niedziela, 10 grudnia 2017

Od Isabelle cd. Harry'ego

Uśmiechnęłam się, zaczesując jego włosy do tyłu. Oparłam głowę o jego czoło, początkowo zostawiając całusa na czubku jego nosa.
- Pięknie wyznanie, Haroldzie - uśmiechnął się szerzej - I jakże można ciebie nie kochać? - uniosłam jego podbródek delikatnie do góry, całując - Kocham cię, Harry. I chcę ci coś pokazać, ale najpierw musisz mnie puścić - zachichotałam.
- Nie wiem czy w tej sytuacji, w takim stanie jest to możliwe na chwilę obecną - wystarczyła mina słodkiego kotka, żeby przewrócił oczami i postawił mnie na ziemi. Chwyciłam go za dłoń, splatając nasze palce, ale po chwili zatrzymałam się.
- Albo jednak nie... czuję się znowu nisko. Możesz mnie z powrotem podnieść - zażartowałam, gdy westchnął głęboko - Żartuję przecież... - trąciłam go w ramię i pociągnęłam za sobą - No chodź już.
Zeszliśmy po schodach na dół, aż do salonu, przez mały pokoik ze stoliczkiem i fotelem, gdzie ciocia lubiła się odprężać przy parującym kubku kawy bądź herbaty, siedząc naprzeciwko okna z książką w ręce i spoglądała na swój idealny ogród, pilnując czy przypadkiem nic nam się nie dzieje. Przez ten czas zmieniło się tylko to, że nie jesteśmy już wariującymi dzieciakami. Trochę jednak tęskniłam za tamtymi czasami, za beztroską mimo tych wszystkich problemów, które wtedy były obecne.
Wyszliśmy na zewnątrz przez rozsuwane, szklane drzwi w stronę ogrodu, który był cały ogrodzony żywotnikiem i innymi większymi drzewkami. Ciocia lubi różnorodność. Jest pedantką, ale pozwoliła sobie na odrobinę zabawy. Połowę ogrodu zrobiła w stylu francuskim. Poukładane filamenty z kwiatów, drobne ścieżki pomiędzy krzewami, tworzyły mały labirynt. Za to druga połowa została oddana naturze. Widać było wyraźnie powoli zmieniający się styl francuski na czysto angielski. Uważałam, że to się może ze sobą gryźć, ale ta kobieta ma niesamowite umiejętności, gdzie nawet kontrastowe barwy potrafiły ze sobą współgrać. To właśnie w tej części ogrodu, na samym końcu, w kącie postawiona była mała, zabudowana altana. Osłonięta starymi drzewami, wyglądała jak chatka nimfy leśnej. W środku znajdowało się duże łóżko, specjalnie wstawione dla naszej trójki, która wprost uwielbiała obierać altanę jako bazę czy bunkier. To był nasz dom, zamek, forteca, statek, czasem namiot, gdy bawiliśmy się w podróżników, ale przede wszystkim to miejsce, w którym niezaprzeczalnie dorastaliśmy, a nasze dzieciństwo zostawało w pełni wykorzystywane.
- Ciocia specjalnie dla nas wybudowała u siebie, głęboko w ogrodzie specjalną altanę - powiedziałam, gdy razem weszliśmy pod jej daszek - Wstawiła łóżko, często wraz z braćmi robiliśmy nocki. Teraz głównie odgrywa rolę ozdobnika, ale liczę, że nadal pozostała tu cudowna atmosfera - okręciłam się dookoła, wciągając zapach drewna, które nadal była w doskonałym stanie. Zadbane i mające naturalną barwę. Usiadłam na pościeli, co dziwne, ciocia musiała ją wymieniać, bo niemożliwe by przez ten czas pozostawała ta sama. Przejechałam ręką po miękkim materiale i spojrzałam na Harry'ego. Przyglądał się właśnie jakimś kartkom, po chwili podszedł i usiadł obok mnie. Spojrzałam na kolorowe... nie ukrywajmy, bazgroły moich braci i roześmiałam się.
- Po każdej zabawie, rysowaliśmy to, w co się akurat bawiliśmy - wyjaśniłam - Jeśli dasz radę tutaj cokolwiek zobaczyć. Akurat wtedy bawiliśmy się w Tarzana. Wchodziliśmy na drzewa, oczywiście potem ciocia nas zganiła i wskazała tylko te, które w miarę przeżyje - zabrałam od niego kartkę - To tak jakby było wczoraj. Pamiętam jak Gabriel wtedy spadł, mimo że mówiłam jemu i Nathanielowi, że nie mają się przepychać, bo się źle skończy... - pokiwałam głową ze skrzywieniem.
- I? - chłopak spojrzał na mnie. Nie wierzę, że chce tego słuchać, ale skoro tak...
- No i nie mógł nabrać powietrza, więc pobiegliśmy do cioci, a ona zadzwoniła po pogotowie. Pamiętam jak przeżywała to. Mówiła, że mama już nigdy nas do niej nie odda. Na szczęście złamał sobie tylko rękę i delikatnie uderzył w głowie, co przyczyniło się do tych zawrotów głowy. Stwierdziliśmy razem, że już nie będziemy bawić się w Tarzana, ale z chodzeniu po drzewach nie zrezygnowaliśmy. Wkrótce nawet robiliśmy zawody kto pierwszy na którejś wejdzie. Zawsze się denerwowałam, bo nigdy nie byłam pierwsza. Prawie za każdym razem wygrywał Nate i to mnie chyba najbardziej irytowało. Raz dali mi wygrać. Cieszyłam się jak głupia, a potem jak trochę podrosłam to domyśliłam się, że to były fory z ich strony. Chodziłam obrażona przez kilka dni, ale szybko mi przeszło - zaśmiałam się, przeglądając dalsze rysunki - To były wspaniałe czasy. Pamiętam nawet jak tutaj pierwszy raz przyjechałam. A często tutaj przebywałam, jeszcze gdy mama walczyła z depresją. Miałam wtedy cztery lata, gdy poznała Richarda. I to właśnie dzięki cioci Melanii. Wówczas ja i mój brat mieszkaliśmy u niej. Gab był jeszcze za mały. Mama musiała uporać się z depresją i twierdziła, że niezdrowo na nas wpływa, więc starała się abyśmy trochę odpoczęli od tej smętności u ciotki - westchnęłam i złożyłam z powrotem obrazki na pół i uniosłam spojrzenie. Uważam, że powinnam w końcu wyjaśnić, dlaczego nie chcę rozmawiać z Edwardem zanim wrócę do Anglii. W końcu Harry'emu się to należy - Zmierzam do tego, aby wyjaśnić całą sytuację z moim ojcem. Wiem, że on pojawi się zaraz po tym jak wrócę do Anglii, a myślę, że ciekawi cię dlaczego właściwie nie chcę z nim rozmawiać. Oczywiście, zostawił mamę, zostawił dwójkę dzieci, ale nie za to mam do niego największy żal. Gdy byłam już nieco starsza i niezwykle napalona okazją na spotkanie biologicznego ojca, zainteresowałam się całą sprawą. Mama nigdy nie chciała mi opowiedzieć dokładnego przebiegu zdarzeń. Nate nigdy się tym nie interesował, myślę, że do dziś nie ma to dla niego większego znaczenia. Ja natomiast zdołałam wyciągnąć najważniejsze informacje, a nawet znalazłam dokładny adres zamieszkania Edwarda. Myślałam, że ucieszy się na widok swojej córki, ale to było tylko wyobrażenie nastoletniej dziewczynki. On po prostu znalazł sobie inną rodzinę, miał żonę, dziecko... po prostu kochał ich, obdarzył wszystkim tym, czym nie obdarzył nas. Nie widzę w tym żadnego wytłumaczenia. Nawet nie pomógł mamie się pozbierać. W dniu, gdy miałam okazję go spotkać, poszedł do niej i zaczął robić wyrzuty, że nasyła na niego swoje dziecko. Zaczął opowiadać jaką to ma wspaniałą rodzinę, cudowne życie, nie zważając na to, że mama wówczas sama była w ciąży. Gdyby nie było w domu Nathaniela to pewnie nasłuchałabym się tego więcej. Richard był wściekły, gdy o tym usłyszał. Wcale mu się nie dziwię. Nienawidzę tego człowieka. Wiem, że to źle i próbowałam znaleźć jakiś powód żeby tego nie robić, ale takowego nie ma. Nawet fakt, że jest moim ojcem... on nawet pogarsza całą sprawę - położyłam się na plecach, wpatrując się w drewniany sufit, z którego nadal zwisały papierowe ozdoby - Po prostu uważam jego zachowanie za dwulicowe. Nie tylko dlatego, że w ogóle się pojawił, ale ma w tym cel. Jestem pewna, że w tych całych "próbach porozmawiania", kryje się drugie dno. Nie jestem już głupią, naiwną nastolatką, którą prośba słodkim, proszącym głosem ruszy. Dlatego temat o Edwardzie uważam definitywnie za zamknięty - gest zamykania drzwi na klucz i wyrzucenie go za siebie, miał pokazywać moje zdecydowane posunięcie wobec ojca. I faktycznie uważałam to jako za dobre zakończenie.
- Jesteś zmienna - stwierdził, kładąc się obok - Po głębszym poznaniu muszę dojść do takiego wniosku - przyznałam mu rację, bo zdecydowanie ją miał.
- Nie lubię być stała - pokręciłam głową - Wiem, że to dziwnie brzmi i niezależnie od nas, nasz charakter określa człowieka, ale po prostu są miejsca i osoby, przy których nie muszę trzymać sztywnej postawy.
- I jestem jedną z nich? - podniósł się i zawisnął nade mną z zadowolonym uśmiechem.
- Teraz tak.
- A wtedy?
- A czy to ważne, co było wtedy? Teraz masz mnie na wyłączność - wzruszyłam ramionami.
- I żaden inny chłopak z hotelu mi ciebie nie zabierze? - uśmiechałam się coraz szerzej, aż w końcu zachichotałam, przymykając oczy.
- Nie. Nikt nie ma takich zielonych oczu, poza tym obawiałabym się o twoje zdrowie psychiczne - uniosłam dłoń i pogłaskałam go po włosach.
- Ma się całkiem dobrze - przewrócił oczami
- Oczywiście - zaświergotałam, trzepocząc rzęsami - Ale poważnie uszkadza się, gdy rozmawiam z moimi byłymi - zjechałam dłonią na jego policzek, gładząc kciukiem ciepłą skórę - A teraz proszę się ładnie przyznać. Alyssa ci powiedziała - zmrużyłam oczy.
- Do niczego się nie przyznaję - pokręcił głową, zamykając oczy.
- Bronisz jej, a to jest najlepszy dowód - trąciłam go w nos - Zdrajca z ciebie niesamowity.
- Bo się obrażę - zagroził. Jeszcze będzie się obrażał na mnie. Co za niesamowita bezczelność. Za chwilę ktoś tu na pewno się obrazi i to nie będzie on.
- To ja powinnam się obrazić - oświadczyłam z namaszczeniem, spodziewając się jednak całkiem innej reakcji ze strony chłopaka. Zamiast walczyć o swoje, uśmiechnął się jeszcze bardziej, nieco rozbawiony i powoli zaprzeczył głową.
- Nie obrazisz się - pochylił się jeszcze bardziej, zniżając swój głos. Cofnęłam głowę najbardziej jak umiałam, niemal zagłębiając całą głowę w poduszkę, starając zachować subtelny uśmiech - Już cię wyczułem, Mortensen. Masz coraz mniej dróg ucieczki - ostrożnie odgarnął z mojej szyi włosy na bok. Zmierzył mnie spojrzeniem, uśmiechając się jeszcze bardziej i powoli wycałował moją szyję. Podciągnęłam jego koszulkę do góry, nieco pomógł mi w zdjęciu jej. Ciocia by mnie zabiła, gdyby tylko wiedziała, że wykorzystałam jej ogród do takich celów. 
- Myślisz, że teraz? - zapytałam, obejmując jego szyję, będąc wówczas już jedynie w bieliźnie.
- Później będzie tylko trudniej - wymruczał, powoli zdejmując czarne ramiączko z mojego ramienia - Później będzie tylko coraz mniej czasu. Szkoła, akademia, rutyna...
- Koncert jeden po drugim, pytania dlaczego Harry Styles nie chce pokazać swojej dziewczyny, czy jego życie prywatne aż tak drastycznie się zmieniło... - zachichotałam, gdy uniósł głowę i zmarszczył brwi. Objęłam jego twarz dłońmi i pocałowałam - A ja jako twoja wspaniała pani adwokat odpowiem, że twoje życie prywatne jest tak cudowne, że nie możesz się nim chwalić by przypadkiem nie zachwycić zbytnio twoich fanów. Tak? - owinęłam go nogami wokół bioder i pogłaskałam po policzkach.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz