niedziela, 13 maja 2018

Od Daisy C.D. Zaina

Nie mogłam w to uwierzyć. Nie dość, że z moją mizerną orientacją w terenie nie wiedziałam gdzie mam iść, to jeszcze uciekając do akademika, uderzyłam kogoś drzwiami. Jednak kogo ja mogłam uderzyć jak nie najprzystojniejszego bruneta jakiego kiedykolwiek spotkałam. Mimo to zbył sytuację uśmiechem, szybkim, lecz zauważalnym. Kiedy wrócił do energicznego pocierania swojego ramienia z wyraźnym grymasem bólu, który wykrzywiał cudowne rysy jego twarzy. Za rzeczy, które czyniły to z nimi, ludzie powinni być potępieni. Czyli ja powinnam być.
- Nie mów tak, ja tak nie uważam - odparłam nadal cicho, jednak tym razem nieco głośniej, aby nie musiał dodatkowo wsłuchiwać się w moje słowa. Uniosłam głowę, chcąc na niego spojrzeć... Nawet nie pamiętałam kiedy zdążyłam spuścić ją wcześniej. Moje ręce miotały się wokół, skubiąc rękawy mojej bluzy, którą miałam na sobie, jakby nie mogły znaleźć sobie stałego miejsca. To normalne dla mnie kiedy się stresuję.
- Jesteś niezwykle nieśmiała - zauważył, a moje oczy otworzyły się szerzej, słysząc to. Mimo to mogłam się spodziewać tego zdania prędzej czy później. - Jednak... Jakby to powiedzieć. Przesadnie miła? W sensie, jak to możliwe, że przepraszasz za wszystko, jakbyś nie miała prawa żyć - delikatnie parsknął śmiechem, który brzmiał w moich uszach niczym cudowna symfonia. Dźwięczy, miły, powodujący, że również chciałam się śmiać. Wtedy jednak powstrzymałam się zauważając, że mimo wszystko byłoby to nie na miejscu.
- Widzisz... - zaczęłam powoli, zbierając w sobie myśli oraz odwagę - ja tak mam. Zawsze byłam niezręczna społecznie, a zostałam wychowana w dobrych wartościach moralnych i przy takim połączeniu powstała taka wersja mnie. Przepraszająca za to, że żyje... Nie tak, że żałuję, że cię spotkałam, chociaż nie mogę powiedzieć, że były to idealne sytuacje, w których chciałabym cię spotkać - przyznałam, odrywając wzrok od niego. Nie mogłam wytrzymać jego spojrzenia oraz kształtnych ust, na których powoli powstawał uśmiech.
- To niezwykłe! - krzyknął nagle, ale radośnie.- Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie tyle wypowiedzianych słów na raz! - skończył swoją myśl, wywołując u mnie tym razem potok śmiechu. Może nie był on najbardziej swobodny i głośny, jednak szczery, a to było dla mnie najważniejsze. Moje oczy automatycznie zamknęły się pod wpływem uczucia. Taka naturalna reakcja organizmu, która była dla mnie charakterystyczna, jak jeszcze kilka innych mniej ważnych szczegółów mojej egzystencji.
- Aż tak źle ze mną nie jest, żebym wcale się nie odzywała. Zwyczajnie nie lubię tłumów - wzruszyłam delikatnie ramionami, ukazując jeden z moich najmilszych uśmiechów. Po chwili zgarnęłam ręce za siebie, gdzie splątałam palce dłoni. Może wreszcie się uspokoją.
- Słuchaj bo ja się spieszę na trening - odparł, zerkając na zegarek i ponad mnie. Tak. Nie za mnie, tylko ponad mnie. Sięgałam mu może do ramienia, co powodowało, że miałam dziwną ochotę objąć go teraz wokół pasa, wtulić twarz w jego klatkę piersiową i powiedzieć mu, żeby mi pomógł, bo nie wiem dokąd mam iść.
- Jasne... Nie zatrzymuję cię, rozumiem obowiązki i tak dalej... - pokiwałam głową, przygryzając dolną wargę zaraz po tym, jak słowa wypłynęły z moich ust.
- Tak... Ja i obowiązki dobre - odchrząknął i kaszlnął jakby chcąc zamaskować swoją wcześniejszą uwagę. - Nie chciałbym być poza tym wścibski, ale nie powinnaś też tam iść?
- Ja... - westchnęłam ciężko - właściwie to powinnam. Jestem tutaj kilka dni, nie... nieważne. Nie chcę ci robić problemu - dodałam od razu, wycofując się ze swoich słów, które już miały opuścić moje usta. Znowu to zrobiłam. Nie mogę się tam wycofywać.
- Proszę cię Daisy, nie robisz mi problemu - zaśmiał się nerwowo, pocierając dłonią kark. Wyczuwa moją niezręczność. Musi mnie uważać za kogoś niespełna rozumu... - Więc?
- Nie wiem dokąd mam iść - przyznałam się. - Jestem tutaj kilka dni, zazwyczaj chodziłam z pewną grupką osób, jednak dzisiaj się nie pojawili... Pewnie zapomnieli, zdarza się każdemu, nie mam im tego za złe, ale... Nie wiem dokładnie gdzie co się znajduje, dopiero zdążyłam poznać gdzie są wszystkie sale w akademii i... i...
- Hej spokojnie - jego dłoń już drugi raz dzisiaj spoczęła na moim ramieniu. To chyba jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Panikuję jak jakaś dziewczynka w podstawówce, którą trącił ramieniem straszy chłopak, który się jej podoba. Dziecinne. Niestety typowe dla mnie... - Rozumiem cię, też na początku nie mogłem się odnaleźć. Wiesz do której grupy należysz?
- Do pierwszej - odparłam i poczułam się dziwnie. Jak małe dziecko, nad którym pochylił się starszy chłopak i postanowił pomóc małej dziewczynce. Nie przepadałam za tym uczuciem, jednak z moim wzrostem nie trudno było o takie odniesienie.
- Ja do drugiej, jednak z chęcią ci pomogę, będę przynajmniej dobre wytłumaczenie, dlaczego ponownie pojawiłem się nieco później na treningu niż inni.
- A czy to nie nazywa się po prostu spóźnieniem? - zapytałam zmieszana, nie do końca rozumiejąc, dlaczego opisuje to tak na okrętkę. Zaśmiał się nerwowo.
- Osobiście uważam, że to inni przychodzą za wcześnie - odparł, a ja z lekko rozchylonymi ustami ze zdziwienia, pokiwałam głową.
- Tak też można na to spojrzeć - uśmiechnęłam się, na co odpowiedział tym samym. Musiałam w duchu przyznać, że tak przede wszystkim to imponowała mi w nim jego pewność siebie, która wręcz biła od niego już od pierwszego naszego spotkania. Można się było spalić w tym świetle, które emitował jako samoistne drugie Słońce. Pomyślałam wtedy, że właściwie to był dla mnie miły, oprócz pierwszego wyładowania prawdopodobnie swojej frustracji, więc powinnam mu dać drugą szansę i otworzyć się na niego. Nie chciałam go za szybko ocenić, ponieważ ja również nie chciałam zostać dla niego nieśmiałym dziwadłem, które nie potrafi wykrztusić z siebie słowa pomimo, że zaskakująco często tak się kończyło. Miałam tylko nadzieję, że tym razem będzie inaczej. - To... pomożesz mi? Nie chciałabym cię pospieszać, jednak wolałabym zrobić dobre pierwsze wrażenia, a nadal oboje jesteśmy spóźnieni.
- Tak, jasne - obróciłam się i jednym krokiem ponownie znalazłam się na zewnątrz budynku. Chłopak podążał zaraz za mną, wyczuwałam wręcz ciepło jego ciała obok mnie. - Niestety co do mnie, to obawiam się, że już nikt z trenerów nie ma złudzeń, że kiedykolwiek zostanę uczniem, który będzie pojawiał się na zajęciach jako pierwszy - dodał, a ja odpowiedziałam na to króciutkim śmiechem. Musiałam przyznać, że okazał się być całkiem zabawny, co powodowało, że jeszcze bardziej mi się podobał. Zerknął na zegarek i jakby automatycznie podciągnął rękaw bluzy do połowy przedramienia, a po chwili jak to wyglądało głębszego zastanowienia oraz wewnętrznej walki z samym sobą, zrobił to z drugim rękawem. Wtedy mój uśmiech się gdzieś zgubił, a ja natychmiast się zatrzymałam. Jak mogłam dopiero zauważyć, że był cały w tatuażach? Nawet dłonie miał nimi pokryte. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to to, czy go bolą. Później dopiero dlaczego są na całym jego ciele i w jakim celu. Nie lubiłam tatuaży. Uważałam je za bezsensowne, nie służyły według mnie niczemu, więc były tylko niepotrzebnym bólem. Zain musiał wreszcie po dobrych kilkunastu krokach zauważyć, że przestałam za nim podążać, ponieważ nagle do mnie wrócił i wsunąwszy dłoń pod mój podbródek uniósł moją głowę, abym na niego spojrzała.
- Wszystko w porządku? - zapytał zmieszany moim zachowaniem. Przełknęłam ślinę, zbijając usta w wąską linię i po chwili kręcą głową. - Co się stało? Coś się tobie stało? Coś zrobiłem? - pytał dalej, a ja tylko westchnęłam, zamykając na chwilę oczy. Czułam w kościach, że to będzie ciężka rozmowa. Wskazałam głową na jego dłonie. - Co? Nie rozumiem?
- T-twoje ręce - wydukałam, czując jak moje policzki od razu zaczęły płonąć. Musiałam wyglądać jak przysłowiowy pomidor.
- Ale co z moimi rękami jest... - przerwał, a po chwili westchnął. - Ach więc to o to chodzi. Nie lubisz moim tatuaży tak?
Odwróciłam głowę, uciekając wzrokiem. Właściwie to były ładne, jednak nie podobało mi się, że nigdy nie schodziły ze skóry, były na zawsze i nieodwołalnie. Co najgorsze to pewnie sprawiały mu ból, czego nie byłam zarazem pewna, a to tak czy tak mi się nie podobało, stanowił za ładną istotę, żeby robić to sobie. Jednak przecież nie mogłam mu tego tak zwyczajnie powiedzieć prosto w oczy, wstydziłam się, ponieważ ledwo co go spotkałam. Nic o nim nie wiedziałam, a tak mało mi brakowało, żeby wypalić, że jest piękny i ma z tym skończyć. Nie miłe, głupie, bezsensowne, tak bardzo do mnie nie pasujące. W końcu wzruszyłam ramionami.
- Bolą cię? - zerkałam to na te rysunki, to w jego oczy. - Wyglądają... Są ładne, niektóre nawet artystyczne, ale... Warte są tego? W sensie bólu i... i...
- Hej - delikatnie musnął moje ramie chcąc mnie uspokoić, co od razu zadziałało. - To nie tak, że bolą cały czas. Jak się je robi, później przez jakiś czas, ale teraz może tylko czasem i w określonych sytuacjach. Poza tym pamiętaj Daisy, że jesteś spóźniona i możemy porozmawiać o nich później, po treningu.
- Tak? - zapytałam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Tak, - zaczął się śmiać - co w tym dziwnego?
- W sensie, bo nie chodzi o to, że dziwię się, że możemy, tylko nie spodziewałabym się... Rozumiesz wydajesz się być bardzo otwarty, pewny siebie i pewnie jesteś wiecznie otoczony ludźmi... Ja nie. Mnie nikt nie rozumie i wszyscy myślą, że coś ze mną jest nie tak, bo jestem zwyczajnie miła.

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz