niedziela, 27 maja 2018

Od Zaina cd. Felicity

Miałem niezmierną ochotę zaznaczyć jej bardzo wyraźnie, jaką satysfakcję odczuwam w związku ze złożoną mi propozycją na spędzenie czasu, ale powstrzymałem się w ostatnim momencie. Niby kierowała mną jedna rzecz - jeszcze większa satysfakcja, że właśnie znajdę się legalnie w jej pokoju, co otwierało większą możliwość na przebywanie w jej otoczeniu, a tym samym dostałem pozwolenie na pojawienie się z jeszcze mocniejszym przytupem w naszej relacji. Z drugiej strony, przeplatała się w tym wszystkim szczera intencja. Niebezpieczna intencja, która natychmiast została przykryta pierwszą opcją.
Dziewczyna nie czekała na moją odpowiedź. Odwróciła się na pięcie i równie energicznie stawiała kroki, zbliżając się do wyjścia ze stajni. Odpuściłem sobie złośliwą odpowiedź, co było dla mnie niezmiernie trudne, gdyż lubiłem mieć ostatnie zdanie w jakiejkolwiek konwersacji. Złapałem materiał koszulki, zaciągając się, ale nie poczułem żadnego nieprzyjemnego zapachu, choć faktycznie, zapach wody zdołał zagórować nad perfumami. Wzruszyłem ramionami, nie przejmując się kąśliwą uwagą City. Skierowałem się w przeciwnym kierunku, tak aby pochować wszelkie rzeczy Morrigan na miejsce. Musiałem też się szybko ulotnić z okolic możliwych do odwiedzania przez nauczycieli bądź trenerów. W tym momencie najmniej chciałbym się spowiadać z tego, dlaczego nie ma mnie na lekcji i czemu jestem cały mokry. No, prawie. Morrigan i tak zrobiła tu niezłe zamieszanie, stawiając stajennego w niemałe osłupienie, a ja byłem zmuszony na okrętkę tłumaczyć się, że wysłano mnie... nas w teren. Na całe szczęście nie pytał o nic więcej, choć czułem na sobie jego pytające spojrzenie, to postanowił jednak zająć się dalej swoimi sprawami, oddając diablicę w ręce właściciela.
Przemykając niezauważonym w stronę akademika, rzucając szybkie spojrzenie na numerek 6 widniejący na drzwiach pokoju, natychmiast znalazłem się w swoim, otwierając go i o mało nie zabijając się o rozłożoną w promieniach słońca Sharikę na dywanie. Wcale się tym nie przejęła, a u mnie w pierwszej chwili pojawiła się myśl, że wyjątkowo dzisiaj, stereotypowo, piękniejszy rodzaj ludzki ma dobry humor.
Szybko uporałem się z prysznicem, czego nie mogę powiedzieć o planach na resztę dnia, bo wyjątkowo ta wycieczka i dłuższy, chłodny spacer zabrały ze mnie energię witalną, a ja straciłem ochotę na wszelkie rzeczy, które miałem w planach. Ku uciesze niektórych, a na pewno Harry'ego. Nie ma to jak dzień nieruszania się z pokoju. Chyba ustanowię swoją nową tradycję wbrew całemu mojemu temperamentowi. Założyłem na siebie luźniejsze ubrania, przeciągając przez głowę z mokrymi włosami czarną bluzkę Vansa, do której jeszcze nie dobrały się ostre pazury kotki. Przewiesiłem bluzę przez ramię, zaczesując palcami mokre, opadając na czoło włosy do tyłu i postanowiłem, że zanim złożę pierwszą wizytę w pokoju Felicity, posiedzę jeszcze trochę w pokoju. Moje myślenie było raczej nastawione na to, aby nie wyglądało to tak, jakbym gnał z wizytą na złamanie karku. Myśl o tym, że może mi zależeć raczej niezbyt spodobała się mojemu JA, dlatego oparłem wygodnie plecy o ścianę i skrzyżowałem nogi w kostkach. Pięć, dziesięć minut, bo więcej nie jestem w stanie. W milczeniu, z lecącą piosenką w głowie, zajmowałem się telefonem, z zadowoleniem czekając aż upłynie wyznaczony przeze mnie czas. Gdy jednak natknąłem się przypadkowo we wszechwiedzącym internecie na znane mi nazwisko Hale w artykule, na samym dole strony głównej przeglądarki, zdecydowałem niemal od razu żeby ruszyć się i nie pozwolić mojej głowie na zaprzątnie sobie ponownie myślami o rzeczach będących jakiś czas temu. A skoro miałem wyjątkowo określony plan, to nie mogło wybrać lepszego momentu niż ten. I mówię to wyjątkowo bez sarkazmu.
~*~
Zapukałem dwa razy w drzwi i nie czekając na zaproszenie z wewnątrz, otworzyłem drzwi w tym samym momencie, w którym dziewczyna krzyknęła proszę. Wiedziała, że to będę ja, więc nic dziwnego, że jej głos, jak i spojrzenie były obojętne. Wszedłem do środka, unosząc nieco do góry dłonie, w których trzymałem parującą w kubkach herbatę. Jej brwi nieco uniosły się do góry, tak jakby nie wierzyła naprawdę, że przyjdę tutaj z gorącym napojem. Jak dla mnie, to nie był żart, a herbata mogła nabrać symboliczne znaczenie pokoju, tak jak wśród Indian, fajka.
- Słyszałem, że ktoś tu oczekuje na przystojnego kelnera z dwoma, ciepłymi herbatami - wyszczerzyłem się zadziornie, zamykając ostrożnym ruchem plecami drzwi za sobą. Spoglądałem na pochylającą się nad laptopem dziewczynę, która została najprawdopodobniej oderwana od czegoś co już zdążyła włączyć. Patrzyła na moje ostrożne kroki, uśmiechając się w zadowoleniu, tak jakby myślała, że nasze spotkanie było tylko szczerze złośliwym dogryzaniem sobie, a ja wcale miałbym się nie pojawić.
- Kelnera niekoniecznie, ale herbatę chętnie przyjmę - zmarszczyłem brwi, pochylając się nad jej szafką nocną i odkładając kubki na blat. Przy okazji szybko omiotłem wzrokiem co się na niej znajdywało. Lampka, telefon, zegarek, małe zdjęcie rodzinne, coraz rzadziej taka rzecz występowała u ludzi na widoku. Od tego służyły albumy w telefonie, wypierając te zrobione w okładkach oraz ramki. Usiadłem na skraju łóżka i spojrzałem na ekran monitora - Co tak długo? - od razu spytała, a ja nie potrzebowałem dłuższej chwili by znaleźć ukryty przekaz w jej słowach. Odniosła się do mojego postępowania w restauracji. Uśmiechnąłem się nieco rozbawiony, przewracając oczami.
- Wybacz, zatrzymała mnie silna potrzeba opanowania własnej złośliwości przed wkroczeniem do jaskini lwa... a raczej jaskini Felicity z numerem sześć przeczepionym na samym wejściu - starałem się rozglądać w miarę dyskretnie po jej pokoju - Iście szatański numer aż emanuje pod wpływem ostrzeżeń aby tu nie wchodzić.
- Bardzo śmieszne - prychnęła, wgłębiając się w swój laptop. Kiedy już chciała wyłączyć kartę, szybko jej przerwałem.
- Zostaw, przecież to Sherlock - już teraz nie kryłem swojego braku zachowania się jak obcy człowiek w czyimś prywatnym i intymnym pomieszczeniu, rozkładając się jeszcze wygodniej obok niej - Symbol Anglii, no i gra tam Cumberbatch.
- Nie wyglądasz mi na kogoś, kto jest wielbicielem seriali - uniosła brew do góry, odsuwając ręce od klawiatury. Przez jej oczy błysnęła iskra uznania, że mimo wszystko, lubię ten serial i nie zacząłem narzekać na wybraną przez nią opcje.
- Pewnie gdybym miał czas i życie zwykłego nastolatka z problemami, to też oglądałbym seriale - natychmiast wyczuła tutaj sarkazm i odwróciła się z nieciekawą miną.
- No tak... zapomniałam, że jesteś wyjątkowy i wiedziesz całkiem inne życie niż reszta chłopczyków w twoim wieku.
- Przecież każdy chłopiec ratuje damy w opresji i przynosi im herbatę do łóżka, oglądając serial podczas zajęć, na które powinien się zjawić - pozwoliłem sobie na lekkie porządzenie się jej laptopem i ustawieniem odpowiedniego obrazu - I teraz o wiele lepiej pachniesz niż wcześniej, dlatego postanowiłem tu zostać. Nie masz za co dziękować. Robię przecież to wszystko bezinteresownie - dziewczyna prychnęła pod nosem, jednak zabrała z mojej ręki herbatę, którą właśnie jej podawałem. Upiła łyk, ogrzewając sobie ręce o nagrzany kubek. Oparła się o poduszkę i już więcej nie mówiła, pewnie powstrzymując się przed uszczypliwą uwagą, zostawiając sobie okazję na nasze późniejsze złośliwości.
Jednak z upływem czasu i kolejnego odcinka, atmosfera obowiązku dogryzania sobie całkowicie ustąpiła dyskusji na temat bohaterów serialu. Felicity strasznie denerwowało, gdy zamiast nazywać Morgana Freemana dr.Watsonem, ciągle nazywałem go Bilbo Szary. Natomiast Benedicta Cumberbatcha grającego Sherlocka, dr.Strange. W końcu, gdy oberwałem z ramienia w bok nieco zbyt za mocno, zrezygnowałem z robienia jej na złość i nazywałem ich tak tylko w niektórych momentach. Zanim się obejrzałem, a sezony (które i tak liczą w sobie po trzy odcinki) skończyły się. Nie uszło też mojej uwadze pojawiające się pierwsze objawy przeziębienia u Coty, ale zamierzałem jej oszczędzić swoich uwag, wiedząc że zapewne spotkam się z zaprzeczeniem. Po skończonym którymś tam z kolei odcinku, przewróciłem się na bok, obejmując poduszkę ramionami i opierając o nią głowę. Treningi dawno się skończyły, w sumie to zaczynała się powoli pora kolacji.
- Masz wygodną poduszkę. Dlaczego wszyscy mają wygodniejsze poduszki? - mruknąłem cicho, przymykając na chwilę oczy, by zaraz znowu je otworzyć
- Skąd to wiesz? - zapytała, a zanim uzyskała odpowiedź, zdążyła dopowiedzieć jeszcze jedno pytanie. Tym razem brzmiało ono nieco mniej pewnie i w jakimś stopniu opryskliwie - W ilu spałeś? - uniosłem brew, mierząc jej twarz uważnym spojrzeniem, a nasze miny były bardziej poważne niż na rozdawaniu sprawdzianów u pana Haldane'a. Wziąłem głęboki oddech, mruczą cicho w zastanowieniu.
- Licząc od początku mojego pobytu tutaj... no to w... w około siedmiu, może ośmiu? - City zamrugała oczami, a jej twarz nie zmieniła wyrazu, za to spojrzenie było jeszcze bardziej lodowate niż przedtem. Pozwoliłem jej pobyć z myślą chwilę bez słów, po czym zaraz się roześmiałem, na co odwróciła głowę i wbiła we mnie przenikliwe spojrzenie - Żartuję. Sypiam zazwyczaj u siebie, aż takim degeneratem nie jestem.
-Więc skąd się wzięła ta liczba? - spytała jakby do końca nie chciała mi uwierzyć, choć widziałem zmianę w jej nastawieniu. Rozumiała, że to był kiepski żart - Ja pomyślałam o Harrym. Tylko.
- Były różne przypadki - wzruszyłem ramionami, kierując wzrok na sufit pokoju - Poza tym, był pewien czas, kiedy przebywali tutaj moi przyjaciele, ale to nadal nie zmienia faktu, że w większości przypadkach, spałem w swoim łóżku, a nie w innych. Ty myślałaś, że... - nie skończyłem, próbując jakoś delikatnie ułożyć słowa. Chyba po raz pierwszy zwracając się do niej. Przy tym z delikatnym uśmiechem i cieniem rozbawienia, że o takim czymś mogła pomyśleć.
- Co? Nie! - zaprzeczyła, cicho fukając pod nosem - Oczywiście, że nie. I wiem, że robisz to specjalnie - sięgnęła kubek z szafki, który jednak był pusty, bo zaczęła rysować paznokciem po jego gładkiej powierzchni. Zaśmiałem się cicho i podniosłem do siadu, zabierając od niej trzymany w dłoniach przedmiot.
- Zrobię tobie jeszcze jedną - posłałem jej nadal rozbawione spojrzenie i podniosłem się z łóżka, wstając - A ty w tym czasie myśl, co dalej mógłbym porobić żeby mi się nie nudziło - na odchodne rzuciłem tylko szybko polecenie, na co oberwałem piorunującym spojrzeniem. Jest wyjątkowo cierpliwa jak na kogoś, kto niezbyt pała do mnie sympatią.

City?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz