomimo swojej obojętności i mojego stopnia irytacji, który czasem odczuwam, gdy z nią rozmawiam, to... chyba nadal się nie obudziłem. To oczywiste, że jest za wczesna pora na myślenie.
Zanim jednak wyszedłem z jej pokoju, podszedłem do łóżka, naciągając na nią kołdrę aby bardziej ją okryć. Mimo tego, że w tym pokoju było ciepło, to nadal miałem wrażenie, że tylko dla mnie i to właśnie mnie wydaje się, że jest tu po prostu zbyt gorąco. Zdjąłem z jej policzka te kosmyki włosów, które zawsze opadają na jej twarz i przypomniałem sobie co właściwie mówiłem do niej zanim zasnąłem. I stosowne było zaprzeczyć, ale nie mogłem. Bo ona faktycznie była piękna.
Zawahałem się przed samymi drzwiami, trzymając już dłoń na klamce. Wiem. Nie powinienem wymykać się z jej pokoju jak jakiś zbieg czy złodziej. To nawet przeczyło etykiecie i dobremu zachowaniu. Sam karciłem się za to w duchu, co zwykle nie robię, bo nie widzę w moim postępowaniu nic złego... czasami. Westchnąłem głęboko, a zamek puścił, otwierając drzwi. Wyszedłem na korytarz. Było jeszcze ciemno, uroki zimy, więc paliły się tylko pojedyncze, wiszące co jakiś czas lampy. Z drugiej strony to dobrze, nikt nie wyjdzie z pokoju i nie zmierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem. Co było najgorsze? Brooke miała pokój naprzeciwko mnie. Czasem się zastanawiałem czy pokoje obok słyszą to co się dzieje u jego sąsiada. To było nieco problematyczne. Otworzyłem swoje drzwi najciszej jak tylko potrafiłem i wszedłem do środka. Sharika się obraziła za to, że nie było mnie w nocy. Za każdą nieobecność się obraża. Rzuciłem trzymaną w ręce marynarkę na łóżko i od razu wybrałem wygodniejsze rzeczy z szafy, które założyłem po odświeżeniu się. Myślałem nad chwilą drzemki, bo do treningu pozostało jeszcze sporo czasu. Problem polegał na tym, że nie było szans na choćby zmrużenie oka. Po prostu nie mogłem. A leżenie bezczynnie mnie denerwowało. Więc poszedłem do Morrigan. Wcale nie w zamierzeniu siedzenia pośród siana, z którym zapewne przez pół dnia chodziłbym po szkole, ale spacer nikomu nie zaszkodził. Tereny były piękne. Tego nie można odebrać akademii. Cały las zdążyłem poznać już na pamięć, co okazuje się niezwykle przydatne, w szczególności jeśli chodzi o moje tendencje. W takich miejscach podobno się najlepiej myśli. A ja miałem co do przemyślenia. Rzadko to robiłem, bo rzadko miałem na to czas. Poza tym, nie wynikało z tego nic dobrego. Dochodziłem do wniosków, do których normalnie bym nie doszedł, bo urągają w moją osobę, w zbyt nabrzmiałe ego i wszystko co do mnie nie pasuje.
Usiadłem na leżącym drzewie, z którego otwarta przestrzeń w lesie ukazywała widok na jezioro. Kara diablica, jak byłem w zwyczaju nazywać Mori, najpierw podeszła, po jakimś czasie spuszczając głowę i w spokoju skubiąc pozostałą z tego roku trawę pośród opadłych liści drzew. Odpiąłem uwiąz. Niby była mistrzynią w uciekaniu i złośliwości, bo uwielbiała bawić się w kotka i myszkę na padoku, ale nigdy nie uciekła gdzieś poza. Mogłem ją swobodnie prowadzić za sobą, jeśli byłem sam na sam.
Żadne życie nie składa się z samej zabawy, a niektórzy po prostu widzą mnie jako ciągle bawiącego się dzieciaka. I taka prawda, bo fakt był taki, że żyłem chwilą. Nie przejmowałem się przyszłością, konsekwencjami, bo będąc święcie przekonanym, że zawsze wyjdę z problemów gładko, jak za pstryknięciem palcami, po prostu nie muszę się niczym przejmować. I w większości do różnych spraw właśnie tak podchodziłem. Z wieloma ludźmi też miałem okazję rozmawiać, zaznajomić się, jestem świadomy problemów jakie posiadają i cieszę się, że moje życie wygląda dla mnie jak i dla drugiej osoby tak gładko. Żadnej plamy, jedynie nasilone przez media głośniejsze sprawy, które wkrótce traciły na sile do czasu, gdy nie pojawiła się kolejna drama.
Jakież byłoby przejęcie, gdyby ktoś usłyszał, że spędziłem całą noc u Imanuelle. I to w dodatku pijany. Nie obyłoby się bez spekulacji, przecież to oczywiste. Jennifer, jako moja menadżerka już pewnie dawno by mnie ubiła. A ja w pewnym momencie naprawdę miałem ochotę ją pocałować, tam w pokoju. Przez ułamek sekundy taka właśnie myśl przeleciała w mojej głowie, ale na całe szczęście świadomość nadal była czujna. Co oczywiście nie zmieniało postaci rzeczy. To co odczuwałem było tym co odczuwałem, to co robiłem było tylko śladem po tym co odczuwałem, a moje czyny, zrodzone z myśli po prostu przeradzały się w realia.
Przecież masz już dziewczynę. Masz Brooke. Kochasz ją. Kochasz, prawda? W Imany widzisz tylko piękną kobietę... Cholera, bo właśnie nie tylko. I za szybko się to objawia. Zdecydowanie za szybko. Miałem dziewczyny. Żeby nie powiedzieć wiele, to faktycznie przemknęło się przez moje życie dosyć ładnych dziewczyn. I za każdym razem było o tym nieraz głośniej, czasem nieco ciszej. W zależności od tego z kim kręciłem i jak bardzo pozwalałem na uwidocznienie tego. Wraz z czasem przestałem jakoś "szpanować" tym, bo jednak szanujmy swoją prywatność.
Dzwonek przerwał mi spoglądanie w dal. Odebrałem.
B: Gdzie ty jesteś?
Z: A co?
B: Trening. Pan Voccea się o ciebie pyta.
Z: A... tak... powiedz, że mnie dzisiaj nie będzie.
B: A na lekcje wrócisz?
Z: Przecież nie opuszczę tak ważnych przedmiotów jak francuski i fizyka ~ uśmiechnąłem się do słuchawki.
B: Fizyka ~ usłyszałem jak się wzdryga i rozłącza.
Zeskoczyłem z pnia. Niemożliwe żebym spędził tutaj tyle czasu. Choć westernu nie lubię, więc nie miałem czego żałować. Chociaż nie... było co żałować. Ale i tak wam nie powiem.
- Morrigan! Wracamy, bo nas zjedzą w akademii - ruszyłem z rękoma włożonymi w kieszenie. Klacz ruszyła kłusem, zwalniając dopiero przy mnie. Do samej akademii nie prowadziłem jej na uwiązie, dopiero przy bramie, zahaczyłem karabinek o kantar. Zaprowadziłem ją na padok i unikając możliwych ludzi, którzy mnie zobaczą, poszedłem do budynku szkolnego.
W sumie lekcje nie były w poniedziałek takie złe. Jeśli chodzi o francuski to chyba zdążę go polubić szybciej niż mi się wydaje. Siedziałem oparty o ścianę, rozmawiając z ludźmi z ławki przed. Dopiero, gdy dosiadła się Imany, całą uwagę skierowałem na nią. Nie wiem, ale jej wzrok mówił wiele i trudno było mi powiedzieć konkretne słowa.
- Cześć - to było na tyle tandetne, że gdybym mógł to bym się roześmiał. Odwróciła głowę w moją stronę i delikatnie się uśmiechnęła.
- Hej - odpowiedziała i spuściła spojrzenie na książki. Widzę, że ona wcale nie ułatwi mi sytuacji, więc to ja muszę jakoś zacząć.
- Jesteś zła? - spytałem, na co ona zmarszczyła brwi z jeszcze większym uśmiechem i znowu spojrzała na mnie.
- Dlaczego miałabym być zła? - zapytała. No cóż... opcji jest wiele, a to nie jest test wielokrotnego wyboru.
- Bardzo wczoraj źle wypadłem? - skrzywiłem się, starając o jakiś delikatny uśmiech. Pamiętałem wszystko, może nie dokładnie każdy szczegół, ale wiedziałem co zrobiłem. I teraz zadałem sobie pytanie. Czy nie lepiej było więcej wypić i tego nie pamiętać?
- To zależy kiedy i w jakiej sytuacji - odpowiedziała doskonale wiedząc do czego zmierzam.
- Kurczę... - szepnąłem sam do siebie, przez chwilę lustrując dziewczynę spojrzeniem. Siedziała jakby w oczekiwaniu na to co dalej powiem, choć tak naprawdę nie wiem czy moja wypowiedź nabierze jakiegokolwiek sensu z tym co wyrabiałem. Odwróciłem się przodem do nauczycielki i oparłem ręce ze splecionymi palcami swoich dłoni na ławce - Imany... przepraszam, że tak to wyszło - zdecydowanie za dużo razy ją przepraszam. A źle byłoby się do tego przyzwyczaić.
- Przyznam, że w pewnych momentach czułam się niezręcznie - nieoszczędna ta dziewczyna - Porozmawiamy o tym później. Teraz mamy francuski, a ty powinieneś się skupić - zauważyła, unosząc brwi i odwracając głowę.
- Fakt - westchnąłem w duchu i z powrotem oparłem głowę o ścianę. Nie żebym nie uważał, ale czasami lekcje francuskiego mnie nudziły. Gdyby posiadały w sobie trochę nieco wigoru, energii, żywotności... może lepiej bym przyswajał. Znaczy nie mam jako tako problemów z językami. Po portugalski idzie mi całkiem świetnie. Zresztą te języki hiszpańsko-latynoskie są o wiele lepsze. Ale widząc książkę, którą czyta Imanuelle, lepiej jej nie mówić, że francuski nie przypada mi zbytnio do gustu.
Po lekcjach, treningach wróciłem do pokoju i w trakcie ogarniania siebie, dostałem bardzo wyraźną wiadomość od Imany, że jeśli spóźnię się na korepetycje z języka to oferta zniknie. Odpisałem jej, że skoro chce mnie widzieć w samych bryczesach to mogę przyjść z przyjemnością. To podziałało żeby dała mi chwilę czasu na skończenie ogarniania siebie.
Stanąłem przy drzwiach i zapukałem. Owszem, zapamiętałem żeby pukać do hrabianki, bo grozi mi niebezpieczeństwo z jej strony. Czasem jej przepisowe pilnowanie etykiety mnie denerwuje, ale przecież jej tego nie powiem.
- Jestem na czas - wyszczerzyłem się i spojrzałem na zegarek - Znaczy teoretycznie... - pokręciłem głową od niechcenia i wszedłem, gdy mnie wpuściła. Ten pokój nie wygląda już tak samo jak kilka moich pobytów temu. Usiadłem na końcu łóżka i spojrzałem na nią - Mam nadzieję, że nie przynudzasz jak czasem sam nauczyciel - zmierzyła mnie spojrzeniem.
- A może to ty masz problemy ze skupieniem? - uniosła brew.
- Bardzo prawdopodobne mając taką sąsiadkę obok siebie w ławce - posłałem jej szelmowski uśmiech. Przewróciła niezauważalnie oczami.
W sumie to nie było tak nudno. Na początku byłem zabijany wzrokiem za podrzucanie w górę jej poduszki, ale wkrótce zrezygnowała ze zwracania mi uwagi. Jak każdy zresztą w każdej sytuacji. Jednak nadal czułem, że temat wieczoru po balu wisi w powietrzu i był tylko odwlekany. To było zbyt ciche by po chwili nie zrobiło się głośne. Jednak wszystko przerwała wiadomość ze Skype'a. Spojrzałem na ekran laptopu.
- Przepraszam - Imany powiedziała to na tyle cicho, że musiałem przekalkulować co właściwie powiedziała. Odebrała, a ja zobaczyłem młodą dziewczynę, podajże w wieku Imanuelle.
~ Hej Imany... Chciałam cię przeprosić za to wczoraj. Głupio wyszło... ~ zmrużyłem oczy i podniosłem wzrok na siedzącą niedaleko mnie dziewczynę.

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz