poniedziałek, 18 grudnia 2017

Od Emerson do Adama

Przegryzłam wargę, głowiąc się nad okropnie trudnym zadaniem z matematyki, chociaż równie dobrze mogłam poczekać na Liama, który pomógłby mi z kłopotliwymi cyferkami. Chciałam jednak udowodnić bratu - i sobie - że potrafię sobie poradzić z pracą domową, wymagającą ode mnie trochę więcej pracy. W międzyczasie zdążyłam się też przebrać, zmieniając puchaty szlafrok na szarą bluzę z logiem Harvardu w rozmiarze XL, która była naprawdę ogromna oraz długie czarne legginsy.
Naukę przerwało mi pukanie do drzwi, na które zareagowałam głośnym westchnięciem. Z niechęcią wstałam z krzesła, krzywiąc się, gdy oparłam ścierpnięte stopy na podłodze i powoli podreptałam w stronę drzwi.
Kiedy je otworzyłam, ledwo powstrzymałam się przed parsknięciem śmiechem na widok półnagiego Adama, którego przed całkowitym negliżem ratował jedynie zawieszony na biodrach ręcznik. Chłopak podtrzymywał go jedną ręką, a drugą, owiniętą zakrwawionym materiałem dłoń oparł o framugę drzwi.
Moje milczenie zostało najwyraźniej uznane za wyraz zaskoczenia, a po chwili zastanowienia i ja stwierdziłam, że musiałam wyglądać na naprawdę zaskoczoną.
- Cześć! - przywitał się, a kiedy nadal się nie odezwałam, Adam spróbował kontynuować. - To długa historia o rzymskim władcy, księdze języków, kocie wielkości lwa, skradzionym odzieniu oraz o zatrzaśniętych drzwiach - uniosłam brwi z lekkim niedowierzaniem. - Opowiem ci ją, jeżeli zlitujesz się nade mną pozwalając mi wejść do środka i w końcu przestanę stać w okrwawionym ręczniku na korytarzu, gdzie ktoś może mnie zobaczyć.
Przyjrzałam się przez chwilę jego twarzy i oczom, które w tamtej chwili patrzyły na mnie tak żałośnie, że nie mogłam go nie wpuścić. Odsunęłam się, pozwalając mu wejść do środka i szybko zamknęłam drzwi.
- Jak sądzisz, ile zapłaciłyby mi pewne osoby za twoje zdjęcie? - przekrzywiłam lekko głowę, obserwując jak chłopak szuka sobie miejsca do posadzenia tyłka.
- Co?
- Nie "co", tylko "słucham". Twoje połowiczne nudeski mogłyby być całkiem cenne - odblokowałam komórkę, włączając aparat. - Wydaje mi się, że... Rey? Chyba tak. Mogłaby być nimi zainteresowana.
Widząc jego spojrzenie, zaśmiałam się w duchu. Jeszcze nigdy nie widziałam tak autentycznego przerażenie i niepewności w jednej chwili. Zrobiło mi się go trochę szkoda, ale nie potrafiłam odpuścić.
- Nie. Zrobisz. Tego. Emerson.
Uniosłam lewy kącik ust w lekko kpiącym uśmiechu.
- Czyżby? - włączyłam na moment lampę błyskową, która miała imitować flesz aparatu. Reakcja Adama była natychmiastowa. W ułamku sekundy znalazł się tuż przy mnie, wytrącając mi z ręki smartfona. Gdy już to zrobił, stanął za mną, zdrową ręką przytrzymując mnie tuż przy swojej gołej klatce piersiowej.
- Usuniesz to zdjęcie, w tej chwili.
Pokręciłam głową, bardzo starając się, żeby nie wydać żadnego, nawet najmniejszego dźwięku.
- Emmy, ładnie, proszę.
Znowu poruszyłam głową w geście odmowy, jednak z mniejszą pewnością niż poprzednim razem. Staliśmy jeszcze w tej samej pozycji przez dłuższą chwilę, a kiedy zaczęło być coraz bardziej niezręcznie, wysmyknęłam się Adamowi, łapiąc za komórkę.
- Nie zrobiłam żadnego zdjęcia, Roy. Kojarzysz taką funkcję w telefonie, jak latarka? - nadęłam policzki niczym niezadowolona siedmiolatka, której właśnie odmówiono ogromnego misia albo kolorowego lizaka. Przez jego twarz przemknął brzydki grymas, który szybko zastąpił niewielkim uśmiechem. - Dobra, usiądź na krześle, zaraz to opatrzę.
Z zadowoleniem przyjęłam fakt, że Adam posłuchał mojego polecenia i szybko pognałam do łazienki po bandaż i plastry, chcąc uniknąć sytuacji, gdy moje biurko będzie ubrudzone krwią. Zabrawszy z szafki opatrunki, wróciłam do chłopaka, by zająć się jego poranioną ręką.
- A więc, kot?
- Kot. A w bliskiej przyszłości puchata czapka.
Uśmiechnęłam się pod nosem, nie unosząc jednak wzroku i nie przerywając oczyszczania ran, które po chwili zaczęłam opatrywać. Odsunęłam się gwałtownie, kiedy Adam syknął z bólu i z ledwo ukrywanym współczuciem zaczęłam przyglądać się jego dłoni, która - nawiasem mówiąc - wyglądała już dużo lepiej.
Skończywszy pracę, poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu.
- Do wesela się zagoi. A teraz powinnam cię ubrać. Mam tutaj kilka rzeczy Liama, zaraz coś ci znajdę.
Ruszyłam w kierunku szafy. Dzięki Bogu, że lubię mieć porządek, bo gdyby Adam zobaczył bałagan byłabym okropnie zawstydzona. Zaczęłam szukać czegokolwiek, co mógłby założyć mój gość.
- Twój chłopak się nie obrazi?
Parsknęłam w odpowiedzi, nie spoglądając na niego nawet przez chwilę.
- Mój brat nie powinien mieć nic przeciwko. Szczególnie jeśli się dowie, że przyszedłeś do mnie nagi.
- Prawie nagi.
Przewróciłam oczami, rzucając mu koszulkę i spodenki.

Adam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz