sobota, 20 stycznia 2018

Od Imanuelle C.D. Zaina

Ujęłam kieliszek w obie dłonie, opierając się o oparcie kanapy i przyciągając kolana do piersi. Bawiłam się szkłem, obserwując jak czerwony, aromatyczny płyn powoli się przelewa. Sukienka zsunęła mi się po udach, jednak ten jeden, jedyny raz w życiu mi to nie przeszkadzało, Zain i tak nie skomentuje tego w taki sposób, jaki osoby z wyższych sfer. Boże... jak ja nienawidziłam tego sformułowania. A może po prostu nienawidziłam arystokracji. Bo jej nienawidziłam. Kiedyś, jak byłam mała, myślałam, że pasuję tam, że wpasowanie się i trzymanie tych zasad nie sprawi mi problemu, bo do tego się urodziłam. Dopóki nie wyrwałam się z tego kokonu, myślałam, że to normalne, zasady, cały ten świat...  Dłoń Zaina delikatnie spoczęła na moim kolanie, gładziła moje udo. Dlaczego obaj moi byli tego nie potrafili? Dlaczego nie potrafili wywołać u mnie dreszczy? Dlaczego przy nich nie czułam się tak swobodnie? Przecież... przecież Zain nie jest moim chłopakiem. Nie wiem kim jest... Nie jest mój... A może jest mój... Spojrzałam na niego po dłuższej chwili.
- Harry ci powiedział? - zgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Tak... - westchnęłam. Z drugiej stronie nie było się trudno domyślić. - To wspaniałe mieć takich przyjaciół...
- Nawet takich jak ten niemiecki idiota? - mruknął, przewracając oczami, a ja cicho zachichotałam. Za takie coś chyba by mi głowę urwali...
- Słodki, przystojny i ma genialne oczy - odparłam, a on zmrużył oczy.
- Słucham?
- No przecież ciebie opisuję - szepnęłam.
- Jasne - mruknął. Przysunęłam się do niego. - To moje urodziny...
- Dlatego prawię ci te słabe i kulawe komplementy - odparłam cicho, a on objął mnie ramieniem, zadrżałam. Po chwili pojawił się na jego ustach ten uśmiech triumfu. - Co? Pan Malik zdobywa ofiarę po raz milionowy?
- Nie mów tak... - nagle posmutniał. - To nie tak... ja...
- Przepraszam - przerwałam mu. - I przepraszam, że ci przerywam - pocałowałam go. - Nie chciałam... Po prostu... Nawet nie wiem jak ci się wytłumaczyć...
- Więc się nie tłumacz... Wiem co o mnie piszą - westchnął, a ja pokręciłam głową.
- Nie wierzę w to co piszą o tobie, bo już się przekonałam, że większość to stek bzdur - pogładziłam go po policzku. - A poza tym, to uważam, że to miło ze strony Harry'ego, że powiedział mi co mam zrobić, bo sama po pierwsze nie wiedziałabym, że masz urodziny, a po drugie nie miałabym pojęcia co ci kupić na ten prezent...
- Po pierwsze to nie potrzebuję takich drogich prezentów, a po drugie nie musiałaś mi nic kupować - odparł.
- Po pierwsze to Lewis powiedział Harry'emu coś zupełnie innego, czyli, że jęczałeś o ten zegarek już dobry rok, a po drugie to co innego miałabym zrobić? - uniosłam brew.
- Być... tutaj ze mną. W ciszy i spokoju pić ze mną czerwone wino, w tej sukience... której chętnie bym się pozbył...
- W twoich snach - szepnąłem mu do ucha, a on westchnął.
- Nawet jeśli, to chociaż w snach się jej pozbędę... Widzisz, miałem w zwyczaju hucznie obchodzić moje urodziny... Bardzo hucznie... Jednak... tak mi się może nawet odrobinkę bardziej podoba... Może to dlatego, że od dawna nie musiałem skupiać się na ciągłej ochronie prywatności. To czasem okropnie męczące. Czasem dobrze być tylko Zainem, chłopakiem z Branfordu, bez dopisku, nawet drobnym maczkiem "Gwiazda światowego rynku muzycznego".
- Zdecydowanie wolę tego chłopaka z Branfordu - odparłam cicho. - Ale gwiazdeczką nie pogardzę.
- Ja panną hrabianką z krwiożerczym opiekunem też nie - uśmiechnął się, po chwili dolał nam wina.
- Czy ty nie zamierzasz mnie przypadkiem upić? - mruknęłam.
- Tylko troszeczkę - przyznał.
- Wiesz, że to niewiele zmieni? - zapytałam.
- A co to ma zmienić?
- Zasady. Bo musimy mieć jakieś zasady Zain - siadłam zakładając nogę na nogę, przodem do niego.
- Zasady są po to, aby je łamać - wzruszył ramionami. - Nienawidzę zasad. One ograniczają moją wolność.
- Rozumiem, ale te zasady są naprawdę ważne i bardzo mi na nich zależy - odparłam, dopiero teraz bardziej go ten temat zainteresował. Kiwnął, żebym dalej mówiła. - Lubię cię. Jesteś... inny... w pozytywnym sensie chyba... w sensie... - wypuściłam powietrze, chwilę się zastanawiają, co mam powiedzieć i jak powiedzieć. - Dzięki tobie zaczynam poznawać trochę inne życie, bardziej normalne mimo twojej sławy, bez rygorystycznych zasad i podoba mi się to, chodź zawsze będę twierdzić, że te zasady czasem mają sens i są nawet pomocne i nawet niektórych zamierzam cię nauczyć.
- Nie potrzebuję - mruknął, jak małe dziecko.
- To się okaże i nie przerywaj mi, bo mówię coś ważnego - odparłam, a on pokiwał skruszony głową. - Ale po pierwsze, chciałabym kiedyś, w najbliższej przyszłości, ale nie dziś wyjaśnić, co mniej więcej między nami jest, bo... No nie chciałabym brnąć w to po omacku. Po drugie to może i jesteś niewiarygodnie przystojny oraz pociągający, - tutaj się uśmiechnął, a ja splotłam palce naszych dłoni - ale nie chcę, żeby to za szybko zaszło za daleko. Nie zwykłam sypiać z praktycznie obcymi mężczyznami, nie jestem... panną lekkich obyczajów.
- Co za cudowny eufemizm - zachichotał.
- Bardzo ładnie przemyślany - odparłam. - Więc... zero seksu.
- Zero?
- Zero! - krzyknęłam. - Zboczeniec.
- Tylko trochę i tylko przy takich ślicznotkach - poruszył brwiami, a ja prychnęłam tylko.
- Jednak, z drugiej strony patrząc, nie chcąc popełniać błędów innych pewnych kobiet, które zdążyłam poznać...
- Masz na myśli jedną konkretną...
- Tak, mam na myśli jedną konkretną - odparłam. - Więc... Skoro to ma być wyrwanie z kokonu zasad...
- Do innych zasad - mruknął.
- Oj Zain... To nie chodzi o ograniczenia, przynajmniej nie w złym sensie. Chcę mieć czas, chcę cię poznać, żeby za miesiąc nie obudzić się obok ciebie i nie pomyśleć, że jestem tylko obiektem pożądania, przedmiotem.
- Nigdy bym tak o tobie nie pomyślał! - odparł od razu. - Ale dobrze. Rozumiem... w końcu to twoje ciało, twoje decyzje.
- Ale to nie oznacza, że nie możemy... no wiesz - szepnęłam mu do ucha.
- O proszę, czyli panienka nie taka święta? - zaśmiał się.
- Ale kiedyś ci się za to dostanie - mruknęłam. Zerknęłam na butelkę. - Naprawdę wypiliśmy już drugą?
- Wychodzi na to, że tak - wzruszył ramionami. Był rozluźniony, za to moja głowa nie była przyzwyczajona ogólnie rzecz biorąc do alkoholu, więc mój świat zaczynał wirować.
- Zain... - szepnęłam. A on coś mruknął. - Zaniesiesz mnie do łóżka?
- Do którego? - zapytał, uśmiechając się pod nosem.
- A ile ich tutaj masz? - zmarszczyłam brwi.
- Jakieś.... pięć chyba - odparł, oparłam się o jego ramię.
- Chcę to, w którym ty będziesz - powiedziałam cicho, cmoknął mnie w czoło, a ja się uśmiechnęłam. - Tylko nie zahacz mną nigdzie.
- Będę uważał - zapewnił, biorąc mnie na ręce. Objęłam go za szyję. Na szczęście do tego ogromnego i pewnie niesamowicie wygodnego łóżka z widokiem na góry, ponieważ jedną ścianę stanowiło szkło, pomimo, że za samym łóżkiem również znajdowało się okno. Wszystko widać... Tyle dobrego, że nie spodziewałam się tutaj milionów obserwatorów, a poza tym, nie było tutaj też co oglądać... Położył mnie na materacu, samemu zawisając nade mną.
- A Jelly?! - zerwałam się nagle, ale on z powrotem mnie położył.
- Przecież zostawiliśmy go Isabelle i Harry'emu - westchnął.
- A tak... a on potrafi się zajmować pieskami?
- Jeśli zajmuje się nim tak samo, jak wszystkimi dziećmi, które spotyka, to potrafi się nim zająć - zapewnił.
- To dobrze... Teraz mogę się zrelaksować - pogładziłam jego policzek.
- Czy pani mnie podrywa? - zmarszczył brwi.
- Nie muszę - odparłam.
- Nie musi pani?
- A pana oczach to widzę, że nie muszę, bo pan chętnie pomoże mi się zrelaksować - wzruszyłam ramionami. - Ale najpierw chcę wziąć kąpiel.
- A ja prysznic - pokiwał głową.
- Tam też mnie zaniesiesz? - uśmiechnęłam się prosząco, a on westchnął, kręcąc głową, ale w końcu mnie zaniósł, zostawiając mnie po chwili samą. Puściłam wodę, a w międzyczasie się rozebrałam i umyłam zęby. Weszłam do gorącej wody dopiero, kiedy związałam włosy i poczułam się tak wspaniale... Błogo... Jednak trochę zmarzłam. Woda z płynem pachniała mieszanką cytryny i wanilii, zaskakujące połączenie, ale przyjemne. Jednak kiedy już stałam wytarta i gotowa do ubrania... okazało się, że nie mam ubrania... Owinęłam się w ręcznik i wyjrzałam na korytarz. Z głębi domu usłyszałam płynącą wodę. Wtedy szybko wyszłam z łazienki i podreptałam do sypialni. Podeszłam do walizki, z której wygrzebałam z niej coś do ubrania. Tak właściwie to koronkową, bordową bieliznę i czarny jedwabny szlafrok, taki do połowy ud. Ledwo zdążyłam się przebrać i usiąść na łóżku, kiedy do sypialni wszedł Zain, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
- Ktoś tutaj zapomniał ubrania? - uniosłam brew. Przesunął po mnie powoli wzrokiem.
- Pani chyba też zapomniała... - odparł, dalej krążąc wzrokiem. Ruszył do mnie wolnym krokiem.
- Pani niczego nie zapomniała - odparłam, odchylając delikatnie materiał i pokazując, skrawek biustonosza. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się leżąca na plecach na łóżku, z Zainem nade mną. Chociaż tym razem nie bawił się w zachowanie jakichś odległości.
- I jak ja mam zachować czy tobie celibat? To taka próba, tak? - palcami musnęłam jego plecy.
- Nie mam piżamy.... - westchnęłam. - Chciałam wziąć króciutką bluzkę i ten sam dół, ale są twoje urodziny, więc stwierdziłam, że mała atrakcja nie zaszkodzi.
- Mała? Atrakcja? To chyba jakaś kara, a nie atrakcja! - jęknął.
- To zależy od punktu widzenia. Tak przynajmniej popatrzysz, trochę sobie po dotykać... A mogłam założyć legginsy i golf - wzruszyłam ramionami. - Właściwie mogę to nadal zrobić, jak ci się nie podoba to, co masz...
- Ty chyba jesteś już pijana - zaśmiał się.
- Nie... może nie całkiem... Widzisz rzadko piję alkohol... ale gdybym była całkiem trzeźwa, to założyłabym tą koszulkę, więc nie wiem co jest lepsze... Przynajmniej dla ciebie...

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz