sobota, 6 stycznia 2018

Od Zaina cd. Imanuelle

Imanuelle zniknęła za ścianą, a ja na krótki moment zostałem sam na sam z Peterem. Zmierzyłem go szybko spojrzeniem póki nie patrzył i dopiero gdy odwrócił się w moją stronę, uśmiechnąłem się i ruszyłem śladem dziewczyny. Jego twarz pozostała bez wyrazu, a ja czułem jak odprowadza mnie swoim spojrzeniem. A twierdziłem, że największy stres jest przed koncertem. Zmieniam zdanie. Przejście obok tego człowieka bez jego bratanicy u boku, przyprawia mnie o szybsze bicie serca w tym złym znaczeniu.
Wielka choinka w wielkim pokoju, salonie... cokolwiek to było, święta jak malowane. Imany uklęknęła obok i objęła spojrzeniem wszystko dookoła. Stanąłem obok.
- To wszystko od rodziny? - spojrzałem na nią kątem oka. Uniosła głowę i wzruszyła ramieniem, jakby odpowiedź dla niej nie była do końca oczywista.
- Rodziny, przyjaciół, znajomych... - odpowiedziała nieco smutno i wzięła w ręce pierwszy z brzegu - Przypomnieli sobie - westchnęła.
- Mogę jakiś otworzyć? - posłałem jej ciepły uśmiech w nadziei, że otrzymam odpowiedź nie widzącą w tym problemu. Dziewczyna uniosła brew z szerokim uśmiechem i po chwili przetrzymującej mnie ciszy, skłoniła głowę.
- Wybierz sobie, aczkolwiek wątpię by było coś interesującego - obszedłem choinkę dookoła, stając po drugiej stronie ozdobionego drzewka. Rozejrzałem się po kolorowych prezentach, z idealnie zawiązanych wstążkach, perfekcyjnie owiniętych papierem, poustawianych w tajemniczej kolejności, jakby to miało ukryte znaczenie. Wszystko wyglądało jak z obrazka. A mój umysł podpowiedział mi, że należy dodać tu nieco artystyczności. Odsunąłem odrzucone prezenty, bo przecież otwierany przeze mnie musiał być wyjątkowy. I chyba taki znalazłem, leżący pod samą choinką, pośród innych, nieco mniejszych, w ładnym, stonowanym papierze. Właściwie wyróżniał się pośród wszystkich swoją normalnością.
- Coś widzę ciekawego! - krzyknąłem spod choinki, słysząc cichy śmiech Imany, która wkrótce przybrała z powrotem poważny ton.
- Tylko niczego nie pobij. To są zabytkowe i wartościowe ozdoby - wychyliłem się na chwilę z obrażoną miną, mierząc ją spojrzeniem.
- Przecież uważam - mruknąłem i jakimś cudem udało mi się wygrzebać spod zielonego drzewka. Małe pudełeczko, zapakowane nieco inaczej niż wszystkie prezenty, widocznie staranniej i wyniośle, jakby było głównym prezentem. Małym, lecz niezwykle ważnym. Odwróciłem je w rękach, delikatnie sprawdzając drobnym ruchem co może tam być. Dobra, ten będzie dobry. Odwiązałem jedwabną wstążeczkę, odginając papier.
- Co to? - odchyliłem wieczko do góry, uważnie przyglądając się okrągłemu kształtowi medalionu, na którym widniał zapewne herb rodzinny. Otwierany z jednej strony, w środku wygrawerowane Bring forth what is within you, z drugiej strony miejsce na zdjęcie. Imanuelle natychmiast zainteresowała się, odkładając trzymany w ręce inny prezent i podeszła bliżej.
- To...
- Chwileczkę - odsunąłem rękę w bok, sam odwracając się plecami do dziewczyny. Odchyliła delikatnie usta, nabierając powietrza w płuca. Przyjrzałem się jeszcze raz medalionowi, który jak na herb rodowy był całkiem zgrabny i smukły - To ja go otworzyłem - zamknąłem wieczko i spojrzałem na nią z góry. Zmrużyła oczy, podchodząc bliżej. Spryciula, spróbowała odebrać mi jej własność, na szczęście jestem od niej wyższy. Uniosłem rękę do góry, mierząc ją niezadowolonym spojrzeniem.
- To mój prezent - cofnęła się o jeden drobny krok do tyłu i skrzyżowała ręce, wypowiadając te słowa z wyższością, jakby właśnie chciała zniwelować fakt, że jednak nie dosięga. Uniosłem brew, wykrzywiając usta w uśmiechu. Przyznając, nieco złośliwym.
- Doprawdy? Nie zauważyłem nigdzie podpisu - zmierzyła mnie spojrzeniem, mogłem się założyć, że wewnętrznie z chęcią mordu.
- Oddasz? - pokręciłem głową.
- Jak będę chciał to oddam, a jak nie... to już trudno. A jeśli mi się bardzo spodoba...? W końcu to ja go znalazłem w stosie innych prezentów - wzruszyłem ramionami, starając się jak najbardziej oddać ten gest robiony przez dziewczynę. Podeszła jeszcze bliżej, przewracając oczami i próbując dosięgnąć pudełko. Jak na tak delikatną istotkę, całkiem silna jest. Schowałem pudełko do tylnej kieszeni spodni z niecnym wyrazem twarzy i przytrzymałem ją jedną ręką w talii.
- Teraz to już chamstwo - oparła ręce na moich ramionach, które ponownie uniosły się w górę i opadły. Przechyliłem głowę, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok.
- A ładnie poprosisz? - uniosłem brew. Prychnęła pod nosem z łaską i szyderczym uśmieszkiem.
- Teraz, to ja mogę jedynie użyć magicznej mocy szantażu - zniżyła głos. Stanowczo mi się ten pomysł nie spodobał, bo wiedziałem na czym ten szantaż miał polegać.
- Przestraszę się i ucieknę - odparłem z przerażoną miną - Wraz z twoim prezentem, a wtedy szukać mnie jak igły w stogu siana - zjechała ręką po moim ramieniu, wzdłuż boku, jednak chwyciłem jej nadgarstek i uniosłem do góry - Niegrzeczna rączka - zacząłem składać delikatne pocałunki wzdłuż jej ręki - Nie ładnie tak podpuszczać - oparłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie - Jak ładnie poprosisz, to ci go oddam - uniosła brew w uśmiechu jakby chciała się upewnić czy mówię prawda. Ale ona lubi się czasem droczyć. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie robi tego tak ewidentnie, tylko nieco krycie i tajemniczo. Czasem nie wiem czy robi to z premedytacją, czy to tylko zwykłe złośliwości z jej strony.
- Poproszę - powiedziała, a ja skrzywiłem się.
- Jestem przekonany na trzydzieści procent - założyła ręce na moim karku i uśmiechnęła się słodko.
- Bardzo ładnie proszę - jej głos złagodniał. Odsunąłem delikatnie głowę do tyłu i patrząc w te jej kryształowe oczy.
- Powiedzmy, że koło pięćdziesięciu - westchnęła przeciągle i ucałowała szybko w usta. Powstrzymałem uśmiech, musząc jednak delikatnie unieść kąciki ust do góry. Zastanowiłem się przez chwilę - Jakieś sześćdziesiąt pięć? - przewróciła oczami, mimo wszystko cicho chichocząc pod nosem i uniosła głowę, łącząc nasze usta w długim pocałunku. Odsunęła się po chwili, a ja uniosłem wzrok go góry w zastanowieniu - No tak... dziewięćdziesiąt sześć i pół...
- Zain! - roześmiałem się i puszczając ją, obszedłem dookoła, stając za jej plecami. Odgarnąłem spływające niczym jasne wodospady blond włosy na bok i wyciągnąłem z pudełeczka medalion z herbem, zapinając na jej karku. Ucałowałem jej szyję i stanąłem przed nią.
- Teraz jesteś pełnej krwi hrabianką - uniosła delikatnie kąciki ust, spoglądając w górę na mnie - Ale jest jeszcze cała sterta reszty prezentów, papierów do oderwania, wstążek do szukania i ogólnie przerazisz się bałaganem - wróciłem do choinki i usiadłem obok.
- Bardzo? - podeszła bliżej. Odwróciłem się i pociągnąłem ją za rękę w dół - Wujek jest perfekcjonistą.
- Ty też.
- Nieco mniej - spojrzałem na nią. Jasne. Rekombinacja genów.
- Wiesz, że to łatwo sprawdzić?
- Nie znoszę bałaganu, więc w miarę postaraj się nie zagościć w pokoju na zawsze - zaśmiałem się, rozczytując podpisy na prezentach.
- Nie mam bałaganu w pokoju - zaprzeczyłem - Byłaś tylko raz u mnie.
- Zdążyłam się przyjrzeć ten jedyny raz.
- Dla ciebie to był bałagan?
- Nie taki dramatyczny.
- Matko... - wyszeptałem.
- Co? - spojrzała na mnie, a ja znowu wykrzywiłem usta w uśmiechu.
- Mam nadzieję, że nie będziesz wnosiła kar za rzucenie bluzy na łóżko?
- Nie wiem... zobaczymy jak się będziesz sprawował - zaśmiała się cicho, a ja z delikatnym skrzywieniem, pokręciłem głową.
- Ja się bardzo dobrze sprawuję, jak mnie do tego nie zmuszają.
- Oczywiście. Grzeczny chłopiec?
- Zawsze.
Uzbierała się spora sterta papierów po otwarciu prezentów, które trzeba było posprzątać. Czyli wyjść na zewnątrz, na to zimno i wynieść, bo nigdzie by się nie zmieściło. Potem w chwili osamotnienia, jak to stwierdziła Imany, obszedłem jeszcze raz cały dom, tym razem dokładnie. Choć nie byłem do końca sam, bo miałem u boku niezawodnego towarzysza wąchania wszystkiego Jelly'ego. Wszystko było zbadane przez psiaka, czasem nawet bardziej niż miało. Maluch wpadł do gabinetu Petera, zanim zdążyłem zamknąć pokój i modliłem się o to, aby on w czasie, gdy ja starałem się złapać czworonogiego urwisa, nie wpadł na pomysł zajrzenia tutaj. Uderzała mnie ta pedantyczność, wszystko miało swoje miejsce, na biurku ułożone papiery w równy stos, jakby ktoś przyłożył linijkę i wymierzał każdą osobną kartkę co do milimetra. Nawet listy, wnioskując po nazwisku, od rodziny, były odłożone po jednej stronie biurka. Wygoniłem Jelly'ego z pokoju i sam zamknąłem drzwi, udając że wcale tutaj nie byłem. A co do samego gospodarza domu, to po jakimś czasie przyzwyczaiłem się nawet do obecności Petera w jednym, tym samym pokoju. Choć wtedy nie było mowy nawet o zbliżeniu się do jej bratanicy, bo gdyby tylko posiadał laser w oczach, to z pewnością by go użył. A co do dyskusji z nim, to takie prawo miała jedynie dziewczyna. Zastanawiam się czy reagował tak na każdego poznanego chłopaka Imany, czy byłem tym jedynym wyjątkiem. Ostatni raz unikałem czyjegoś opiekuna w szkole średniej, twierdząc bez przeszkód, że po prostu jej ojciec był zbyt nadwrażliwy i czuły na moim punkcie.
Wieczór przyszedł bardzo szybko, czego nie lubię w zimie. Wolę, gdy dzień jest dłuższy i nieco cieplejszy. Jako, że po pokoju również nie zdążyłem się rozejrzeć, więc teraz pooglądałem wszystko, łącznie z krajobrazem, który się rozciągał w dal, prosto na rzekę i otaczające ją, białe od śniegu równiny. Złapałem za ręcznik i udając się do łazienki, ogarnąłem się dokładnie.
Wyjście z pokoju okazało się trudniejsze niż myślałem. W domu panowała cisza i ciemność. Minąłem jeden pokój, ten oddzielający jak to ujęła Imany. Szczerze mówiąc, to w tamtym momencie, gdy mnie o tym informowała, chciało mi się śmiać, ale ze względu na to, że przyznałem jej rację, raczej przyjąłem to z powagą na twarzy.
Zapukałem i wszedłem do środka, witając się z obudzonym Jelly'm. Całe szczęście, że maluch jeszcze nie szczeka tylko kręci się. Co też utrudnia, bo trzeba uważać pod nogi. Imanuelle uniosła oczy do góry.
- Wujek nadal jest obecny w domu - uśmiechnęła się na moment tajemniczo, szybko jednak zakrywając to. Wzruszyłem delikatnie ramionami, unosząc kąciki ust. Jeśli mnie zamorduje w nocy z powodu karygodnego naruszenia stanu ust jego bratanicy to trudno. Ale ja chcę jeszcze raz poczuć ich delikatną cudowność.
- Mam nadzieję, że wujek nie przychodzi do ciebie do pokoju i nie mówi dobranoc - podszedłem bliżej łóżka i ukucnąłem obok, opierając ręce o pościel tuż przed Imany.
- Nie mam ośmiu lat - burknęła pod nosem i odłożyła telefon na szafkę. Wplotła palce w swoje włosy i oparła głowę o rękę, lustrując mnie spojrzeniem.
- Ja ci mogę powiedzieć dobranoc - uniosłem kąciki ust - Bardziej niewerbalnie. Jednak zanim dam ci spokojnie zasnąć, mam propozycję prawdziwie nie do odrzucenia - wstałem i położyłem się obok.
- Rozumiem, że nie mogę odmówić?
- Oczywiście, że możesz. Powiedziałem tak żeby podkreślić rangę tej propozycji, a jest ona całkiem według mnie przyjemna - zmierzyłem ją spojrzeniem, przekręcając się na bok i podpierając głowę o rękę - Byłoby mi po prostu bardzo przykro, gdybyś zrezygnowała z takiej okazji. Wrócimy idealnie na ferie i wypadałoby gdzieś wyjechać. Chyba nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił.
- Zapraszasz mnie?
- Tak. Do Kitzbühel w Austrii. Góry, śnieg, stoki narciarskie, kolorowe miasteczko położone powyżej siedemset metrów nad poziomem morza... Liczę na pani pozytywną odpowiedź, panno Hale.

Imanuelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz