czwartek, 4 stycznia 2018

Od Julesa cd. Victorii

- Ależ proszę, Urwisie. - Uśmiechnąłem się, przepuszczając dziewczynę przodem. Wywróciła jedynie oczami i weszła do środka, zajmując ostatnie wolne siedzenia. Odszukałem wzrokiem Milesa, który zdążył już usiąść z Joshem, a Camilla zajęta była rozmową z jedną ze swoich koleżanek. Spojrzałem na Victorię i usiadłem obok niej.
- Chyba będziesz na mnie skazana przez caałą podróż. Tylko.. ja siedzę przy oknie. - Zmarszczyłem brwi, wpychając się na swoje miejsce. Oczywiście nie obyło się bez przepychanki, bo dziewczyna nie miała w planach szybko odpuścić tak luksusowego siedzenia z widokiem na.. drogę.
- Nienawidzę cię, Montclare - mruknęła.
- Od nienawiści do miłości jeden krok. - Uśmiechnąłem się, opierając głowę o zimną szybę. Znając mnie, pewnie zasnę zanim autobus zdąży ruszyć.
- Chyba na odwrót - burknęła pod nosem, podłączając słuchawki do telefonu. Już po chwili nie obchodziło jej nic, co działo się dookoła. Zajęła się jedynie słuchaniem muzyki. Oparła głowę o oparcie fotela i przymknęła oczy. Miałem ochotę trochę jej podokuczać, ale.. sen nadszedł tak szybko.
Nie znałem kompletnie dokładnego planu wycieczki i nie wiem, czy był w ogóle udostępniony on dla uczniów. Wiedziałem, co będziemy robić, ale kiedy nie za bardzo. W sumie niezbyt mnie to obchodziło, jechałem tylko dlatego, że było to obowiązkowe. Obudziłem się, a raczej Vicky obudziła mnie solidnym kopniakiem, gdy byliśmy już na miejscu. Nasza podróż nie trwała zbyt długo, podejrzewam, że mieściła się w granicach godziny.
- Posłuchajcie mnie chwilę! - Zawołała pani Stewart widząc, jak wszyscy od razu poderwali się z miejsc. - Wychodzimy spokojnie, bierzemy swoje bagaże i zatrzymujecie się przed wejściem do motelu, ja załatwię wszystkie sprawy i rozdzielę wam pokoje!
Jestem prawie pewny, że połowa osób nie usłyszała, co mówi i po prostu wybiegła na zewnątrz. Czyli jednak niektórzy cieszą się z wycieczki. Westchnąłem ciężko i poczekałem, aż wszyscy opuszczą autobus. Victoria też nie miała zbytniej ochoty przepychać się ze wszystkimi tylko po to, by szybciej opuścić pojazd, w końcu i tak będziemy musieli czekać na panią Ruby.
Wyszliśmy jako ostatni, a pani Stewart już wyszła z budynku, trzymając w rękach pęk kluczy. Pokoje były różne, dwu, trzy i czteroosobowe. Nie umawiałem się z nikim wcześniej, więc spokojnie poczekałem do końca, było mi to szczerze obojętne z kim trafię. W międzyczasie Camilla wzięła klucz od dwuosobowego i zabrała ze sobą Victorię. Mi został ktoś, na kogo nie miałem większej ochoty trafić i podejrzewam, że z wzajemnością. Gdy William wziął klucz od naszego pokoju, Vicky zaśmiała się głośno, a ja od razu domyśliłem się, że będzie wesoło.
Weszliśmy do pokoju, rozpakowaliśmy się, chociaż nie mieliśmy zbyt dużo rzeczy, w końcu to tylko trzy dni. Pomijając przeszywające spojrzenia chłopaka na mnie, muszę przyznać, że nie było tak źle. Od początku domyślałem się, że za mną nie przepada, ale szczerze, niezbyt mnie to obchodziło. Czy mnie lubił, czy nie, zmuszony był spędzić ze mną te jakże cudowne trzy dni i nie ukrywam, że dla mnie też nie była to żadna przyjemność.
~~*~~*~~
Pierwszą "atrakcją" był wykład dotyczący jeździectwa naturalnego i sposobów pracy z koniem. Sam temat bardzo mnie zainteresował, jednak wykonanie było okropne. Prowadzący tak przynudzał, że zasnąłem po pierwszych dziesięciu minutach. Na jutro zaplanowane były zajęcia praktycznie, więc może chociaż to im lepiej wyjdzie i nikt nie będzie musiał urządzać sobie drzemki. Najgorszym pomysłem na wieczór był ten nieszczęsny basen. Całe szczęście, że znajdował się w dużej galerii, więc zawsze miałem plan awaryjny, co innego mógłbym w tym czasie robić. Nie informowałem nikogo, bo po co. Po prostu poszedłem z całą grupą, a gdy tylko znaleźliśmy się na terenie galerii, udałem się w inną stronę.
Co tu robić?
Byłem zmęczony, jak zawsze z resztą, więc najchętniej wróciłbym do motelu. Rozejrzałem się trochę po sklepach i... kawa. Proszę, uratuj mi życie. Skierowałem się w stronę Starbucksa, jednak zanim zdążyłem tam wejść, dostrzegłem Vicky idącą w moją stronę. Gdy mnie zauważyła, wywróciła jedynie oczami i już chciała zawrócić.
- Za późno, widziałem cię! - Zaśmiałem się, pokonując dziejący nas dystans. - Czyżby pani Grant samowolnie opuściła element wycieczki? Nie ładnie.
- A pan, panie Montclare? - Uniosła brwi.
- Mniejsza z tym. - Uśmiechnąłem się. - Co powiesz na kawę, ja stawiam.
- Chyba powinnam to najpierw dobrze przemyśleć, ale.. - przerwała, rozglądając się dookoła - chyba ktoś mnie woła.
Zrobiła krok w przeciwnym kierunku, jednak w porę zdążyłem złapać ją za rękę. 
- Oj przestań, to tylko kawa. Chyba, że chcesz żeby było to coś więcej niż tylko kawa. 
- Jules.. raczej nie jesteś w moim typie. - Uśmiechnęła się.
- Chodziło mi o jakieś ciastko do kawy, ale skoro wolisz rozmawiać na poważniejsze tematy... - zaśmiałem się, a dziewczyna burknęła coś pod nosem. 
- Dobra, chodźmy już na tą kawę, ale więcej się nic nie odzywaj - westchnęła i wyrwała rękę z mojego uścisku. - Ii.. nie dotykaj mnie. 
- Oczywiście, księżniczko. - Uśmiechnąłem się, unosząc obie dłonie do góry. Dziewczyna wywróciła oczami i udaliśmy się razem do kawiarni.
- Średnia waniliowa latte - odezwała się, zajmując miejsce przy stoliku. Kiwnąłem głową i poszedłem od razu złożyć zamówienie. Gdy wróciłem do stolika, Victoria właśnie skończyła rozmawiać przez telefon. - Zorientowali się, że nas nie ma.
- I? - Uniosłem brwi.
- William mówi, że coś naściemniał i jest w porządku. - Wzruszyła ramionami.
- A teraz tak serio, czemu tak nie chciałaś iść na basen?
- A ty?
- Pierwszy spytałem. - Uśmiechnąłem się.
- Już ci mówiłam, że...
- Nie musisz mi wciskać kitów o higienie na basenie, przecież wiem, że masz inny powód. - Wywróciłem oczami, a po chwili zjawiła się kelnerka, która podała nam kawę.
- Nie lubię pływać. - Wzruszyła ramionami. - A nie miałam w planach bawić się w baseniku dla dzieci. - Nie byłem pewny, czy mówiła prawdę, ale zabrzmiała przekonująco. - A ty?
- Em.. nie umiem pływać - odpowiedziałem, nie wiedząc, co innego mógłbym wymyślić. Pomińmy fakt, że przed wypadkiem przynajmniej raz w miesiącu brałem udział w zawodach pływackich. Kto jak kto, ale Victoria na pewno o tym nie wie i nie musi.
- Jasne, gdyby to było prawdziwym powodem, powiedziałbyś od razu - prychnęła i wzięła łyka swojej latte.
- Ty mi nie powiedziałaś wcześniej prawdy, to ja też. - Wzruszyłem ramionami. - Zresztą, pomińmy już ten temat basenu.
- Tak będzie najlepiej. - Zmarszczyła brwi.
- Zdejmij te okulary, błagam cię. Wiesz jakie to irytujące?
- Wiem i chociażby dlatego postanowiłam ich nie zdejmować. - Uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się, że chociaż w małym stopniu mogła zrobić mi na złość.
- Obiecuję, że kiedyś ci je zabiorę i schowam - westchnąłem, biorąc łyka gorącej kawy.
- Obiecuję, że na to nie pozwolę.
~~*~~*~~
Powrót do motelu zaplanowany był na godzinę ósmą wieczorem, jednak z faktu, że większość uczniów chciała pójść jeszcze na zakupy w galerii handlowej, wróciliśmy około dziesiątej. Dopadło mnie ogromne zmęczenie, a i tak musiałem czekać na łazienkę, bo William pierwsze co, po tym jak wpadł do pokoju, to złapał swoje rzeczy i pobiegł wziąć prysznic. Przyzwyczaiłem się już do takiego czekania, bo zwykle nie udawało mi się wyprzedzić Camilli. Normalnie nie biega zbyt dobrze, ale jeżeli chodzi o kolejkę do łazienki.. rodzi się w niej maratończyk i dodatkowo jakiś bokser. Nie raz oberwałem od niej, gdy próbowałem jako pierwszy dostać się do toalety. 
Po jakiejś godzinie doczekałem się swojej kolejki. Obawiałem się, że zaraz zasnę pod prysznicem, a spanie w brodziku raczej nie należy do najwygodniejszego. Wychodząc owinąłem się w pasie białym ręcznikiem i dopiero teraz zauważyłem, że jak zwykle nie zabrałem ze sobą nic do przebrania. Westchnąłem ciężko i zaraz po umyciu zębów, wróciłem do pokoju, żeby wyjąć coś do ubrania z torby. 
- A tobie co się stało? - Spytał Will, gdy tylko mnie zobaczył. Serio aż tak rzuca się to w oczy? Pewnie by się tym nie zainteresował, gdyby nie fakt, że często widuje mnie ze swoją siostrą i no.. nie lubi mnie. 
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - mruknąłem w jego stronę i położyłem torbę na łóżku, próbując znaleźć coś do ubrania. 
- Trudno, pójdę do piekła. -  Próbował udawać obojętnego, bo w końcu nie przepadał za mną, ale ciekawość, a może coś innego, zżerało go od środka.
- Należałem do największego gangu w całej Wielkiej Brytanii. Wiesz, jak ktoś się nie zgadzał z zasadami dostawał baty i zaczynał być posłuszny - odpowiedziałem beznamiętnym głosem - Ja dostałem polecenie uderzenia w głowię niedźwiedzia polarnego i jechałem aż do Grenlandii, żeby to zrobić, ale widzisz.. misiek mnie podrapał i tak skończyłem. 
Spojrzałem na Williama, a jego mina była wręcz bezcenna. Przez dłuższą chwilę przetwarzał w głowie wiadomości, które mu podałem, zanim dokładnie załapał, że to żart.  
- Bardzo śmieszne - mruknął pod nosem.
- Dla mnie nie było śmieszne, bolało. Miśki polarne mają ostre pazury - odpowiedziałem i wróciłem do łazienki, przebierając się w zabrane wcześniej ubrania. Możliwe, że uzna mnie za debila, ale szczerze niezbyt mnie to interesuje. Za to bardzo prawdopodobne jest, że załatwi mi zakaz zbliżania się do Victorii na co najmniej sto metrów. 
Mogę jeszcze zmienić pokój? Może Miles i Josh mnie przygarną, mogę spać chociażby na podłodze. 



Victoria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz