- Nie rób cyrku, lepiej już chodźmy, mam dość na dzisiaj - westchnął i chciał skierować się do wyjścia, jednak w porę złapałem go za rękę, uniemożliwiając oddalenie się. Rzucił w moją stronę rozzłoszczone spojrzenie i wiedziałem, że długo już nie wytrzyma.
- Śmiało, uderz mnie, zrobi ci się lepiej.
- Nie będę cię bił, niby w jaki sposób ma mi to pomóc?! - Irytacja w jego głosie gwałtownie wzrastała z każdym słowem, które opuszczało jego usta.
- Powiedziałeś, że chcesz mnie przytulić, a jednocześnie, cytuję masz ochotę naprostować mi ten nos, który zresztą sam złamałeś więc proszę bardzo. Najpierw się wyżyjesz, a potem przytulimy się jak za dawnych czasów. To będzie dobra lekcja przyjaźni i dla ciebie i dla mnie.
- Przestań pierdolić głupoty, chodźmy już - burknął pod nosem i chciał odejść, jednak znowu pociągnąłem go do tyłu.
- Nie pójdziemy stąd dopóki mi nie przywalisz! - Widziałem w oczach Milesa, że poziom jego irytacji osiągnął właśnie maksimum. Wiedziałem, że w końcu to zrobi, ale nie sądziłem, że zrobi to tak mocno i na dodatek wpadnie w jakiś szał. - Dobra! Już wystarczy, dostałem za swoje!
Złapałem go za nadgarstki i spojrzałem mu w oczy, czekając aż się uspokoi. Kiedy zaprzestał już prób zabicia mnie wzrokiem, przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem.
- Już ci lepiej? - Spytałem.
- Trochę, ale przywaliłbym ci jeszcze raz - mruknął pod nosem, jednak zaraz zaczął się śmiać.
- Jeżeli spróbujesz znowu to zrobić, tym razem będę się bronił - odpowiedziałem, przytulając go mocniej. - Bierzemy pizzę na wynos i wracamy?
- Potrafisz poprawić człowiekowi humor. - Poklepał mnie po plecach i w podskokach pobiegł wzdłuż korytarza, szukając jakiejś dobrej pizzerii.
~~*~~*~~
- Jules, ja.. ja już dłużej nie dam rady - jęknął Miles i mogę przysiąc, że niewiele brakowało do tego, by się popłakał.- Już blisko, dasz radę - odpowiedziałem, zakręcając w drogę prowadzącą prosto do Morgan University.
- Nie mogę, Jules ja.. nie poradzę sobie - załkał, opierając głowę o szybę. - To jest zbyt trudne, nie wiem jak ludzie potrafią dać sobie radę z czymś takim.
- Miles... rozumiem, że jesteś głodny, a tą pizzę czuć w całym samochodzie, ale nie musisz popadać w depresję.
- Ale czy ty czujesz ten niebiański zapach?! - Jęknął odwracając się i przyglądając dwóm opakowaniom pizzy leżącym na tylnym siedzeniu. - Tatuś zaraz się wami zajmie.
Pokręciłem głową, uśmiechając się pod nosem. Tylko Miles potrafił rozmawiać z jedzeniem i popłakać się, gdy nie mógł go zjeść, a dostał całkowity i niepodważalny zakaz spożywania czegokolwiek w samochodzie Camilli.
Chłopak nie potrafił normalnie usiedzieć, gdy wjeżdżałem już na teren parkingu.
- Twój, czy mój pokój? - Spytał, odpinając pasy.
- Mój - odpowiedziałem.
- Okej, ale za to ja wybieram film. - Puścił mi buziaka w powietrzu i wręcz wyskoczył z samochodu. Pierwsze co zabrał pudełka z pizzą z tylnego siedzenia i pobiegł do akademika o mało nie przewracając się na śliskich schodach.
Odpiąłem pas i wysiadłem, mając nadzieję, że nie będzie tutaj tak ślisko, jak to wygląda. Powoli doczłapałem do schodów i nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem Miles dał radę biec po takim lodzie. Wszedłem na górę i dopiero teraz zacząłem się zastanawiać, kiedy chłopak zdążył zabrać mi klucze od pokoju. W całym korytarzu unosił się zapach pizzy, więc nie zdziwię się, jak w moim pokoju pojawi się kilka osób. Na szczęście nikogo nie zdążył jeszcze przywieść zapach tego niebiańskiego posiłku, a Miles siedział już na łóżku z laptopem na kolanach.
- Wiem, że kochasz Piratów z Karaibów, więc czuj ten zaszczyt i nie przyzwyczajaj się, że podczas wybierania filmu biorę pod uwagę to, co lubisz.
- Okej - odpowiedziałem i odwiesiłem kurtkę na krześle, a buty rzuciłem gdzieś pod biurko. Matko boska, jak my daliśmy radę przejechać taki kawał drogi, bez zjedzenia tej pizzy! Jej zapach unosił się w całym pokoju, a Miles jak gdyby nigdy nic siedział obok zamkniętych pudełek.
Rozłożyłem się wygodnie na łóżku, a chłopak ustawił laptopa pomiędzy nami.
- Myślisz, że to odpowiednia chwila? - Spytał poważnym tonem.
- Najlepsza, żeby otworzyć pizzę.
Miles?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz