sobota, 13 stycznia 2018

Od Imanuelle C.D. Zaina

Westchnęłam delikatnie się krzywiąc. Objęłam go w pasie, wtulając twarz w jego szyję, od której biło niebywałe ciepło. Zaczął gładzić mnie po włosach.
- I muszę nieść tę ciężką torbę? - mruknęłam.
- Właściwie to walizka - odparł.
- Walizki nie jeżdżą po śniegu - jeszcze mocniej wbiłam twarz w jego szyję.
- Mówiłem, żebyś nie brała zbyt wielu niepotrzebnych rzeczy - że jak? Że niepotrzebne? O nieeee... Odsunęłam się od niego raptownie, a on posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
- Twierdzisz, że jakakolwiek rzecz, którą wzięłam jest niepotrzebna? - skrzyżowałam ręce. Przez długą chwilę zastanawiał się nad w miarę najbardziej dyplomatyczną odpowiedzią.
- Może nie niepotrzebne... ale po prostu jest spore prawdopodobieństwo, że nie przydadzą ci się w tak zimnym otoczeniu - odparł. Uniosłam brew, prychając.
- Przecież w domku będzie mi cieplutko, a oczekuję co najmniej co drugi dzień romantycznej kolacji, pięknie sfinalizowanej - puściłam mu oczko, a na jego ustach pojawił się uśmiech, który z sekundy na sekundę stawał się coraz większy. - Tylko się nie zapędzaj w tych swoich fantazjach.
- Ja? Nieee....
- Jasne. Demoralizujesz mnie - zmrużyłam oczy, po czym złapałam za walizkę. - To którędy mam iść?
- Proszę za mną - odparł wyprzedzając mnie.
Kiedy znaleźliśmy się niedaleko miasteczka, szło mi się już lepiej. Tutaj śnieg był trochę zgarnięty, jednak przede wszystkim ubity. Widok kolorowych kamieniczek, lampeczek i ciepłego światła bijącego z okien, które wychodziły na ulicę, był niesamowity. Już wiedziałam, że to będzie jeden z najbardziej przekonywujących powodów, żeby polubić zimę. Zain poprowadził do jednej z małych kawiarenek, która była urządzona w przytulnym, górskim stylu. Postawiliśmy z boku bagaże, a ja wybrałam stolik przy samej szybie, żebym mogła podziwiać widok na ulicę.
- Przy szybie? - skrzywił się Zain. Zerknęłam na niego i niepewnie pokiwałam głową.
- Chcę popatrzeć... Palą się tylko świece, więc może nagle nie pojawi się tutaj rój reporterów... Ale jeśli nie chcesz, to możemy się przesiąść - zapewniłam, wstając. Jednak ubiegł mnie siadając naprzeciwko i ujmując mojego dłonie w swoje.
- Nie trzeba - uśmiechnął się. Po chwili zamówił dla nas kawę z cynamonem. Pachniała tak niesamowicie... a smak... Cóż to była za ambrozja dla mojego przemarzniętego gardła. Za to jedna z moich dłoni nadal spoczywała na niego, objęta placami Zaina. Uśmiechnęłam się, patrząc na ulicę. Chciałabym mieszkać w takim miejscu, gdzie nikt by nas nie zauważał, ponieważ po jakimś czasie przestaliby zwracać na nas uwagę, przyzwyczailiby się.
Kuzyn Zaina odebrał nas prosto z kawiarni, lamentując wniebogłosy, jak to ta jego teściowa denerwuje i stresuje, że już są rok po ślubie, a ona nadal sprawdza go jakby był tylko potencjalnym, a może nawet niepotencjalnym kandydatem, na męża jej córki. Później wdał się w żywą dyskusję z Zainem, z której tak naprawdę mało zrozumiałam, ponieważ byłam całkowicie nie w temacie, więc po prostu zajęłam się oglądaniem widoków. W końcu po dobrych dwudziestu minutach od wyjścia z kawiarni, stanęliśmy przed dosyć pokaźnym domem Zaina. Cały drewniany, w ładnym górskim stylu, do tego z widokiem na jezioro, jak się okazało nieco później.
Chłopcy wyrwali do przodu, ja szłam nieco z tyłu, kiedy dostałam telefon. Zerknęłam na wyświetlacz, numer był nieznany.
- Słucham? - zapytałam niepewnie.
- Imanuelle, moja droga! - ktoś krzyknął do słuchawki, dopiero po chwili w tym krzyku rozpoznałam Harry'ego.
- Harry?
- No a kto inny?! - prychnął. - Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Jutro Zain ma urodziny, jasne?
- Raczej tak, to niezbyt trudne gramatycznie zdanie - mruknęłam. - Ale mówisz mi to tylko po to, żeby mnie oświecić?
- Oczywiście, że nie! - krzyknął, a w tle usłyszałam Isabelle, która krzyczała, żeby na mnie nie krzyczał.
- Więc?
- Plan jest taki. Urządź mu jakieś miłe urodzinki - tu zaczął się śmiać, a później dostał pewnie po głowie od Issy, ponieważ jęknął. - Ale, dam ci numer do takie jednego pana Lewisa Draxlera, który jest jego najlepszym przyjacielem. Powie ci jaki zegarek ma Zain dostać na urodziny, ponieważ to jego obserwacje z całego ostatniego roku. Kwotą podzielimy się na trzy. Jednak najważniejsze...
- Coś jeszcze? - westchnęłam, a słysząc tę ciszę, zaczęłam chichotać.
- Ale mnie przestraszyłaś - mruknął. - Najważniejsze, to rozmowa. Ponieważ my jesteśmy w Anglii, Lewis i Hailey w Irlandii, a wy.... w bliżej nieokreślonym miejscu, jak podejrzewam, więc musi się ona odbyć przed Skype'a. To jego najbliżsi przyjaciele, a to jedne z rzadkich okazji, kiedy nie jesteśmy razem na jego, czy czyjeś inne urodziny...
- To przeze mnie... - szepnęłam.
- Nie. Nie mów tak! To nie o to chodzi! To przede wszystkim przed Lewisa, który zmajstrował Hailey dziecko - tutaj znowu zaczął się śmiać i znowu oberwał. Zachichotałam. - Więc, my utworzymy grupę, wszystko wyjdzie, a twoim zadaniem później będzie tylko włączenie Skype'a.
- Później, czyli tak mniej więcej kiedy? - zapytałam, a odpowiedziała mi cisza.
- Napiszę ci - zapewnił.
- Tylko nie zapomnij... - westchnęłam.
Zaina znalazłam... w sypialni, gdzie znajdowało się dosyć spore łoże... Tak właściwie to ogromne łoże małżeńskie. Leżał na nim i kiedy weszłam uniósł się, żeby na mnie spojrzeć i się uśmiechnąć. Przewróciłam oczami, gdy zaczął poruszać brwiami, a on po chwili wybuchnął śmiechem. Co za zbereźnik. Z kim ja tutaj przyjechałam? Wyjdzie na to, że będę uciekać do łazienki, ponieważ przynajmniej tam mogłam się przed nim zamknąć. Po chwili zmarszczyłam brwi.
- Właściwie, to korci mnie, żeby zapytać, czy będę twoją pierwszą kobietą, śpiącą w nim... - odparłam, ku jego niezadowoleniu i skrzywieniu. - Ale... Nie zrobię tego. Nie chcę wiedzieć. Ja też miałam chłopaków, może nie powalającą liczbę, ponieważ dwóch, jednak również wolałabym, abyś nie pytał o takie szczegóły, więc... udam, że wcale mi to nie chodzi po głowie i teraz rzucę się na ciebie, dobrze?
- Będę łapać - wysunął przed siebie ręce, a ja przebiegłam cały pokój i skoczyłam.

 ~~~**~~*~~**~~

- Powiesz mi gdzie idziemy? - westchnął zasuwając suwak mojej sukienki. Objął mnie w talii i położył podbródek na ramieniu, czekając na odpowiedź.
- Przecież mówiłam, że na obiad - odparłam, sięgając po czarny żakiet.
- To dlaczego jesteś tak elegancko ubrana? - uniósł brew.
- Jestem normalnie ubrana, ale nie mam nic poza żakietem, ponieważ nie dałeś mi zabrać niczego innego - mruknęłam. - A zresztą twój sweterek raczej nie jest szalenie elegancki. Tylko taki normalny. Jak na dobry obiad, w dobrej restauracji.
- Skąd wiesz, że tutaj są dobre restauracje? - zmrużył oczy, a ja westchnęłam.
- Bo zapytałam wczoraj o to Simona?
- Jasne - mruknął, puszczając mnie. Krzyknął jeszcze tylko, że idzie odpalić samochód i zapadła cisza. Założyłam spokojnie żakiet, poprawiłam ostatni raz włosy, po czym ubrałam kozaki i zimowy płaszcz, po czym również wyszłam, zamykając za nami drzwi.
Restauracja Lois Stern, znajdowała się mniej więcej w centrum, jednak musiałam włączyć mapy, żeby móc dokładnie pokierować Zaina, nie mówiąc mu, dokąd jedziemy. Kiedy stanęliśmy niedaleko miejsca "naszego przeznaczenia", on nagle zaczął się śmiać.
- Coś mi to przypomina - odparł, a ja się uśmiechnęłam na wspomnienie tamtego wieczoru.
- Może to nie Clos Maggorie, ale też nie jest źle - powiedziałam, po chwili wyciągając się ku niemu, żeby go pocałować. Po kilka minutach weszliśmy do niewielkiego, lecz przestronnego pomieszczenia, które było gustownie i przemyślanie urządzone. Ogromne okna wpuszczały do środka dużo światła. Całkiem ładnie i smacznie, co stwierdziłam już po drobnej przekąsce.
Kiedy ponownie znaleźliśmy się na zewnątrz, uderzył w nas mały powiew wiatru, wzdrygnęłam się, a Zain od razu objął mnie ramieniem.
- Może się przejdziemy trochę? Jeśli chcesz i jeśli to nie problem... - odparłam cicho, a on uśmiechnął się.
- Żadna twoja prośba nie jest problemem, co najwyżej rozkazem, który ja powinienem spełnić.
- Jako mój sługa? - zachichotałam.
- Jako twój rycerz - mruknął, nachmurzając się.
- Książę z bajki? - uniosłam brew, a on od razu się rozchmurzył. - Nie! Taki Alladyn...
- Zawsze musisz mnie denerwować?
- Trochę muszę - pocałowałam go, a jakieś dwie dziewczyny się ze nami obejrzały. - To jak przyprawa w daniu... Chodźmy może.
- Też tak myślę... w sensie chodźmy - pociągnął mnie w stronę placu, który majaczył przed nami. Te kolorowe budynki nadawały miastu niesamowitego uroku. Przed kościołem wydzielony był kawałek placu, na którym znajdowało się lodowisko. Kocham lodowiska. Kocham łyżwy!
- Lodowisko - pisnęłam ucieszona, ale zrzedła mi mina, kiedy zobaczyłam skrzywienie na twarzy Zaina. - O co chodzi?
- Nie lubię łyżw... - mruknął. - Mam... złe.... nie. Mam okropne wspomnienia, związane z nimi.
- Naprawdę? - odparłam smutno.
- Cóż... możemy...
- Nie. Nie pójdziemy na lodowisko - powiedziałam twardo. - Nie chcę nawet, żebyś na nie patrzył, skoro masz okropne wspomnienia związane z nim - pociągnęłam go z powrotem.
- Ale...
- Nie ma ale!

~~**~~

Zain od razu po zdjęciu płaszcza skierował się do kuchni. Zrobiłam to samo i zniknęłam na chwilkę w salonie, aby później również skierowałam się w tamtą stronę. W środku brunet czekał już na mnie z dwoma kieliszkami z winem. Uśmiechnęłam się, powoli podchodząc bliżej i wyciągając dłoń po kieliszek. Jedną ręką Zain przyciągnął mnie do siebie.
- To co teraz robimy? - wymruczał mi do ucha, przygryzłam dolną wargę.
- Może najpierw... się napijmy - odparłam po chwili i uśmiechnęłam się. Stuknęliśmy się kieliszkami, a kiedy on uniósł swój do ust, dodałam: - Twoje zdrowie Zain - również upiłam łyka.
- Co? - zmarszczył brwi, a ja nic nie mówiąc pociągnęłam do w stronę salonu i usiedliśmy na kanapie.
- A teraz.... mała niespodzianka - włączyłam Skype'a i nagle oblała nas fala głosów, które po chwili, kiedy jakiś chłopak krzyknął, a wywnioskowałam, że to był Lewis, zaczęły śpiewać Zainowi sto lat, a ja dołączyłam się do nich.
- Nie wierzę - skrzył twarz w dłoniach, a oni znowu zaczęli mówić na raz, że nie można było nic zrozumieć.
- Nie uwierzysz, jak otworzysz - odparłam podsuwając mu czarne pudełko, a u nich zapadła cisza.
- A ja przepraszam bardzo, ale kto tam jest? - zapytał chłopak... Lewis.
- Lewis - jęknęła jego dziewczyna.
- Jako miłość jego życia, najlepszy przyjaciel i przyszywany brat mam prawo wiedzieć! - bronił się. Zerknęłam na Zaina, mając nadzieję, że on mnie z tego jakoś wyciągnie....

Zain?
Prawie zdążyłam do północy XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz