poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od Imanuelle C.D. Zaina

Spojrzałam na Zaina, który od dobrych kilku minut wpatrywał się we mnie. Spuściłam spojrzenie, aby później z uśmiechem zawstydzenia ponownie je unieść.
- O co chodzi? - zapytałam w końcu, a on się tylko uśmiechnął podchodząc do mnie i wierzchem dłoni otarł mój policzek.
- Miałaś na nim mąkę - wyjaśnił, a ja uniosłam brew i powoli pokiwałam głową. - Naprawdę!
- Zain? - zapytałam chłodno, powstrzymując uśmiech.
- Naprawdę... Przecież jest bardzo miłym i grzecznym chłopcem - odparł, ja delikatnie przyciągnęłam go do siebie za skrawek koszulki i pocałowałam.
- Jasne, panie Malik - zmrużyłam oczy, przyglądając mu się.
- A czy ja panią kiedykolwiek okłamałem?
- Tego jeszcze nie wiem, ponieważ jak doskonale wiemy, znamy się na tyle króciutko, że nawet, jeśli mnie okłamałeś, to to kłamstwo jeszcze nie wyszło na jaw - wyjaśniłam wzruszając ramionami.
- O nie! To kłamstwo i okropne oszczerstwo, względem mojej osoby! - krzyczał.
- Niemożliwe... i co się ze mną stanie za dokonanie takiego przestępstwa? - zapytałam, tym razem lekko się śmiejąc.
- Kara będzie dotkliwa i straszliwa... - odparł, odchodząc ode mnie i stając przy oknie.
- Ale ja jestem zbyt delikatna na takie straszliwe kary... - zauważyłam, odwrócił się tyłem do okna i oparł o parapet.
- Było o tym myśleć wcześniej - wzruszył ramionami podobnie, jak ja wcześniej. Wstałam od stołu, stanęłam pod nim i wsunęłam dłonie pod jego koszulkę, sunąc nimi w górę, po jego brzuchu.
- Naprawdę nic nie da się zrobić? - zapytałam z trwogą w głosie.
- Ja nie widzę innego wyjścia poza karą... - twarda sztuka, chociaż nie dało się nie zauważyć tych kącików ust, które powoli unosiły się ku górze.
- A... jakbym jakimś pięknym cudem... może... zapomniała o tym, co powiedziałeś wtedy na siłowni? - zmrużył oczy.
- Nieee... - skrzywił się w niepewności. - Nie wierzę w to... Nie... To do ciebie zbyt niepodobne...
- Widać nie doceniasz siły mojej woli - zachichotałam. - Widzisz ona działa cuda. Dosłownie, wszystko mogę dzięki niej zrobić... Na przykład zmusić jednego przystojnego pana, żeby przestał marudzić i straszyć mnie karą... Bo ja się nie boję...
- Nie? - zmarszczył brwi. - Tak wcale?
- To ja jestem u siebie i to ja mam wujka Petera jako ochroniarza - uśmiechnęłam się najbardziej słodko, jak tylko potrafiłam, a on od razu się naburmuszył.
- Nie musisz mi o tym przypominać... Może nie powinienem zostawać... - zaczął się niby poważnie zastanawiać.
- Aż tak się go boisz? - zapytałam. Oczywiście miało to na celu wjechanie mu na ambicję i przyznaję się do tego. Nabrał powietrza do ust, wydął policzki i spojrzał na mnie chyba najbardziej morderczym wzrokiem, jaki mógł tylko z siebie wykrzesać.
- Ja się go nie boję - oświadczył pewny siebie.
- Tak, a to mi trzęsą się nóżki i nie mogę wykrztusić z siebie całego słowa...
- Nie boję się go!
- Jeśli tak - poprawiłam mu włosy i uśmiechnęłam się. - To mieszkam dwa pokoje od ciebie...
Nie było dane mu odpowiedzieć, ponieważ do domu weszła niania. Od razu odsunęłam się od chłopaka i ponownie siadłam przy stole. Weszła do kuchni z miną, która wyrażała podejrzewanie mnie o właściwie wszystko. Zabójstwo, ludobójstwo, seks na jej stole, zburzenie połowy jej kuchni... Przekręciłam głowę, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- To robiliście przez ten czas? - zapytała podejrzliwie.
- Gotowaliśmy... właściwie to piekliśmy - odparłam.
- Co piekliście?
- Ciasto cytrynowe z makiem - powiedział pewnie Zain, stając za mną i opierając dłonie o oparcie krzesła, na którym siedziałam. - Podobno pani lubi...
- To prawda, lubię - powoli na jej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech. - Naprawdę coś upiekliście?
- To taki prezent... ode mnie - odparłam. - Za wszystko...
- Moja dziewczynka kochana! - krzyknęła i ze łzami w oczach, które po chwili zaczęły spływać jej po policzkach, porwała mnie z krzesła i mocno przytuliła mnie do siebie. - Jesteś moim największym działem - odparła. - Moim największym i najbardziej perfekcyjnym dziełem. Kwintesencją arystokracji i człowieczeństwa...
- Nianiu - odparłam, delikatnie gładząc jej plecy.
- Nikt nigdy mi się nie odwdzięczył w ten sposób, a zawsze tylko o to prosiłam cichutko. Nie potrzeba mi pieniędzy... Mam je, wystarczy mi, a zawsze chciałam tylko chwili waszej uwagi. Uwagi moich drugich dzieci - powiedziała i wreszcie mnie puściła. - No dobrze... Trochę się rozkleiłam. Teraz za to musicie usiąść ze mną i opowiedzieć mi wszystko.
- Wszystko? - zapytał Zain.
- Tak. Znaczy Imanuelle o tym co się u niej działo, a ty o sobie. Oczywiście to, czym będziesz chciał się podzielić. Widzisz jestem bardzo ciebie ciekawa, ponieważ jesteś pierwszym chłopakiem, którego przedstawiła mi oficjalnie ta ślicznotka - przyznała.
- Nianiu! - jęknęłam, zerkając niepewnie na Zaina.

~ * ~

- To było naprawdę miłe z jej strony - odparł Zain, kiedy dotarliśmy do rzeki. Płynęła ona niedaleko mojego domu i to jej brzegiem mieliśmy do niego dojść.
- To było miłe może dla ciebie, ale ja się poczułam lekko zażenowana - odparłam. Kłóciliśmy się od samego wyjścia z domu niani, a końca nie było widać.
- Byłaś zażenowana tym, że byłem pierwszym, który dostąpił zaszczytu poznania pani Kate Armstrong? - zaśmiał się lekko, chyba nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- To nie o to chodzi... Tylko... - przerwałam, bo właściwie sama nie byłam pewna, co chcę powiedzieć.
- Tylko... - objął mnie ramieniem i wyszeptał mi to do ucha.
- Cóż... żaden z moich poprzednich, dokładnie dwóch chłopaków, nawet nie pomyślał, żeby zainteresować się tą sferą mojego życia.... - odparłam.
- Więc byłem pierwszy? - zapytał, łapiąc mnie w pasie i przewracając się na śnieg, puściłam Jelly'ego, który radośnie zaczął biegać wokół nas.
- A pierwszy... - przyznałam, odgarniając jego włosy, które opadły mu na twarz. Uśmiechnął się szarmancko.
- Szczerze powiedziawszy, to kocham być pierwszy... we wszystkim - odparł przybliżając swoją twarz do mojej.
- W reszcie związkowych kategorii... Raczej pierwszy nie będziesz pierwszy - odparłam, a on sekundę później mnie pocałował, a właściwie tylko słodko cmoknął w usta.
- Trzeci? - uśmiechnął się, a je go odepchnęłam i szybko poderwałam się na nogi. Zaczęłam uciekać, a kątem oka zobaczyłam, że Jelly biegnie zaraz obok mnie. Jak się okazało, nie tylko on, ponieważ zaraz zostałam złapana w pasie i powalona na ziemię. Zain, odwrócił mnie tak, że leżałam na plecach i usiadł na wysokości moich bioder. - Teraz mu nie uciekniesz...
- Grzeczny chłopiec tak? - zapytałam lekko ironicznym tonem.
- Dokładnie. Przystojny, miły, grzeczny...
- Mmmmm inteligentny i zawsze można na tobie polegać... Kobieta twojego życia padnie na kolana - odparłam.
- Jak na razie... To leży - uśmiechnął się.
- Boże... i jeszcze podrywacz mi się trafił - westchnęłam, przymykając oczy i się uśmiechając.
- Ja podrywacz? Nie... Nie muszę już nikogo podrywać - kiedy otworzyłam oczy, puścił mi oczko i po chwili pocałował, tylko tam razem porządnie, a nie tak niewinnie.
- Cieszę się, że znalazłeś sobie kogoś - zaśmiałam się, po chwili ponownie przybrałam poważną minę.
- Też się cieszę...
- Ładna chociaż? - zagadnęłam.
- Najładniejsza - odparł.
- Ale wiesz, że jak będę chora, to wujek wszystko zrzuci na ciebie i zakopie cię żywcem w ogródku?
- Żywcem? - odparł przerażony, a ja po chwili zaczęłam się głośno śmiać, nie mogąc się powstrzymać, widząc minę chłopaka. - To nie zabawne.
- Jak patrzę ja twoją przerażoną minę to owszem, strasznie zabawne. Aż śmiertelnie - śmiałam się w najlepsze. Chciał się zerwać na równe nogi, ale złapałam go na nadgarstek, więc pomógł mi wstać razem z sobą.
- To nie jest zabawne - odparł poważnie.
- To przepraszam - powiedziałam cichutko i oplotłam jego szyję ramionami i mocno przytuliłam się do niego, delikatnie mnie podniósł, ponieważ jednak byłam nieco niższa. - No przepraszam Javadd.
- Javadd, jak to wypowiadasz... przechodzą mnie ciarki - wyszeptał mi do ucha.
- W takim razie zatrzymam to, na specjalne okazje - odparłam. - Wracajmy...
- No nareszcie! Myślałem, że nigdy tego nie powiesz - powiedział i postawił mnie na ziemi.
- Oj nie przesadzaj - złapałam smycz Jelly'ego, a drugą dłoń splątałam z dłonią Zaina.
- Zamarzam tutaj!
- Kwestia genów widać - zachichotałam i pociągnęłam go w stronę domu, który wbrew pozorom był już bardzo blisko. Po kilku minutach staliśmy po drzwiami, gdzie otrzepaliśmy się ze śniegu i weszliśmy do środka. Uderzyło we mnie przyjemne ciepło i zapach pierników płynący z salonu. Śmiejąc się z Jelly'ego, który nagle zaczął gonić swój ogon, zdjęliśmy kurtki.
- Dzień dobry - aż podskoczyłam, słysząc nieoczekiwanie głos wujka Petera.
- Wujku - uśmiechnęłam się do niego. - Zain u nas zostanie na kilka dni, to postanowione.
- Skoro... postanowione, - wycedził to przez zęby - to nie mam nic do powiedzenia?
- Zastanówmy się... mój dom, moja młodość, moje życie, mój szczeniak jak prezent, mój znajomy, a właściwie mój przystojny i miły znajomy.... Tak. Nie ma nic wujek do powiedzenia - podeszłam i cmoknęłam go w policzek. - Chodź Zain - odparłam kierując się w stronę salonu. - Mam jeszcze sporo prezentów do rozpakowania i nie obraziłabym się, gdybyś mi pomógł.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz